Naprawdę jednak nie mógł sobie wyobrazić, że młodziutka panienka mogłaby go zlekceważyć. A on przygotował się tak starannie na to spotkanie, ubrał się elegancko i w napięciu oczekiwał wspaniałego wieczoru i upojnej nocy. Dziewica, taka niedojrzała, taka niedoświadczona, że nie mogła się nawet niczego domyślać. A gdyby przyszła w towarzystwie swojego groteskowego kuzyna, to adwokat będzie przynajmniej miał oboje pod kontrolą, dopóki nie nadejdzie odpowiedź od stryja Snivela.
I oto został z pustymi rękami!
No niech tam, przecież przyjdą w czwartek...
Ale to dopiero za trzy dni.
Pieniŕc sić ze zůoúci S¸rensen wróciů do domu i wysůaů natychmiast sůuýŕcego, by szukaů Vingi i jej towarzysza we wszystkich miejscach noclegowych w Christianii i najbliższej okolicy.
Sůuýŕcy wróciů póęno w nocy, lecz S¸rensen siedziaů i czekaů. Przywyků do nocnego ýycia.
Nie, nigdzie nie było żadnej Vingi. Kamień w wodę!
W bardzo ponurym nastroju kładł się adwokat spać, kiedy świt zaczynał już rozjaśniać niebo. Zastanawiał się, czy zrobić awanturę służącemu, żeby wyładować na nim własne rozczarowanie, ale uznał to za zbyt ryzykowne. Służący był rosłym i silnym mężczyzną, a prócz nich w domu nie było nikogo. Adwokat wolał nie kusić losu.
Ciekawe, co też stryj powie na to wszystko?
Tego miał się dowiedzieć już wkrótce. Stryj Snivel bowiem przybył osobiście, i to najszybciej jak mógł. Zostawił swoje ważne sprawy w kupieckim mieście Moss i juý nastćpnego dnia wpadů do biura S¸rensena niczym rozjuszony byk. Biuro byůo, rzecz jasna, jedynie pićknie urzŕdzonym salonikiem w jego mieszkaniu, tym samym, w którym odwiedziůa go Vinga.
Pićkne koronki u mankietów S¸rensena drýaůy, gdy witaů przybyůego. Snivel jednak wobec niego wrogo usposobiony nie byů. Naleýy bezzwůocznie odnaleęă tych natrćtów, którzy odwaýyli sić wystŕpiă przeciwko niemu, chcŕ mu odebraă jego wůasny majŕtek! Snivelowi! A przy okazji takýe S¸rensenowi!
- Musisz ich odnaleźć, zanim zdążą wyrządzić nam jakąś szkodę - parskała wielka, stara ropucha, podrywając się co chwila z rokokowego fotela. Obwisłe policzki Snivela i podbródek podnosiły się także ponad kołnierzem i jedwabną kamizelką. W obrzękłej twarzy płonęły gniewem małe, jak u świni albo u amfibii, oczka.
- Mają przyjść tu w czwartek.
- Wtedy może już być za późno - uciął ostro Snivel. - Jak mogłeś ją wypuścić, kiedy już miałeś ją we własnym domu?
- Sprawiała wrażenie bardzo posłusznej, dygnęła i powiedziała: „Tak, dziękuję", kiedy zaproponowałem, żeby się zatrzymali „Pod Błękitnym Pucharem". A zresztą zaprosiłem ją na obiad, ale ona wtedy nie mogła, obiecała, że wrócimy do tej sprawy w czwartek. Więc nie była całkiem niechętna.
Uúmiech S¸rensena úwiadczyů, iý to niemoýliwe, by ktoś okazywał niechęć, kiedy on zaprasza.
- Czwartek. To pojutrze - mruknął Snivel, przymknąwszy oczy. - Tak długo nie możemy czekać. A co będzie, jeśli oni tymczasem znajdą sobie innego adwokata?
- Ja obiecałem, że podejmę się sprawy, jeśli to będzie konieczne. Ona tu nikogo nie zna.
- Hm... - Snivel zastanawiał się.
