Abeloth nie odpowiadała, a Taalon mówił dalej:
- Nic nie znaleźli.
- Jak sądzisz, dlaczego? - spytała Abeloth. - Zanurzyłeś się w Sadzawce Wiedzy, mój drogi.
Czy naprawdę nie znasz odpowiedzi? Czy może boisz się ją poznać?
Taalon zmarszczył czoło, a w jego oczach zaczęło pojawiać się zrozumienie... i przerażenie.
- Ja... ja... - Spojrzał na Abeloth. Jego lawendowa twarz była teraz tak blada, że miała niemal odcień alabastru. Wreszcie spytał: - Jak to się stało?
Macka na szyi Luke’a zacisnęła się mocniej i znów zaczął tracić wzrok.
- Najpierw twoja obietnica - powiedziała Abeloth. - Luke nas zdradził i musi za to zapłacić.
- Jak sobie życzysz - odparł Taalon.
Arcylord spojrzał na Bena, który nadal wił się u jego stóp. Sieć Mocy zaczęła się zaciskać, a Ben wytrzeszczył ze zdumienia oczy. Przez chwilę zdawał się bardziej zaskoczony niż
zaniepokojony tym, co się dzieje. A potem jego skóra zaczęła ustępować. Zdziwienie chłopca zamieniło się w strach, gdy zdał sobie sprawę, że sieć będzie się zaciskać dalej, aż cieniutkie wiązki energii przetną ciało i poszatkują go na kawałki.
Luke nie mógł znieść myśli, że Ben umrze tak potworną i bolesną śmiercią, wiedział jednak, że niewiele może zrobić, żeby temu zapobiec. Gdyby teraz spróbował przywołać Moc, Abeloth natychmiast zacisnęłaby silniej mackę i Luke pogrążyłby się w mroku. Ogarnęła go rozpacz, a macka na jego szyi zadrżała z rozkoszy. Abeloth karmiła się jego strachem, tak samo jak strachem dotkniętych zarazą Pydyrian. Podsycała nim swoją energię Ciemnej Strony i wykorzystywała do uleczenia straszliwych ran, jakich doznała, kiedy Luke zabił jej pozostałe dwa ciała.
Na skórze Bena pojawiły się cienkie krwawe linie, gdy sieć zaczęła wbijać mu się w ciało.
Widać było, że cierpi, ale udało mu się spojrzeć Luke’owi w oczy.
- Nie martw się, tato - powiedział przez zaciśnięte zęby, wyraźnie walcząc z łamiącym się głosem. - Mam... plan.
Te słowa były tak niedorzeczne i nieoczekiwane, że Luke wybuchnąłby śmiechem... gdyby
nie był prawie nieprzytomny z przerażenia. Robił wszystko, żeby nie okazać strachu przed Benem -
nie chciał, żeby zgroza na twarzy ojca była ostatnią rzeczą, jaką jego syn zobaczy w życiu.
Wychrypiał więc tylko przez obolałe gardło:
- Mam nadzieję, że dobry.
Ben się uśmiechnął.
- Nie bój się, tato. - Obejrzał się przez ramię, ale Luke nie dostrzegł tam nic, co mogłoby mu się przydać. Jedynie Vestarę, która stała tuż za Benem z niewzruszoną miną. - Jest super.
Taalon, słysząc go, zachichotał złowieszczo.
- Czyżby? W takim razie muszę to szybko załatwić. - Spojrzał na Abeloth. - Zanim młody Skywalker ucieknie i zabije nas oboje.
- Jeszcze nie. - Abeloth podeszła do Taalona i stanęła tak blisko niego, że stykali się ramionami. - Jeszcze z nim nie skończyliśmy.
Jedna z jej macek wślizgnęła mu się na pierś. Taalon otworzył szeroko oczy i odchylił
głowę do tyłu. Macka wpełzała coraz wyżej; jej koniec wślizgnął mu się do ust i zaczął pulsować.
