.. Stąd właśnie wzięli się rzekomi Amerykanie na Słowacji, ale o tym w dalszej
części raportu.
Katalizatorem dalszej działalności badawczej był odzew na wyniki badań
zamieszczonych na internetowej stronie praskiego speleologa mgr Waltera Pavliša. W Pradze
doszło do roboczego spotkania Piovarčego i Pavlarčika, na którym wymienili swe wyniki. W
czasie konfrontacji swoich archiwów i dokładnych map wytypowanych rejonów umiejscowili
oni kilka wysokogórskich stanowisk artyleryjskich i skojarzyli je z sztucznie wytworzonymi
kawernami – miniaturowymi jaskiniami – które – jak się dowiedział dr Pavlarčik – były
31
obsadzone przez niemieckie załogi od września 1944 do stycznia 1945 roku. Szło tutaj o dwie
takie lokalizacje na głównym grzbiecie Tatr Bielskich. Odkrycie to automatycznie wniosło do
debaty następne pytanie, czy oddziałek Horáka nie został w czasie przechodzenia głównego
grzbietu ostrzelany właśnie z tych stanowisk przez działa... W tym kontekście, raz jeszcze
rozpatrując tekst Horáka, dr Piovarči natknął się na ważki, ale zaniedbywany fakt. Istnieje
wiele wersji czeskich i słowackich przekładów artykułu Horáka, ale wszystkie są
niedokładne. Dzięki temu właśnie, wszyscy zasugerowaliśmy się tą 12-godzinną walką w
czasie wycofywania się oddziału. Tak zatem nie powinien on brzmieć: Utrzymując nasze
pozycje przez 12 godzin, postanowiłem zarządzić odwrót z potyczki. Chodziło o to, że oddział
utrzymywał się przez 12 godzin na pozycji, a potem doszło do potyczki, w wyniku której
Horák zarządził odwrót. Nie było trwającej pół doby regularnej bitwy!
Najprawdopodobniej jednostka Horáka została zaatakowana w czasie forsowania
grani Tatr Bielskich przez półbaterię dział 70 mm, strzelającą z odległości 300 metrów. Być
może chcieli wydostać się z niemieckiego okrążenia w kierunku wschodnim na Koszyce i w
tym celu musieli sforsować grań Tatr Bielskich, bowiem dolinne szlaki komunikacyjne były
w tym czasie już obsadzone przez Niemców...
Pavlišov tym samym doprowadził do czwartych poszukiwań Księżycowej Jaskini na
terenie powiatu Stara Lubownia, z którego wynikami zapoznał społeczeństwo w dniu 30
czerwca 1999 roku, w programie TV pt. „Klekánice” wyemitowanym przez kanał czeskiej
telewizji ČT-1. Grupa poszukiwawcza pracowała w rejonie Osieho Vrhu – 859 m n.p.m. w
okolicach Małego Lipnika. Jaskinia, w której pracowali nie miała takiej budowy i charakteru,
jak opisana w dzienniku Horáka. Nie znaleziono tam ani wyrytych na ścianie liter A. H. –
inicjałów autora relacji o Księżycowej Jaskini, ani sześciu rys symbolizujących sześć
przeżytych tam dni, nie mówiąc już o dacie... Budowa geologiczna jaskini także nie pasuje do
opisu budowy geologicznej Księżycowej Jaskini. Jedyną godną uwagi była wzmianka o tym,
że grupa Pavliša kontaktowała się z potomkami A. T. Horáka tu na Słowacji czy w Czechach,
bowiem poznał on go osobiście i przekonał, co do tego, że jego opowiadanie należy wziąć
całkowicie poważnie.
Czy przypadek Księżycowej Jaskini jest tylko fragmentem gry wywiadów i
kontrwywiadów, w której użyto relacji już zmarłego A. T. Horáka? Tej możliwości nie da się
całkiem wyłączyć. (Zob.: www.quest.cz/moonshaft) Walter Pavliš wskazuje na to, że Horák
opublikował artykuł o Księżycowej Jaskini tylko w wyspecjalizowanym magazynie
naukowym na dowód tego, że jego źródło jest poważne i cały przebieg wydarzeń ma realny
podkład faktograficzny. Dla tego badacza było godnym uwagi także odkrycie, że Jacques
Bergier miał zgodę autora na cytowanie jego artykułu, a zatem istnieje tu możliwość, że
Bergier miał bliskie kontakty z autorem. Szkoda, że Bergier zmarł w 1978 roku, co
przekreśliło wszelkie możliwości weryfikacji tych informacji.
Wbrew temu, że całość zapisków horakowych brzmi niezbyt wiarygodnie, to niektóre
miejsca w jego opowiadaniu wzbudzają mnóstwo pytań i wątpliwości. Czy jest zatem
możliwe, że baca Slávek przyprowadzał do żołnierzy w jaskini w tak złożonej wojennej
sytuacji swe jedyne córki? – wydaje się, że pomysł wystawiać dwie młode dziewczyny na
takie ryzyko nie był zbyt rozumnym. Przecież – jak pisze sam Horák – trzymali przez całą
noc wartę i nie chcieli wyściubiać nosa z jaskini, by nie natknąć się na nieprzyjacielskie
patrole na nartach. Horák twierdzi, że z Jurkiem dostali się do Koszyc w ciągu 6 dni. Z
obszaru Niskich Tatr odległość ta wynosi około 90 km w linii powietrznej, co oznacza, że
trzeba było przejść po górzystym terenie, najeżonym nieprzyjacielskimi patrolami i czatami
jakieś 110-120 km. Czy mogli oni pokonać tą odległość w zimie, po śniegu, tylko w nocy i w
ciągu 6 dób? Nieco bliżej Koszyc jest obszar Starej Lubowni. W linii powietrznej do Koszyc
jest stamtąd 80 km. Te uwagi nie są znów tak podejrzliwe, ale budzą wątpliwości. Plany
Horáka zakładały przebycie 10 km dziennie, a zatem Księżycowej Jaskini od Koszyc
32
oddzielał dystans około 60 km w linii powietrznej. Tej odległości odpowiada w przybliżeniu
centrum Levočských Vrhov. Wygląda to tak, jakby celowo Horák umieścił miejsce swoich
przygód w pobliżu przecięcia się współrzędnych geograficznych, które wziął z sufitu (lub
szkolnego atlasu) naczelny „NSS News”, a potem do dziennika napisał o stromych stokach
Tatr i bacy ze Ždiaru.
Następnym spornym punktem są sosnowe pochodnie, którymi Horàk oświetlał sobie
jaskinię w czasie jej eksploracji. Używał także górniczej karbidówki. Ciekawe jest to, jaką
techniką je wykonał? A przecież użył dużo tych pochodni. Sam sosnowy konar nie będzie się
palić, a jeżeli nawet, to tylko przez chwilę. Każdy, kto spędza wolny czas na łonie natury wie,
jak przygotować sobie pochodnię z tego, co się ma pod ręką. Do rozszczepionego na krzyż
sosnowego polana wkłada się suche żywiczne gałązki i żywicę, a tej ostatniej trzeba dużo, by
pochodnia mogła się palić 15-20 minut. Samo sporządzenie pochodni zabiera mnóstwo czasu,
a najwięcej zbieranie żywicy. Horák nie opisuje, jak je przygotowywał, są one u niego taką