Czuję w duszy strumień życia, miłości i zrozumienia. Widzę siebie w windzie:
w towarzystwie kilku naszych pracowników opieram się lekko plecami o ścianę. Pytam ich o
coś, a oni odpowiadają uprzejmie i z radością. To wspaniałe przeżycie wyzwolenia, pewności
i wiary w siebie. Jestem za to z całego serca wdzięczny.”
Modlitwę tę powtarzał przez jakieś dziesięć dni, chcąc pokonać klaustrofobię;
jedenastego dnia bez cienia strachu wsiadł do windy.
Normalny i nienormalny strach
Rzeczą wrodzoną są dla człowieka dwa rodzaje lęku: przed spadaniem i przed
groźnymi odgłosami. Dla celów samozachowawczych natura wyposażyła nas w rodzaj
systemu alarmowego. Normalny strach jest czymś dobrym. Słysząc, jak nadjeżdża samochód,
uskakujesz na bok, ratując w ten sposób życie. Strach przed przejechaniem wywołuje
spontaniczne działanie obronne. Na tym przykładzie widać, jak działa ów naturalny system
alarmowy.
Ludzkie życie przyćmione jest jednak wieloma lękami i bezzasadnymi obawami,
które są ewidentnym skutkiem błędnego wychowania. Odpowiedzialni są za to rodzice,
rodzina, nauczyciele oraz inne czynniki wpływające na psychikę dziecka.
Nienormalny strach
Nienormalny strach jest wytworem niekontrolowanej wyobraźni. Pewna pani, którą
zaproszono w podróż samolotem dookoła świata, zaczęła wycinać z gazet wszelkie
doniesienia o katastrofach lotniczych. Widziała już, jak spada, tonie w oceanie albo płonie.
Są to oczywiście upiorne wizje zrodzone z nienormalnego strachu. Gdyby jednak nie zdołała
poskromić swoich urojeń, mogłoby nastąpić to, czego się najbardziej bała.
Kolejnym przykładem takich nienormalnych obaw jest pewien nowojorski
biznesmen, niegdyś bardzo prężny i zamożny. Choć pod każdym względem wiodło mu się
dobrze, popadł w najgorsze czarnowidztwo, które kultywował w wyobraźni, roztaczając
przed sobą same realistyczne sceny klęski. Widział siebie w opustoszałych pomieszczeniach
biurowych z pustymi kasami, ba, nawet w trakcie postępowania upadłościowego. Mimo
ostrzeżeń nie mógł się wyzwolić od owych katastroficznych wyobrażeń; stale robił żonie
uwagi w rodzaju: „Daleko w ten sposób nie zajedziemy”, „Z pewnością będzie kryzys”, „Już
my na pewno splajtujemy” itd.
Nic dziwnego, że jego interesy szły coraz gorzej, aż w końcu sprawdziły się
najgorsze obawy: rzeczywiście zbankrutował. Sądząc po kondycji firmy, nie musiało do tego
dojść, ale sam ściągnął nieszczęście, niepoprawnie dając się ponosić czarnowidztwu. Jak
rzekł Hiob: „Czego lękałem się najbardziej, spotkało mnie” (Job 3,24).
Niektórzy boją się, że coś stanie się ich dzieciom oraz że sami mogą ulec strasznej
katastrofie. Gdy przeczytają o epidemii albo rzadkiej chorobie, zaczynają żyć w ciągłym
strachu przed zakażeniem. A jak jest z tobą?
Sposób na nienormalny strach
Weź się w garść! Ktoś, kto poddaje się własnym lękom, niszczy wszystko: swoje
życie, perspektywy, ciało i umysł. Kiedy opadnie nas strach, rodzi się zarazem usilne
pragnienie odczuć, które byłyby odwrotnością dręczącej nas wizji. Skup się wtedy czym
prędzej na tym wymarzonym przeciwieństwie. Zajmij się wyłącznie pozytywnym
wyobrażeniem - jak ci bowiem wiadomo, twoje subiektywne wyobrażenie dojdzie do głosu
dzięki sile podświadomości. Taka postawa umysłu doda ci odwagi i poprawi nastrój. Dzięki
temu będziesz żyć w spokoju i bezpieczeństwie. Nic nie może ci się stać.
Spójrz grozie w oczy
Dyrektor generalny pewnego wielkiego przedsiębiorstwa pamięta do dziś, jak
zaczynając pracę przedstawiciela handlowego, kilka razy mijał dom każdego klienta, zanim
odważył się wejść. Pewnego dnia kierownik działu sprzedaży, który mu tym razem
towarzyszył, powiedział: „Czy pan się boi czarnego luda? Nic takiego nie istnieje. Pański
strach jest całkiem bezzasadny.” Odtąd nauczył się stawiać czoło lękom.
Wylądował w dżungli
Pewien kapelan opowiadał mi kiedyś o swoich przeżyciach podczas drugiej wojny
światowej. Pewnego dnia musiał wyskoczyć na spadochronie z płonącego samolotu i
wylądował w dżungli. Bał się bardzo, wiedział jednak, że istnieją dwa rodzaje strachu -
normalny i nienormalny, którego istotę wyjaśniliśmy powyżej.
Przemyślał spokojnie sytuację i powiedział sobie: „Nie możesz poddać się
przerażeniu. Twój strach to tylko pragnienie ratunku i bezpieczeństwa.” Po czym stwierdził
ufnie: „Kieruje mną nieskończona mądrość, która określa tory planet - i ona teraz
wyprowadzi mnie z dżungli”.
Mówił to zdanie głośno do siebie. „Potem, opowiadał, coś we mnie drgnęło.
Ogarnęło mnie poczucie pewności. I wyruszyłem w drogę. Po kilku dniach, kiedy niemal
cudem umknąłem niebezpieczeństwom, zabrał mnie samolot ratunkowy.”
Ocaliła go postawa umysłu. Ufność i niezachwiana wiara w subiektywną mądrość,
ukrytą w umyśle, pomogły mu wyjść z pozornie beznadziejnej sytuacji.
Swoją opowieść zakończył tak: „Gdybym w którymś momencie zaczął się nad sobą
użalać i poddał się, padłbym ofiarą strachu i pewnie umarłbym z głodu”.
Wymówił sobie stanowisko
Mój znajomy, prokurent w wielkim przedsiębiorstwie, opowiadał mi, że swego
czasu przez jakieś trzy lata żył w ciągłym strachu przed zwolnieniem. Ustawicznie myślał o
ewentualnych niepowodzeniach. Jego obawy brały się jedynie ze schyłkowych nastrojów.
Niezwykle żywa wyobraźnia doprowadziła go do tego, że ze strachu przed utratą posady
popadł w niepewność i nerwowość. W końcu poproszono go rzeczywiście o opuszczenie
stanowiska.
Ściśle biorąc jednak, to on wymówił sobie posadę. Jego ciągłe negatywne
wyobrażenia i autosugestia spowodowały odpowiednią reakcję podświadomości. Wyłącznie