Nie wiedziałam nic o ich pojęciu czasu, przyjemności czy wreszcie o ich poczuciu godności.
Sposób jednak, w jaki zachowują się wobec swoich towarzyszy życia, w jaki ich traktują, prawdę mówiąc, mógł naprowadzić mnie na właściwy trop. Opowiadałam już, że i publicznie, i prywatnie obchodziły się ze mną tak, jak w Anglii nie ośmielono by się odnosić do dziecka, a nawet chyba do zwierzęcia. Upokorzenie sięgało głębiej i nie dotyczyło jedynie urazów naskórka czy pogwałconej intymności. Lecz z czasem musiałam przyznać, że nie tylko wobec mnie krajowcy, a szczególnie już kobiety pozwalały sobie na podobne szaleństwa. Widziałam na przykład bardzo młodą kobietę, której mąż albo kochanek - o ile mogłam to ocenić na pierwszy rzut oka - odmówił usług czy też kazał się prosić ze zbytnią arogancją, na co ta prędziutko ściągnęła uparciuchowi przepaskę, przełożyła go przez kolano i wlepiła mu grzmiące lanie, jakie kiedyś sprawiono i mnie. Mężczyzna, wspomniany mąż czy kochanek, był od niej sześć lub siedem lat starszy i trudno byłoby go nazwać wątłym. Miał te same pysznie barczyste plecy, tę samą potężnie wysklepioną klatkę piersiową wyrobioną od strzelania z łuku i rzucania oszczepem, co większość pozostałych dzikich. A jednak, podobnie jak mały Ga-Wau karcony przez koleżanki, nie podjął najmniejszej próby obrony albo protestu, jakkolwiek rzucał wokół przez otwór wejściowy szałasu mocno zakłopotane spojrzenia przez cały czas, kiedy rozwścieczona młoda kobieta rozbierała go do naga, a potem tłukła. W istocie bardzo szybko się pogodzili. Kiedy pozwoliła mu wstać, jego członek, dokładnie tak samo jak u małego Ga-Waua, był równie twardy jak drewniana pałka, i zdążyłam jeszcze zobaczyć, że młoda kobieta pośpiesznie zdejmowała własną przepaskę, żeby jak najlepiej skorzystać z tej dyspozycji leniwego współmałżonka. Być może zresztą jednym z motywów albo nawet głównym celem lania było właśnie osiągnięcie tej dyspozycji. Niemniej pozostaje faktem, iż młoda małżonka albo młoda kochanka wpadła w gniew i rozdrażniona postanowiła go na miejscu wyładować kosztem tyłka swojego pana i władcy - ten podwójny tytuł przysługiwałby mu przynajmniej zgodnie z naszymi angielskimi, cywilizowanymi pojęciami - i że wreszcie rzeczony pan i władca poddał się jak gdyby nigdy nic upokarzającej i dotkliwej karze. Jestem całkiem pewna, że dzięki temu tylko lepiej dogodził swojej małej żonce. A także jestem całkiem pewna, że ta mała przystawka do głównego dania nie pozwoliła mu na idiotyczne chełpienie się swoim wyczynem, czego zaraz potem nie omieszkałby robić przeciętny angielski mąż lub kochanek. Wreszcie, by zakończyć temat, było równie możliwe, że w stosownym przypadku atletyczny krajowiec sam stłukłby tyłek żoneczce. Lecz wówczas nie czułaby się bardziej upokorzona z tego powodu niż on, a w każdym razie nie miałaby ku temu więcej powodów niż on, by chlubić się hojnością natury, która wyposażyła go tak obficie w bicepsy albo w przydatek w postaci członka!
Wydaje mi się teraz oczywiste, że ta mała scenka podpatrzona w trakcie przechadzek po pahu powinna wystarczyć za wyjaśnienie. Lecz wówczas byłam jeszcze zbyt przesiąknięta naszymi pojęciami, a nade wszystko naszą hierarchią wartości. A to one w pierwszym rzędzie składają się na całość naszych emocji i uczuć. Dopiero w parę dni później, to znaczy po tym, jak ujrzałam małą dzikuskę tak ślicznie chłoszczącą męża, odkryłam chatę kobiet. Była dokładnym odpowiednikiem innej wielkiej chaty, gdzie przebywali mężczyźni, gdy chcieli pozostać we własnym gronie. Odniosłam wrażenie, że tylko różnica polegała na tym, iż wśród mężczyzn jedynie nieżonaci korzystali z tego wspólnego szałasu, podczas gdy do kobiecego domu przychodziły zarówno mężatki lub kobiety mające kochanka, jak i wdowy - te w wieku odpowiednim do ponownego zamążpójścia, i te starsze - panny i dziewice. Nie wiem, czy dużo rozmawiano o kobietach w domu mężczyzn. Bez wątpienia tak. Przecież nie można przez cały czas mówić o połowach i polowaniu. Natomiast w szałasie kobiet niemal nigdy nie padało nic na temat panów. Wydawało się nawet, że przychodziły tam, że tak powiem, specjalnie po to, żeby o nich nie rozmawiać. Tak jakby świat kobiet mieścił w sobie i dzięki sobie, dzięki samemu swojemu istnieniu, cały świat mężczyzn, podczas gdy świat mężczyzn nękany był nieustanną koniecznością wykazywania i usprawiedliwiania połowami i polowaniem, wojną i seksem swego cząstkowego istnienia, w oczach świata całkowitego, ostatecznego, absolutnego, którego realność pozornie potwierdzał. Toteż mężczyźni toczą wojny, łowią ryby, polują, podejmują wysiłki, by zdobyć albo zniszczyć miłość, podczas gdy kobiety żyją i korzystają ze świata.