— Katniss, ona rządzi tym dystryktem. Nie mogłaby tego robić, jeśli ludziom
wydawałoby się, że ugina się pod twoimi żądaniami.
— Chcesz powiedzieć, że ona nie znosi żadnej różnicy poglądów, nawet jeśli jest
uzasadniona — odparowałam.
— Chcę powiedzieć, że postawiłaś ją w złej sytuacji przez wymuszenie na niej
zapewnienia Peecie i innym nietykalności, kiedy nie wiemy nawet jakie szkody może nam
przynieść ich działanie — powiedział Gale.
— Więc powinnam po prostu trzymać się ustaleń i zostawić innych trybutów na
pastwę losu? Nie żeby to miało znaczenie, bo przecież i tak wszyscy wciąż to robimy!
Wtedy zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Nie usiadłam z nim podczas
śniadania, a kiedy Plutarch wysłał go rano na szkolenie, pozwoliłam mu odejść nie
zamieniwszy z nim słowa. Wiem, że jego słowa wynikały z troski o mnie, ale naprawdę
potrzebuję, by bronił mnie, a nie Coin. Jak może o tym nie wiedzieć?
Po obiedzie Gale i ja mamy zaplanowane odwiedziny Beetee’ego w Obronie
Specjalnej. Kiedy zjeżdżamy windą na niższe poziomy, Gale w końcu mówi:
— Wciąż jesteś zła.
— A tobie wciąż nie jest przykro — odpowiadam.
— Nadal wierzę w to, co powiedziałem. Chcesz, żebym kłamał? — pyta.
— Nie, chcę, byś to przemyślał i doszedł do właściwych wniosków — mówię mu.
To tylko doprowadza go do śmiechu. Muszę odpuścić. Bezcelowe są próby
narzucenia Gale’owi cudzego sposobu myślenia. To dlatego mu ufam, jeśli mam być
szczera.
Poziom Obrony Specjalnej jest niemal tak głęboko pod ziemią jak lochy, w których
znaleźliśmy ekipę przygotowawczą. Jest tu cała sieć pomieszczeń pełnych komputerów,
laboratoriów, sprzętu badawczego i poligonów.
Kiedy pytamy o Beetee’ego, zostajemy pokierowani przez ten labirynt aż
docieramy do wielkiego okna z płaskiego szkła. W środku znajduje się pierwsza piękna
rzecz jaką widziałam w podziemnej części Trzynastego Dystryktu: replika łąki,
wypełniona prawdziwymi drzewami i kwitnącymi roślinami, ożywiona kolibrami. Beetee
siedzi bez ruchu w wózku inwalidzkim na środku łąki, obserwując soczyście zielonego
ptaka unoszącego się w powietrzu w trakcie spijania nektaru z dużego pomarańczowego
kwiatu. Podąża wzrokiem za znikającym ptakiem i wtedy nas dostrzega. Macha do nas
przyjaźnie, byśmy do niego dołączyli.
Powietrze jest chłodne i przyjemne, a nie wilgotne i parne, jak się spodziewałam.
Ze wszystkich stron dociera do nas trzepot malutkich skrzydeł, który zwykłam mylić z
dźwiękiem wydawanym przez owady w lesie w Dwunastce. Zastanawiam się co za
szczęśliwy przypadek doprowadził do zbudowania tu tak przyjemnego miejsca.
Beetee wciąż objawia bladość osoby na rekonwalescencji, jego oczy błyszczą
podnieceniem znad źle dopasowanych okularów.
— Czyż nie są wspaniałe? Trzynastka obserwuje ich powietrzne ruchy przez lata.
Lot w przód i w tył, i przyspieszenie do stu kilometrów na godzinę. Gdybym tylko mógł ci
zbudować takie skrzydła, Katniss!
— Obawiam się, że bym im nie podołała, Beetee — śmieję się.
— W jednej chwili są, a w następnej znikają. Zestrzeliłabyś kolibra strzałą z łuku?
— pyta.
— Nigdy nie próbowałam. Niewiele na nich mięsa — odpowiadam.
— Nie. A ty nie jesteś z tych, co zabijają dla sportu — mówi. — Myślę jednak, że
ciężko byłoby je zestrzelić.
— Może dałoby się je usidlić — mówi Gale. Na jego twarzy pojawia się ten
nieobecny wyraz, który przybiera, kiedy próbuje coś rozgryźć. — Przy pomocy siatki z
bardzo niewielkimi oczkami. Ogrodzić nią teren i zostawić otwór wielkości paru metrów
kwadratowych. Zwabić je nektarem kwiatowym. Gdy będą się posilać, zatrzasnąć otwór.
Odleciałyby od źródła hałasu, ale napotkałyby jedynie dalszy koniec siatki.
— To by zadziałało? — pyta Beetee.
— Nie wiem. To tylko pomysł — mówi Gale. — Mogłyby nas przechytrzyć.
— Mogłyby. Ale bazujesz na ich naturalnych instynktach ucieczki od
niebezpieczeństwa. Kiedy myślisz jak zwierzyna… wtedy znajdujesz jej słabe strony —
mówi Beetee.
Przypominam sobie coś, o czym nie lubię myśleć. Gdy przygotowywałam się do
Poskromienia, widziałam kasetę, na której Beetee — wtedy tylko chłopiec — połączył dwa
przewody, które poraziły prądem grupę tropiących go dzieciaków. Konwulsyjne ruchy
ciał, groteskowe wyrazy twarzy. Beetee, w chwilach, które doprowadziły do jego
zwycięstwa w tych odległych Igrzyskach Śmierci, patrzył jak inni umierają. Nie jego wina.
Działał w obronie własnej. Wszyscy działaliśmy w obronie własnej…
Nagle mam ochotę opuścić kolibrową salę zanim ktokolwiek zacznie zastawiać
sidła.
— Beetee, Plutarch powiedział, że masz coś dla mnie.
— Racja. Mam. Twój nowy łuk. — Naciska panel kontrolny na ramieniu swojego
wózka i wyjeżdża z sali. Kiedy podążamy za nim poprzez liczne zakręty Obrony
Specjalnej, mówi nam o wózku. — Mogę już trochę chodzić. Tylko że za szybko się
męczę. Łatwiej mi jest przemieszczać się w ten sposób. Jak sobie radzi Finnick?
— On… on ma problemy z koncentracją — odpowiadam.
Nie chcę mówić, że kompletnie się rozkleił.
— Problemy z koncentracją, tak? — Beetee uśmiecha się ponuro. — Gdybyś
wiedziała przez co Finnick przechodził przez ostatnie kilka lat, wiedziałabyś jak bardzo