Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Wielu żeglarzy odzianych w wyblakłe niebieskie tuniki wśród krzyków i sprzecznych rozkazów ciągnęło do brzegu dużą łódź, w połowie wypełnioną wodą. To tu, to tam na pomostach rybacy odziani w rdzawobrązowe ubrania naprawiali sieci, a dalej wzdłuż ulicy kilku próżniaków w futrzanych kamizelach siedziało na drewnianej werandzie przed cuchnącą kwasem tawerną popijając piwo z tanich kufli. Młoda kobieta o czerwonej dziobatej twarzy i miedzianych włosach wychyliła się z okna na piętrze wołając do przechodnia głosem, który wydawał się jej uwodzicielskim, lecz dla Gariona brzmiał po prostu szorstko i ochryple.
- To miejsce tętni życiem - mruknął Silk. Garion chrząknął i poszli dalej zaśmieconą ulicą.
Wtem dostrzegli nadchodzącą z naprzeciwka grupę uzbrojonych mężczyzn. Wszyscy mieli na głowach hełmy, lecz orgii nie pasujących do siebie kolorów i fasonów nawet przy największej wyobraźni nie można było nazwać mundurami. Ich buńczuczna postawa świadczyła, że są żołnierzami lub strażnikami.
- Wy dwaj! Stójcie! - warknął jeden z nich, kiedy obie grupy mijały się.
- W czym problem? - spytał łagodnie Silk.
- Nie widziaÅ‚em was tu wczeÅ›niej - powiedziaÅ‚ mężczyzna trzymajÄ…c dÅ‚oÅ„ na rÄ™kojeÅ›ci miecza. ByÅ‚ to wysoki drab z cze­rwonymi wÅ‚osami wymykajÄ…cymi siÄ™ spod heÅ‚mu. - Kim jesteÅ›cie?
- Nazywam się Saldas - skłamał Silk - a to jest Kvasta. - Wskazał na Gariona. - Jesteśmy tu w Karandzie obcymi.
- Co was tu sprowadza i skÄ…d przybywacie?
- JesteÅ›my z Dorikanu w Jenno - powiedziaÅ‚ Silk - i szu­kamy tu mojego starszego brata. JakiÅ› czas temu wypÅ‚ynÄ…Å‚ z wioski Dashun po drugiej stronie jeziora i do tej pory nie powróciÅ‚.
Rudowłosy mężczyzna popatrzył podejrzliwie.
- Rozmawialiśmy z jakimś człowiekiem przy północnej bramie - kontynuował Silk - i powiedział nam, że podczas sztormu zatonęła jakaś łódź niedaleko pomostów. - Na jego twarzy pojawił się smutek. - Czas właściwie by się zgadzał i opis łodzi również pasuje do tej, którą płynął mój brat. Czy przypadkiem nie słyszeliście o tym? - Mały człowieczek sprawiał w tym momencie wrażenie niezwykle szczerego.
Podejrzliwość znikneła z twarzy czerwonowłosego.
- Zdaje się, że coś obiło mi się o uszy - potwierdził.
- Ten człowiek, z którym rozmawialiśmy, powiedział, że wydawało mu się, że ktoś ocalał - dodał Silk. - O jednym przynajmniej wiedział, a mianowicie że jakaś kobieta w ciemnej pelerynie z dzieckiem na rękach zdołała odpłynąć w małej łódce. Może o niej coś wiecie?
Twarz Karanda spoważniała.
- O tak - powiedział. - O niej wiemy.
- Czy mógÅ‚by mi pan powiedzieć, dokÄ…d siÄ™ udaÅ‚a? - spytaÅ‚ Silk. - Bardzo chciaÅ‚bym z niÄ… porozmawiać i dowiedzieć siÄ™, czy wie cokolwiek o losie mego brata. - NachyliÅ‚ siÄ™ poufnie do strażnika. - Szczerze mówiÄ…c, dobry panie, nie znoszÄ™ mego brata. Nienawidzimy siÄ™ od samego dzieciÅ„stwa, lecz obiecaÅ‚em memu staremu ojcu, że dowiem siÄ™, co siÄ™ z nim staÅ‚o. - Za­mrugaÅ‚ przebiegle okiem. - Rozumie siÄ™, w grÄ™ wchodzi dziedzictwo. JeÅ›li bÄ™dÄ™ mógÅ‚ zapewnić ojca, że mój brat nie żyje, bÄ™dÄ™ miaÅ‚ w perspektywie Å‚adnÄ… sumkÄ™.
Czerwonowłosy mężczyzna wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Rozumiem twÄ… sytuacjÄ™, Saldasie - powiedziaÅ‚. - Roz­mawiaÅ‚em również z moimi braćmi o prawie do majÄ…tku - zmrużyÅ‚ oczy. - Mówisz, że jesteÅ› z Dorikanu? - spytaÅ‚.
