Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- Znów się narodzi - rzekł.
- U Szandów - mruknął farmer, a potem spojrzał chytrze na Dżennę.
- To dobra dziewczyna, Gariku. WÅ‚adczyni.
- To prawda. - Wiedział już, co nastąpi.
- Byłeś z nią przez jakiś czas. Pasujecie do siebie.
Dżenna nachyliła się ku niemu.
- Gariku, spotkajmy się przy ogniu Sammanu. Znów uczynię cię szczęśliwym, tak samo jak na Sindżin. - Zauważyła gdzie przeniósł spojrzenie. Dodała: - I za każdym innym razem.
Garik próbował podzielić się tym z Dżenna: przyjemnie im było razem na wzgórzu, lecz to przeszłość. Ta druga sprawiła, że wydoroślał, zmienił się, rzuciła mu wyzwanie lekcjami, których pragnął, poważnymi sprawami.
Ta dziewczyna z Miasta?
Tak.
Więc dlaczego odchodzi? Czemu pragniesz jej tak bardzo
- Gariku - powiedziała gwałtownie na głos. - Słyszałam, że ona udaje się do Karli, potem przez Góry Błękitne Liszyna. Ona umrze tam.
Garik spróbował zakończyć rozmowę:
- Karliowie odjeżdżają na północ. - Skinął głową z szacunkiem należnym władczyni. - Muszę się z nimi zobaczyć.
Dżenna nie ustępowała.
Ja jestem teraz. Ona może będzie, a może nie.
Zmieszany Garik odszedł chwiejnym krokiem. Spostrzegł, przyjaciela, z którym pragnął się zobaczyć, przywołał go ruchem ręki i zaprowadził do wozu, gdzie Judyta szamotała z plecakiem.
- Jude, to jest Moss z plemienia Karliów. - Judyta ujrzała krzepkiego, jasnowłosego młodzieńca, jednego z tych, którzy ubiegłej nocy stali w wewnętrznym kręgu obrony obok Garika. - W Karli zostaniesz u Mossa i jego matki. Oni zupełnie jak Szandowie - ścisnął przyjaciela za ramię - tylko od czasu do czasu zalatują owcami.
Moss zachichotał.
- Te owce niejeden raz ogrzały twój tyłek. Wtedy ci nie przeszkadzały. - Odwrócił się do Judyty i jedną ręką podniósł plecak. - Garik mówi, bądźmy przyjaciółmi, no to jesteśmy przyjaciółmi. Jak cię wołają?
- Judyta Randall Singer.
Przymrużył wesoło oczy.
- Aż tyle? - Ale spojrzał na Garika i zapytał w myślach: Z Miasta?
Moja, Moss.
Głupi. Dżenna to dobra kobieta, władczyni.
No cóż, ja nie jestem władcą. I nigdy nie będę. Sam wybieram kobietę, z którą chcę być.
Pożegnaj się z nią teraz, chłopcze. Udaje się do Liszyna. Nie wróci stamtąd.
Garik chwycił Mossa za rękę.
- Opiekujcie siÄ™ niÄ…, ty i twoja matka.
Moss westchnął. Szandowie mieli dobre serca, ale tępe głowy.
- Zrobię dla niej, co będę mógł - obiecał - tak długo jak to możliwe.
Po czym oddalił się taktownie na koniec wozu. Garik wziął Judytę w ramiona.
- Czy będziesz znów w Lorl w przyszłym roku w lecie?
Potrząsnęła przecząco głową.
- Wrócę do domu.
Zabolało go to.
- Z powrotem do Miasta?
- Czeka mnie tam wiele nowej pracy, Gariku.
- Ale ja będę znów w Lorl po Lamsie. Zaczekaj na mnie - Nalegał. - Zaczekaj na mnie u Korbina.
- Gariku, nie mogę. - Usiłowała mu to wytłumaczyć, lecz starał się ją pocałować.
- Zaczekaj, aż minie Lams, Judko. Czekaj na mnie.
- Muszę prowadzić badania. Muszę przekazać wszystko do synergizera. - Nadal protestowała, kiedy podniósł ją w ramionach.
- Judko, czekaj na mnie. Czekaj.
Paznokcie Judyty zagłębiły się w plecach Garika, gdy ich wargi przywarły do siebie. Obejmował ją mocno i powtarzał błagalnie: - Judko, nie różnimy się tak bardzo od siebie Potrzebuję cię. Zaczekaj na mnie... proszę.
- Tak. - Powiedziała to tak cicho, że nie był pewny, czy ją usłyszał. - Dobrze.
- Zaczekasz? Obiecaj.
Oparła głowę na jego piersi.
- Zaczekam, Gariku. Sądzę, że i tak bym zaczekała.
Nie mieli sobie nic więcej do powiedzenia, ale trwali tak przez długi czas. Moss kręcił się z drugiej strony wozu, cierpliwie wypatrując na niebie oznak deszczu.
Na wiosnę Judyta uznała, że jest tak gotowa, jak to tylko było możliwe, do ciężkiej wyprawy do Liszyna. Więcej nawet, czuła, że zasłużyła na nią. Ale to zupełnie inna kobieta wyprowadziła swego konia poza ostatnie chaty osiedla Karliów po wygaśnięciu ogni Leddy. Garik mógł nie poznać Judyty. Jej skóra o barwie kości słoniowej popękała, pokryła się pęcherzami, ą później zagoiła się i uodporniła na lodowate podmuchy wiatru. Krótkie włosy urosły i stały się sztywne od brudu. Wiązała je w tyle głowy za pomocą rzemyka i szpilki na mc uhiańskich kobiet. Ręce Judyty stwardniały od ciężkiej prac paznokcie zżółkły i połamały się, palce zrogowaciały i stały się nieczułe, gdyż odmroziła je wykopując ziemniaki i pakując do worków.