Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Wprawdzie mówią oni sobie w duchu, że jest to wiosna
podła, marna, niewarta pamięci, bo nie dała im ani jednego wylewu i spuściła na rzekach lody
150
ostrożnie jak Żyd niezaasekurowane tratwy, ale ostatecznie trudno jej nie uznać, skoro ter-mometr pokazuje kilkanaście stopni ciepła, magistrat brukuje ulice, panie spacerują pod para-
solkami, a rzadkiewki pojawiają się w najskromniejszych restauracjach. Dla rzetelnego war-
szawiaka i jego mistrza, ogłaszającego w „Kurierach” pory roku, są to dowody nieodparte.
Wiosna ma tylko jeden szczegół brzydki - modną kobietę. Oko cierpi zarówno zranione
kolcem, jak dotknięte szpetnym widokiem. Często powtarzany w sądach estetycznych frazes,
że twory rzeźby greckiej są dla nas, którzy przewyższyliśmy starożytnych pod każdym
względem, wzorami „niedoścignionymi”, byłby grubą niedorzecznością, gdyby nie nasze
nadobne, urocze i eleganckie „damy”. Żaden Fidiasz, żaden Michał Anioł nie zdołałby wydo-
być piękności z tych istot, których nie mógłby ani rozebrać, gdyż powstrzymane w rozwoju
ciała są niekształtne, ani ubrać, bo są w swych strojach poczwarne. Co największy geniusz
pocznie wobec tych skurczonych stóp, zeschłych łydek, przewężonych gorsetami u dołu, a
zapadniętych u góry torsów, lub wobec tych cudacznych kapeluszów, przybranych wiązką
ptaków, tych ogromnych worków na rękach, tych spódnic lejkowatych, tych bawolich grzy-
wek i żydowskich pejsów? Apollo nie wyzyskałby takiego modelu dla sztuki. Ile razy tedy
słońce roześmieje się wiosną i tchnie ciepłymi powiewami, oczekując zmartwychwstania uro-
ków przyrody, jednocześnie uczuwamy dreszcz na myśl o tym, co też jeszcze obrzydliwszego
wynajdzie moda dla kobiet i czym one pastwić się będą nad naszymi oczami. Bo jak się ubio-
rą w każdym nowym „sezonie”, to może być wątpliwym, ale że ubiorą się szkaradnie, to nie
ulega wątpliwości. Dlatego stanowią zawsze plamę na wspaniałym płaszczu wiosny.
Mężczyźni zrobili już wiele buntów i stoczyli wiele walk, ale dotychczas nie podjęli re-
wolucji bardzo potrzebnej - przeciwko kobietom. Już jeżeli one koniecznie chcą być nie-
ukształcone, bezczynne, próżne, zamiłowane w ozdobach zewnętrznych, niechże sobie będą.
Czemu wszakże te stare dzieci mają oszpecać się za pieniądze mężczyzn, którzy przecież za
tę ofiarę mogą wymagać od nich gustu! Usuwam z tego pytania ludzi płci żeńskiej, myślą-
cych, pracujących, przyjmujących udział w trudach i postępach świata, będących jakąś cyfrą
w jego poważnych rachunkach, pytam tylko te ogoniaste, bufiaste, ufryzowane i wymalowane
bawidła: jeżeli one nie umieją nawet ładnie ubrać się, to czy warte są istnienia na ziemi?
Mężczyźnie, bogatemu i rozrzutnemu panu, podobało się znaczną część owoców swej pracy
poświęcać żywej lali - taka jego fantazja, ale niechże przynajmniej ta lala da zadowolenie
jego oczom, niech swą modę powierzy jakimś mistrzom dobrego smaku - malarzom, estety-
kom - ale nie zwyczajnym krawcom i fabrykantom, którzy jej narzucają swoje pomysły nie-
dołężne lub wariackie. Niegdyś mówiono, że najpiękniejszym tworem natury jest kobieta,
dziś powiedzieć trzeba, że najbrzydszym tworem natury jest kobieta modna. Tylko mężczy-
zna może i powinien przywrócić jej straconą urodę, ale tego nie zrobi, bo ona po części już i
jemu smak popsuła. Gdyby on był dawnym Grekiem, mającym wrażliwe i mocne poczucie
piękna, rzekłby do niej:
- Dosyć tego, mój elegancki koczkodanie! Ja nie będę pracował w biurze, kantorze, fa-
bryce po dziesięć godzin dziennie, nie będę wyczerpywał swoich sił, rujnował zdrowia, aże-
byś ty mogła robić z siebie czupiradło. Jeżeli pragniesz mieć parę wron lub wieżę z wstążek
na głowie, zamiatać kurz z ulic dwoma łokciami tkaniny jedwabnej lub wełnianej, udawać
tiurniurą Hotentotki z naroślami tylnymi, to na tę przyjemność zarób sobie sama.
Och, jakże prędko moda nauczyłaby się artyzmu! Niestety, on jej tego nie powie, gdyż
albo pod jej wpływem przytępił w sobie zmysł piękna, albo, znużony daremną walką, tak zo-
bojętniał na wybryki „baby”, że nie zaprotestowałby, gdyby ona w swych uszach zamiast kol-
czyków zawiesiła ogonkami dwie myszy, a na głowę wsadziła konewkę.
Zaiste, rzecz dziwna! Zdawałoby się, że kobieta, która tak długo nie uczestniczyła w
rozwoju cywilizacji i stanowiła w niej pierwiastek bierny, powinna piastować ideał piękna, że
skazana na to, aby się ubierać, stworzy wysoki artyzm stroju. Tymczasem - nie. Po dwudzie-
stu kilku wiekach rozmyślań i starań w tym kierunku, o ile nie korzysta z męskich wzorów
151
rzeźby i malarstwa, robi z siebie straszydło. Unika cudactw tylko zwyczajna chłopka i robot-
nica lub kobieta ukształcona do miary pełnego człowieka. Dwa te krańce przedstawiają też
największą wartość społeczną.
Nie każdemu zapewne wiadomo, że modne panie są zapamiętałymi przeciwniczkami
światła elektrycznego, które podobno jest im „nie do twarzy”. Jakkolwiek płeć brzydka liczy
się wielce s tym wymaganiem pięknej i dobrze wychowany mężczyzna powinien zgodzić się
na to, że dwa razy dwa jest dwa tysiące, leżeli to przypada do twarzy eleganckiej damie, jed-
nakże na tym punkcie będziemy musieli być niegrzeczni. Obecnie toczy się spór o to, czy
oświetlenie i tramwaje elektryczne mają być połączone w jednej stacji i w jednym przedsię-
biorstwie, czy też w dwu. Moim zdaniem, jest to dysputa scholastyczna, czyli mielenie słów
na plewy: bo tak czy owak, w każdym razie oba te interesy dostaną się w ręce kapitalistów
zagranicznych, a czy na nich zarabiać będzie tylko towarzystwo belgijskie, czy też belgijskie i
holenderskie lub niemieckie, to dla nas jest obojętnym. Nieobojętnymi są jedynie dochody

Podstrony