Z tej sugestii trzeba się wyzwolić, aby trafnie ocenić tę komedię: ani Alcest nie jest Mo-
lierem, mimo iż Molier dał mu wiele drgnień własnego serca, ani komedia ta nie przestaje być
komedią30, mimo iż chwilami ociera się o dramat.
Satyra w Mizantropie posiada dwa oblicza: po jednej stronie mamy ową komedię salonów,
którą planował sobie Molier od tak dawna – po drugiej „mizantropa” Alcesta. I s a l o n – lub
jeżeli kto woli, społeczeństwo – i Alcest są przedmiotem satyry; a zarazem każdy z tych
czynników znakomicie jest wyzyskany do oświetlenia komicznych stron przeciwnego obozu.
Ale i Alcest ma dwie fizjognomie: jest komiczny i dramatyczny, wzniosły i śmieszny, zależ-
nie od użytku, jaki czyni ze swoich przymiotów. Bo podczas gdy w innych satyrach Moliera
źródłem śmieszności jest jakaś organiczna wada charakteru (skąpstwo, próżność, pedantyzm
etc.), tutaj podłożem komizmu są cenne skądinąd, ale nie dość zrównoważone przymioty. Mi-
zantrop tedy jest o wiele bardziej skomplikowany niż inne komedie Moliera. A dopiero na tle
tej podwójnej satyry rozgrywa się w Mizantropie dramat miłości: miłości dobywającej z sie-
bie akcenty takie, jakie nie dźwięczały jeszcze na scenie francuskiej; miłości palącej płomie-
niem, od którego rozżarzy się teatr Racine’a. Już tych parę uwag wystarczyłoby, aby wskazać,
jakim fenomenem była ta komedia na tle swojej epoki.
Fabuła tej sztuki, tak pełnej przez swą treść wewnętrzną, jest dość nikła. Alcest, na wskroś
prawy i dzielny młodzieniec, nie może się pogodzić z układem świata; fałsz, obłuda, zdaw-
kowe pochlebstwo, wyrozumiałość dla złego, słowem, wszystko, co widzi co dzień dokoła
siebie, mierzi go i utrzymuje w stanie ciągłego podrażnienia. Usposobieniu temu dają tym
żywszy akcent osobiste pobudki: przegrany wbrew oczywistej słuszności proces oraz namięt-
30 Pierwotny tytuł brzmiał: Mizantrop, czyli żółciowy kochanek.
115
na miłość do pięknej Celimeny, stanowiącej wcielenie tych nienawistnych Alcestowi świato-
wych wad i powabów. Poznajemy Alcesta takim już od pierwszej sceny, owej słynnej sceny z
wytrawnym i pobłażliwym Filintem, w której ścierają się dwa sprzeczne pojęcia życia w
społeczeństwie:
Filint
Ależ gdy żyjem w świecie, musimy nawzajem
Przestrzegać pewnych względów, wskazanych zwyczajem
Alcest
Bynajmniej; ścigać trzeba bez litości żadnej
Ten fałszywych przyjaźni jarmark zbyt układny;
Żądam, aby mężczyzna był nim w każdym słowie,
By duszę swoją wkładał we wszystko, co powie;
Chcę z nim samym przestawać, nie zaś z jego usty
Jedynie, z których spływa grzeczności dźwięk pusty.
Filint
Lecz zważ, że nas zbyt często wzniosła szczerość taka
Okryłaby śmiesznością i sławą prostaka;
Że nieraz, niech drażliwość twoja mi wybaczy,
Nieźle jest nasze myśli dobrze ukryć raczej.
Czy byłoby roztropnym, przyzwoitym zgoła,
Co o nich sądzim, wszystkim oznajmiać dokoła?
Okazywać otwarcie wobec innych ludzi
Co nam się nie podoba albo co nas nudzi?
Alcest
Tak.
Filint
Jak to? podstarzałej więc mocno Chlorydzie
Powiesz, że z wiekiem w parze zalotność nie idzie
I że próżno bielidłem wskrzesać wdzięk przyćmiony?
Alcest
Zapewne.
Podrażniony pobłażliwą ironią Filinta Alcest zadokumentuje zasady swoje na żywym
przykładzie: Kiedy światowy wierszokleta, ale zarazem możny swym stanowiskiem i wpły-
wami Oront będzie go nudził o wyrażenie sądu o jego wierszach, Alcest wypali mu ten sąd
prosto z mostu, dając zarazem upust zniecierpliwieniu samego Moliera pod adresem salono-
wej literaturki hodowanej przez „wykwintnisie”:
Ten styl, tak wymuszony a pusty zarazem,
Mija się i z poezji, i z prawdy wyrazem;
To tylko słów igraszki, nieszczere a ckliwe.
Nie tym językiem mówi uczucie prawdziwe!
Mierzi mnie gust dzisiejszy, i nasi ojcowie,
Choć prości, więcej smaku mieli w swojej mowie.
116
Głupia ta i błaha sprawa będzie miała dla Alcesta doniosłe skutki. Zamiast zyskać w Oron-
cie możnego protektora, uczyni zeń sobie potężnego wroga i znajdzie się przez chwilę w bar-
dzo poważnym niebezpieczeństwie.
To jeden motyw akcji; drugi – to miłość Celimeny, która uszczęśliwiona, że może zaliczyć
do szeregu wielbicieli tego nie ujarzmionego Alcesta, trzyma go na pasku, nie myśląc wszak-
że mu poświęcić ani jednej ze swych światowych zabaw i próżności. Z wprawą wytrawnej
kokietki igra sobie z szarpiącym się na uwięzi Alcestem:
Celimena
Lecz, doprawdy, świat cały zazdrość twoją rani!
Alcest
Bo też świat cały znajdzie łaskę w oczach pani.
Celimena
Ależ to właśnie gniewy twe rozprószyć winno,
Że równo mą życzliwość obdzielam niewinną;