Na twarzy Taalona w miejsce odrazy pojawiło się zaskoczenie; nachylił się i zaczął chciwie ssać.
- Stang! - mruknął Ben z miną pełną obrzydzenia. - Zabijcie mnie lepiej.
Znowu obejrzał się przez ramię i Luke zrozumiał, że chłopiec rzeczywiście stara się zwrócić jego uwagę na Vestarę.
Nie mógł w to uwierzyć. Znajdowali się obaj o krok od śmierci, praktycznie bezbronni, a jego syn liczył na to, że ocali ich Sithanka która zdradziła ich już kilkakrotnie. Luke miał ochotę się rozpłakać. Był pewien, że lepiej wychował Bena.
Taalon ssał zapamiętale i z każdą chwilą wyglądał lepiej. Już nie był wynędzniały. Jego źrenice zmieniły się w maleńkie światełka. Luke aż wzdrygnął się na myśl, że też mógłby tak skończyć, gdyby dał się przekonać Wędrowcom Umysłów i napił się z Fontanny Siły albo wykąpał
w Sadzawce Wiedzy. Istniały w galaktyce potworności, które niwelowały wszystkie zdobycze cywilizacji. Zło istniało przed założeniem pierwszego miasta - i pozostanie po zburzeniu ostatniego.
Teraz Taalon patrzył, jak cienkie strużki krwi wzbierają na skórze Bena, w miarę jak sieć
Mocy się zaciska. Chłopiec przewrócił oczami i syknął przez zęby. Arcylord przytrzymał mackę i zaczął pić jeszcze bardziej łapczywie.
- Strach da ci siłę - zachęcała go Abeloth. - Strach jest pokarmem bogów. Pij do syta, a potem...
Luke sięgnął poprzez Moc do belek na suficie, w nadziei że uda mu się wykorzystać chwilę nieuwagi Abeloth - i pociągnął. Zaraz jednak macka zacisnęła się mocniej. Pociemniało mu przed oczami. Kolana się pod nim ugięły i znów poczuł, że spada.
Ale nie przestawał ciągnąć.
Podłoga zawibrowała od lawiny spadających dachówek i wsporników. Płaski i twardy
przedmiot rozbił się Luke’owi na ramieniu, a coś lekkiego i podłużnego odbiło mu się od głowy.
Macka na jego szyi rozluźniła się, a po chwili usłyszał charakterystyczne skwierczenie keshirskiego miecza świetlnego.
Spróbował się wyrwać... ale stwierdził, że wciąż oplatają go macki Abeloth. Odzyskał
jednak wzrok i zobaczył kaskadę dachówek i wsporników, bombardujących Abeloth i wszystkich obecnych.
Zobaczył także szkarłatną klingę zagłębioną w piersi Taalona. Właściciel miecza poruszył
nim raz i drugi dla pewności. Kiedy pozbawione życia ciało Arcylorda runęło na podłogę, zaskoczony Luke stwierdził, że dzierżąca rękojeść dłoń należy do Vestary.
Po chwili dziewczyna przeleciała, koziołkując, przez całą salę. Cios był tak szybki, że Luke nie zorientował się nawet, czym Vestara została trafiona, dopóki macka Abeloth nie powróciła, żeby znów owinąć się wokół jego przedramienia.
W tej samej chwili zakrwawiony Ben, którego śmierć Taalona oswobodziła z sieci Mocy,
rzucił się do ataku. Uchylił się przed błyskawicznym ciosem macki i potężnym kopniakiem z półobrotu zwalił Abeloth z nóg, zanim zdążyła uderzyć po raz drugi.
Luke z konieczności runął razem z nią, ale przy okazji walnął ją głową w twarz, a potem wbił łokcie w żebra. Ciosy najwyraźniej ją oszołomiły, bo nagle zyskał przestrzeń do walki.
Chwycił mackę, która otaczała jego szyję, i pociągnął ją dalej od swojego syna, tak żeby Abeloth musiała go puścić - lub odwrócić się plecami.