Historia wymaga pasterzy, nie rzeĹşnikĂłw.

– Wytłumaczmy
zresztą wedle tej interpretacyi powyżej omówiony przykład z Schopenhauerem: widok
piękna oczywiście działał na niego, n a g ł ó w n ą s i ł ę jego natury, jako podnieta wyzwalająca
(na siłę namysłu i głębokiego wnikania); tak że siła ta wybuchała i za jednym zamachem
opanowywała świadomość. Tem samem nie wyklucza się wcale możliwości, że owa
osobliwa słodycz i pełnia, właściwa stanowi estetycznemu, mogłaby właśnie pochodzić z domieszki
»zmysłowości« (jak z tego samego źródła pochodzi ów »idealizm«, w którym podobają
sobie dziewczęta na wydaniu) – że więc – zmysłowość za nadejściem stanu estetycznego
nie zostaje zniesiona, jak Schopenhauer sądził, lecz przekształca się tylko i uświadamia, ale
już nie jako podnieta płciowa. (Do tego punktu widzenia wrócę innym razem, w związku z
jeszcze delikatniejszymi problematami tej dotąd tak nietykanej, tak niewyjaśnionej f i z y o l o
g i i e s t e t y k i).
9.
Pewien ascetyzm, widzieliśmy to, pewne twarde i pogodne najdobrowolniejsze wyrzeczenie
się należy do warunków, sprzyjających najwyższej duchowości, tak samo też do jej najnaturalniejszych
skutków: z góry więc nie będzie to żadną dziwotą, jeśli właśnie filozofowie
nie odnosili się nigdy do ideału ascetycznego bez pewnego dobrego uprzedzenia. Przy poważnym
historycznym obrachunku okazuje się nawet, że węzeł między ideałem ascetycznym
a filozofią byt jeszcze o wiele ciaśniejszy i surowszy. Rzecby można, że dopiero na pasku
tego ideału filozofia wogóle nauczyła się stawiać pierwsze kroki i kroczki na ziemi – ach, tak
jeszcze niezgrabnie, ach, jeszcze z tak strapioną miną, ach, tak gotowa do upadku i leżenia na
brzuchu, ta mała, bojaźliwa niedojda i chuchro z krzywemi nogami! Wiodło się filozofii z
początku jak wszystkim dobrym rzeczom, – nie miały długo odwagi być samemi sobą, oglądały
się zawsze, czy nikt im z pomocą przyjść nie zechce, co więcej, baty się każdego, kto im
się przyglądał. Policzcie poszczególne popędy i cnoty filozofa po kolei – jego popęd powątpiewający,
jego popęd zaprzeczający, jego popęd wyczekujący (»ephektyczny«), jego popęd
analityczny, jego popęd badawczy, szukający, ważący, jego popęd porównawczy i wyrównawczy,
jego wolę bezstronności i przedmiotowości, jego wolę wszelkiego » sine ira et stu-
55
dio« –: czyście też już pojęli, że wszystko to razem przez najdłuższy okres czasu nie zgadzało
się z elementarnemi żądaniami moralności i sumienia? (nie mówiąc wcale o r o z u m i e wogóle,
który Luter jeszcze lubił nazywać p a n i ą M ą d r o c h ą, m ą d r ą n i e r z ą d n i c
ą). Że filozof, j e ś l i b y b y ł się sobie uświadomił, byłby się wprost musiał czuć ucieleśnionem
»nitimur in v e t i t u m« – i byłby następnie w y s t r z e g a ł s i ę »czuć siebie«, uświadamiać
się sobie?... Nie inaczej, jak się rzekło, ma się rzecz z wszystkiemi dobremi rzeczami,
z których dziś dumni jesteśmy. Mierząc nawet jeszcze miarą starych Greków, wydaje się całe
nasze istnienie nowoczesne, o ile nie jest słabością, lecz mocą i świadomością mocy, czystą
Hybris i bezbożnością: bo właśnie odwrotność rzeczy, które dziś czcimy, miała przez najdłuższy
okres czasu sumienie po swej stronie i Boga swoim strażnikiem. Hybris jest dziś nasz cały
stosunek do natury, nasze pogwałcenie natury z pomocą machin i tak beztroskiej wynalazczości
techników i inżynierów; Hybris jest nasz stosunek do Boga, to znaczy do jakiegoś przypuszczalnego
pająka celu i obyczajności poza wielką pajęczą siecią przyczynowości – możemy,
jak Karol Śmiały w walce z Ludwikiem XI, rzec » je combats l’universelle araignée« –;
Hybris jest nasz stosunek do s i e b i e, bo eksperymentujemy tak na sobie samych, jakbyśmy
sobie względem żadnych nie pozwolili zwierząt, rozpruwamy sobie w zadowoleniu i ciekawości
duszę w żyjącem ciele: cóż nam zależy jeszcze na »zbawieniu« duszy! Potem uzdrawiamy
siebie samych: choroba jest pouczająca, nie wątpimy o tem, bardziej jeszcze pouczająca
niż zdrowie, – c h o r o b o t w ó r c y zdają nam się dziś nawet potrzebniejsi, niż jacykolwiek
lekarze i »zbawiciele«. Gwałcimy teraz siebie samych, to nie ulega wątpliwości, my
duchowi wyłuskiwacze orzechów, my pytający i pytania godni, jak gdyby życie nie było niczem,
innem, jeno wyłuskiwaniem orzechów; właśnie dlatego musimy koniecznie stawać się
codzień bardziej pytania godni, g o d n i e j s i, by pytać, z tego powodu może godniejsi –
życia?... Wszystkie dobre rzeczy były niegdyś ziemi rzeczami; każdy grzech pierworodny stał
się cnotą pierworodną. Małżeństwo naprzykład uchodziło długo za grzech przeciwko prawu
gromady; niegdyś płacono pokutą, jeśli kto był tak nieskromny, że przywłaszczał sobie kobietę
(tu należy naprzykład jus primae noctis, które dziś jeszcze w Kambodży jest przywilejem
kapłanów, tych przestrzegaczy »starych dobrych obyczajów«). Uczucia łagodne, przychylne,
ustępcze, litośne – właśnie dlatego tak wartością wysokie, że są prawie »wartościami
w sobie« – miały przez najdłuższy czas właśnie pogardę własną przeciw sobie: wstydzono się

Podstrony