- Tak. Brzeg rzeki Magan. Znasz nasze miasto?
- Czy Dorikanie słuchają nauk Menghi?
- Oswobodziciela? Oczywiście. Czyż nie czyni tego cała Karanda?
- Czy w ciÄ…gu ostatniego miesiÄ…ca widziaÅ‚eÅ› któregoÅ› z WÅ‚ad­ców CiemnoÅ›ci?
- Sług Władcy Demonów Nahaza? Nie, nie widziałem, lecz ja i Kvasta od jakiegoś czasu nie braliśmy udziału w obrzędach. Jestem jednak pewien, że czarownicy w dalszym ciągu ich wzywają.
- Nie byłbym taki pewny, Saldasie. Tu w Karandzie od ponad pięciu tygodni nie widzieliśmy żadnego. Nasi czarownicy próbowali ich wzywać, lecz demony odmawiają przybycia. Nawet Grolimom, którzy teraz czczą Nahaza, nie udało się, a jak wszyscy wiecie, oni są potężnymi magami.
- To prawda - zgodził się Silk.
- Czy słyszałeś coś o miejscu pobytu Menghi? Silk wzruszył ramionami.
- Ostatnio słyszałem, że bawi gdzieś w Katakor. W Dorikanie czekamy na jego powrót, abyśmy mogli wymieść Angaraków z całej Karandy.
Ta odpowiedź zdawała się satysfakcjonować strażnika.
- W porzÄ…dku, Saldasie - powiedziaÅ‚. - Uważam, że masz dostateczny powód, żeby goÅ›cić w Karandzie. Nie sÄ…dzÄ™ jednak, by udaÅ‚o ci siÄ™ znaleźć kobietÄ™, z którÄ… chcesz rozmawiać. Z tego co sÅ‚yszaÅ‚em, ona rzeczywiÅ›cie byÅ‚a na Å‚odzi twego brata i rzeczywiÅ›cie udaÅ‚o jej siÄ™ umknąć, zanim rozpÄ™taÅ‚a siÄ™ burza. W maÅ‚ej łódce wylÄ…dowaÅ‚a na poÅ‚udnie od miasta. PodążyÅ‚a ku poÅ‚udniowej bramie z zawiniÄ…tkiem w ramionach, kierujÄ…c siÄ™ prosto do ÅšwiÄ…tyni. Przez jakiÅ› czas rozmawiaÅ‚a ze zgromadzony­mi wewnÄ…trz Grolimami. Kiedy wyszÅ‚a, wszyscy podążyli za niÄ….
- W którą stronę się udali? - spytał Silk.
- Wyszli wschodniÄ… bramÄ….
- Kiedy?
- Pod koniec ubiegłego tygodnia. Powiem ci coś, Saldasie. Mengha powinien zaprzestać tego, co robi w Katakor, i powrócić do środkowej Karandy, skąd się wywodzi. Cały ruch zaczyna się chwiać w posadach. Władcy Ciemności opuścili nas, a Grolimowie wloką się za tą kobietą z dzieckiem. Pozostali nam jedynie czarownicy, lecz większość z nich popadła w obłęd.
- Z nimi zawsze tak było, prawda? - roześmiał się Silk. - Manipulowanie ponadnaturalnymi sprawami zwykle rozstraja ludzki umysł.
- Wydajesz siÄ™ sensownym czÅ‚owiekiem, Saldasie - po­chwaliÅ‚ czerwonowÅ‚osy, poklepujÄ…c go po ramieniu. - ChciaÅ‚bym zatrzymać siÄ™ i porozmawiać z tobÄ… dÅ‚użej, lecz wraz z moimi ludźmi muszÄ™ dokoÅ„czyć patrolowania. Mam nadziejÄ™, że zna­jdziesz swego brata. - MrugnÄ…Å‚ chytrze. - A może powinienem powiedzieć, że nie znajdziesz.
Silk wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Dzięki za życzenia - odparł. Żołnierze ruszyli dalej ulicą.
- Opowiadasz lepsze historyjki niż Belgarath - powiedział Garion do przyjaciela.
- Mam talent. To było niezwykle korzystne spotkanie, nieprawdaż? Teraz rozumiem, dlaczego Klejnot nie znalazł jeszcze śladu. Weszliśmy do miasta północną bramą, podczas gdy Zandramas weszła od strony południowej. Jeśli skierujemy się prosto do Świątyni, Klejnot prawdopodobnie zwali cię z nóg.
Garion skinął głową.
- Ważne, że wyprzedza nas jedynie o kilka dni. - Umilkł marszcząc brwi. - Dlaczego jednak gromadzi Grolimów?