Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

W wywiadzie
dla pewnej rozgłośni radiowej wygłosił następujący pogląd: "Nie łudzimy się, że naszymi
materiałami, naszymi produktami musimy zadowolić każdego [...] Zadowalająca wszystkich
wizja pełnej archeologii dla każdego to bzdura, to po prostu coś źle pomyślanego" (145 ).
Skoro sami szefowie gildii egiptologów tak właśnie myślą, to nic dziwnego, że za nic sobie
mają opinię publiczną. I tak wiedzą, że w piramidzie Cheopsa nie ma prawa niczego być -
więc po co jeszcze czytać i wysłuchiwać opinii jakichś tam niespecjalistów? W zasadzie, z
jakiej racji finansuje się ze środków publicznych poczynania tych udzielnych książąt?
Książęta również nigdy nie zdawali poddanym relacji z tego, co robią. Eksperci DAI
zamierzają obecnie zbadać szyb północny odchodzący od komory królowej. O tym samym
myślał także Rudolf Gantenbrink. Ja jednak chciałbym zapytać, czemu nikt nie pomyśli o
tym, żeby najpierw dokończyć to, co już rozpoczęto? Istnieje wiele propozycji, w jaki sposób
otworzyć, przewiercić czy nawet rozpuścić kwasem odkryte przez robota drzwiczki. Dlaczego
nagle odrzuca się opinię, współpracę i fachową wiedzę Rudolfa Gantenbrinka? Jak to
możliwe, by uczeni, którzy zazwyczaj są przecież całkiem rozsądni i nie pozbawieni poczucia
humoru, zachowali się do tego stopnia dziwacznie i z taką niechęcią? Wydaje mi się, że
chodzi tu o coś więcej niż o zwykłą zawiść. Przedstawiciele dumnej egiptologii czują się w
głębi duszy urażeni, ponieważ oto komuś spoza kręgu archeologów udało się dokonać
niespodziewanego odkrycia. Są wściekli, ponieważ Gantenbrink rozmawiał z prasą. Czy
dorośli mogą zachowywać się jak krnąbrne dzieciuchy? A może tak naprawdę próbuje się po
prostu zataić to, co mogłoby się ukazać za tymi drzwiczkami? Czyżby chodziło o to, by na
razie uchronić dotychczasowy dogmat przed niedowiarkami i najpierw potajemnie
posortować to, co przez tysiące lat leżało w ukryciu? Nic nie pomoże reagowanie złością na
taki zarzut. Fakt pozostaje faktem - kompetentni naukowcy z Egiptu nie życzą sobie
publicznych wystąpień, chyba że będą to ocenzurowane komentarze kogoś z ich własnego
obozu. Żaden dziennikarz, żaden neutralny obserwator nie może być obecny przy dalszych
badaniach szybu Gantenbrinka, przy przebijaniu czy przewiercaniu tajemniczych drzwiczek.
Żadna kamera telewizyjna nie może wysyłać w świat obrazów ani pokazać ścian szybu ze

97 wszystkimi szczegółami. Żadna grupa naukowców z innych dziedzin nie ma prawa sprawdzić
wyników analiz metalu okuć. A cała ta dziecinna zabawa w tajemnice ma rzekomo służyć
tylko temu, by egiptolodzy mogli spokojnie i nie nagabywani przez nikogo pracować. Jak
najbardziej rozumiem takie pragnienie, lecz przecież tym razem nie chodzi o jakiś tam
pozbawiony znaczenia grobowiec, lecz o Wielką Piramidę, która od tysięcy lat fascynuje
ludzkość. Chodzi o najpotężniejszą budowlę na naszej planecie, o jeden z cudów świata, o
monument, wokół którego przez tysiąclecia narosły niezliczone legendy i przekazy. Nawet
bez zbiegowiska i ciżby dziennikarzy egiptologia zaprzepaszcza właśnie jedyną w swoim
rodzaju szansę, by zademonstrować światowej opinii publicznej swoje precyzyjne i
nieskazitelne pod względem naukowym podejście. Marnuje okazję, by raz na zawsze jasno i
wyraźnie zademonstrować wszystkim fantastom i kombinatorom, wietrzącym wszędzie

Podstrony