Oczy te rozszerzyły się na widok Luke’a i Artoo.
Młodzieniec zamarł w bezruchu z palcem na włączniku miecza.
Stwór nie pragnął walki. Wydał przerażony, stłumiony skowyt i zawrócił. Poruszając się na wszystkich ośmiu kończynach, zniknął w głębi gęstwiny.
Po kilku minutach ciszy Luke uniósł się z kolan i na powrót przytroczył broń do pasa. Pierwsze spotkanie z mieszkańcem tego świata napełniło go otuchą. Być może ta dzika okolica, chociaż niezbyt przyjacielska, nie okaże się wroga. Pokrzepiony tą myślą ruszył w drogę, stawiając dłuższe kroki i pewniej dotykając roślin.
ROZDZIAŁ 2
Leia Organa zrobiła kolejną, beznadziejną próbę ułożenia przemoczonych włosów, po czym zrezygnowawszy z tego, z niesmakiem spojrzała na otaczającą ją bujną roślinność. Straciwszy całkowicie kontakt z Luke’em, zdołała wylądować w tym wilgotnym piekle. Odwagi dodawało jej przeświadczenie, że jeżeli Luke przeżył lądowanie, na pewno spróbuje do niej dotrzeć. Bądź co bądź, jego zadaniem było pilnowanie, aby bezpiecznie dotarła na Circarpous. Chociaż złościło ją to, wiedziała, że teraz spóźnienie będzie o wiele większe. Pobieżny przegląd myśliwca dowiódł, że nie ma już sensu martwić się złym funkcjonowaniem silnika, który był w tej chwili powyginanym kawałkiem metalu, niezdolnym do wprawienia w ruch ani siebie, ani czegokolwiek innego. Pozostała część skrzydła była w nieco lepszym stanie.
Zastanowiła się, czy wyruszyć na poszukiwania Luke’a. Lepiej było jednak zaczekać na przybycie towarzysza, a wiedziała, że Luke przybędzie po nią, gdy tylko będzie mógł.
- Przepraszam, księżniczko - odezwał się za jej plecami złocisty robot. - Czy myślisz, że Artoo i pan Luke wylądowali bezpiecznie na tym okropnym świecie?
- Oczywiście, że tak! Luke jest najlepszym pilotem, jakiego mamy. Jeżeli ja zdołałam posadzić maszynę, on na pewno nie miał żadnych kłopotów.
Była to część prawdy. A jeżeli Luke leży gdzieś ranny, niezdolny się ruszyć, a ona po prostu siedzi tutaj, czekając na niego? Lepiej o tym nie myśleć. Obraz pogruchotanego przyjaciela, wykrwawiającego się na śmierć w kabinie myśliwca, ścinał jej krew w żyłach.
Ponownie odsunęła dach kabiny, marszcząc nos na woń oparów, wydzielanych przez otaczające ich mokradła. Docierały do niej różnorakie odgłosy, wydawane przez stwory, poruszające się skrycie pod powierzchnią. Na razie jednak ukazała się jej oczom tylko para jaskrawo zabarwionych insektów. Pistolet spoczywał na jej kolanach. Nie potrzebowała go, siedząc bezpiecznie w kabinie i mogąc w każdej chwili błyskawicznie zasunąć pokrywę. Była całkowicie bezpieczna.
Threepio czuł co innego.
- Nie podoba mi się to miejsce, księżniczko. Wcale mi się nie podoba.
- Uspokój się. Tam na pewno nie ma niczego - wskazała głową zarośla - co mogłoby cię zjeść.
Przenikliwy gwizd rozległ się z lewej. Leia rozejrzała się prędko, wstrzymując z przerażenia oddech. Niczego jednak nie spostrzegła.
Przysunęła twarz jak najbliżej otwartego wlotu, starając się przeniknąć wzrokiem zieloną ścianę roślinności. Ponieważ odgłos nie powtórzył się, zmusiła się do spokoju.
- Czy coś widzisz, Threepio?
- Nie, księżniczko. Niczego większego od kilku niewielkich stawonogów, a patrzę również w podczerwieni. Co nie znaczy, że coś dużego i nieprzyjemnego nie ukrywa się dalej...
- Ale nie widzisz niczego?
- Nie!
Była wściekła na siebie. Zwykły hałas wyprowadził ją z równowagi. Był to pewnie tylko przypadkowy krzyk nieszkodliwego roślinożercy, a ona przeraziła się jak dziecko. Była zła, ponieważ cokolwiek było przyczyną katastrofy, udaremniło to jej planowe przybycie na Circarpous i niewątpliwie wystraszyło oczekujących. Na Luke’a była podwójnie zła. Dlatego że nie zdołał dokonać cudu nawigacyjnego i podążyć za nią mimo uszkodzonej aparatury, i dlatego że miał rację, sprzeciwiając się lądowaniu na tej planecie. Tak więc siedziała i wściekała się na siebie, wymyślając przekleństwa, jakimi go przywita, gdy tylko przybędzie, i drżąc na myśl co będzie, gdyby jednak nie przybył.
- Aaa! Łup!
Znowu dźwięk przypominający trąbienie. Cokolwiek wydało go z siebie, było w pobliżu. Co więcej, ostry dźwięk zabrzmiał jakby z mniejszej odległości. Tym razem zacisnęła dłoń na pistolecie. Ponownie powiodła wzrokiem po otaczającej dżungli, również i tym razem nie spostrzegając niczego.