— Brianie. . . — zaczął niezręcznie. — Muszę ci coś powiedzieć. Widzisz,
185
ja nie mam wielkiego pojęcia o władaniu mieczem, tarczą, włócznią czy innym takim orężem. Nie jestem pewien, jak spiszę się w roli przyjaciela teraz, kiedy tu zostaję. Nie uczyłem się nawet takich spraw, które dla ciebie są oczywiste. Nie dysponuję już smoczym ciałem i Jego potężnymi mięśniami. . .
Brian roześmiał się.
— A zatem, Jamesie — rzekł — będzie to dla mnie naprawdę wielka przyjem-
ność uczyć cię szlachetnej sztuki władania bronią i innych rzeczy, które przystoją tak dostojnemu szlachcicowi. A co do mięśni, dziwne byłoby, gdyby ktoś tak rosły i krzepki nie zdołał stać się człowiekiem czynu.
— Rosły. . . ? — Kiedy Jim powtórzył to słowo, uświadomił sobie, że Brian
napomykał o tym od jakiegoś czasu, a dokładniej od chwili, kiedy Jim wrócił do swego ciała.
Nie zwracał jednak na to uwagi aż do tego momentu. Zauważył, jak bardzo
Angie urosła w tym świecie. Ale gdy porównał się teraz z Brianem, ujrzał, że
rycerz wygląda przy nim jak cherlawy młodzieniaszek.
Zrozumiał wszystko.
Całkiem zapomniał o kilku sprawach; średniowieczne zbroje, które oglądał
w muzeach, plany średniowiecznych łodzi, budowle, meble. . . W Europie wie-
ków średnich przeciętny wzrost kobiety i mężczyzny był znacznie mniejszy niż
w jego rodzinnym dwudziestym stuleciu. W swojej epoce Jim zaledwie należał
do przeciętnie wysokich. Tutaj był olbrzymem.
Otworzył usta, żeby to wyjaśnić, ale zanim zdołał coś powiedzieć, poczuł, że
Angie ścisnęła go za rękę. Za Brianem ukazały się następne osoby wychodzące
z karczmy: Danielle, Giles z Wrzosowisk, a tuż za nim Carolinus. Dwaj synowie
Dicka Karczmarza nieśli drewniane tace i puchary. Zwaliste kształty Gorbasha
i Secoha również wynurzyły się z ciemności panujących poza kręgiem światła,
a za chwilę wśliznął się Aragh. Na złamanej łapie miał założony świeży opatru-
nek.
— Karczmarz mówi, że wszystko gotowe — zawarczał.
— Bogu niech będą dzięki! — stwierdził Giles. Ogorzała twarz wodza bani-
tów pofałdowała się w rzadko goszczącym na niej uśmiechu. — Przysięgam, że
wszyscy już prawie umieraliśmy z głodu i pragnienia.
— Amen! — rzekł Brian i odrobinę kulejąc powiódł wszystkich ku ławom
i stołom. — Zajmujcie miejsca, przyjaciele, i radujmy się wszyscy, albowiem
w życiu spotyka nas tyle cierpień, że nie powinno brakować ochoty do godziwej
uciechy, na którą sobie rzetelnie zasłużyliśmy.