- Czy... Stryj ma jakÄ…Å› propozycjÄ™?
- Propozycję? - syknął Snivel. - Nie mamy przecież wyboru! Proces byłby niebezpieczny dla nas obu. Tylko patrzeć, jak się dowiedzą, że to ty dostałeś Elistrand. Adwokat rodziny! Bratanek egzekutora! Jak to brzmi, twoim zdaniem? Musisz ich odszukać, Sigurd. I unieszkodliwić raz na zawsze!
Adwokat Menger długo rozmawiał z Heikem i Vingą. Musieli mu opowiedzieć wszystko o swoim życiu, z najdrobniejszymi szczegóůami, i wszystko, co wiedzieli o historii rodu, a takýe o historii trzech dworów Ludzi Lodu. Dziaůo sić to tego samego wieczora, kiedy Snivel pćdziů na ůeb na szyjć do Christianii i kiedy S¸rensen uúwiadomiů sobie, ýe ýadne z dwojga můodych nie mieszka „Pod Błękitnym Pucharem" ani w innej gospodzie w mieście i okolicach.
Zmrok zapadał w domku Simena, więc Heike zasłonił derką małe okienko i zapalił świecę.
Adwokat Menger kaszlał okropnie. Heike od dawna się temu przysłuchiwał. Z wahaniem, żeby nie urazić gościa, powiedział w końcu:
- Słyszę, że cierpi pan na poważną chorobę płuc. Chciałbym panu powiedzieć, że dotknięci złym dziedzictwem członkowie naszego rodu zawsze znali się na leczeniu chorób, przynosimy to ze sobą na świat. Tylko że metody, jakie stosujemy, mogą się niekiedy wydać niezbyt ortodoksyjne. Ja sam nie miałem możliwości kształcenia się w tym kierunku, nie miałem też czasu, żeby zapoznać się z leczniczymi środkami, jakie Ludzie Lodu przekazują sobie z pokolenia na pokolenie, ponieważ dopiero niedawno przybyůem do parafii Grĺstensholm. Vinga jednak nauczyůa sić sporo od swojej matki, Elisabet, a poza tym ona umie odczytywaă etykiety i recepty na sůoiczkach i szkatuůkach. Ja tego nie potrafić. Gdyby pan chciaů, to przed nastćpnym spotkaniem znajdziemy coś, co złagodzi pańskie cierpienia.
Menger uśmiechnął się smutno. W blasku świecy jego twarz była trupio blada.
- Och, gdybyście mogli uwolnić mnie od tego krzyża! Ale ja byłem już u wszystkich lekarzy, jacy istnieją, i żaden nie robi mi najmniejszych nadziei. Spróbuję wytrwać jakoś do końca procesu przeciwko Snivelowi, bo całe życie marzyłem, żeby go zdemaskować. Ale na nic więcej raczej nie powinienem już liczyć.
- Gdybym mógł zaraz obejrzeć dokładniej środki lecznicze Ludzi Lodu, to chyba znalazłbym lekarstwo jeszcze dziś - rzekł Heike. - Ja wiem, że mam odpowiednie zdolności.
- Ja też jeszcze nie zdążyłam tego przejrzeć - powiedziała Vinga. - Co prawda nie mam żadnych tego rodzaju zdolności, ale chętnie pomogę.
- Dziękuję, wiem, że pani to zrobi - uśmiechnął się Menger. - Czy wolno mi powiedzieć, że jesteście parą niezwykle sympatycznych młodych ludzi?
- Dziękujemy, oczywiście, że wolno panu - rozpromieniła się Vinga i Menger zapragnął nieoczekiwanie mieć o czterdzieści lat mniej i być zdrowym.
Nagle Heike wstrzymał oddech, jakby się czemuś przysłuchiwał.
- Co się stało? - szepnęła Vinga.
- Ciii! Myślę, że nie będziemy musieli czekać z kuracją do następnego razu.
Energicznie podszedł do schowka, wyjął skarb i pochylił się nad nim.
Menger spojrzał pytająco na Vingę.
- Heike otrzymał pomoc - szepnęła.
- Pomoc?