Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- To wygląda na wsypę - wyszeptał ktoś inny. Lidka pociągnęła Ewelinę za ramię.
- Zmywamy się. Najlepiej osobno...
Ewelina szła w stronę domu. Nagle wszystko stało się jej obojętne; gdyby usłyszała za plecami: “Halt!”, kto wie, czy nie przystanęłaby z uczuciem ulgi. Oto nastąpiłoby rozwiązanie wszystkich, zbyt trudnych dla niej spraw. A jednak, kiedy zauważyła spacerującego przed wejściem do jej kamienicy żandarma, natychmiast otrząsnęła się z tych myśli. Może to naprawdę była wsypa i w jej mieszkaniu jest już gestapo. Postanowiła nie ryzykować. Nie zdążyłaby dotrzeć do Lechic przed godziną policyjną, powinna więc zamelinować się gdzieś w Warszawie. Przypomniały jej się ostrzeżenia “Rayskiego”, żeby w razie wpadki nie wchodzić do konspiracyjnych lokali. Więc dokąd pójść? Na Podwale, do Jasia. O ile był w domu. Prosto z pogrzebu ojca wyjechał do Warszawy; Susanne zatrzymywała go na obiad, ale stwierdził, iż ma coś ważnego do załatwienia. Zapukała do drzwi, nikt nie odpowiedział. Ewelina odczekała chwilę, a potem zastukała jeszcze raz.
- To ja, Ewelina - rzekła półgłosem.
Nikt nie podszedł do drzwi. Postanowiła zaczekać na niego na schodach. Zjawił się tuż przed godziną policyjną; klatka schodowa była źle oświetlona, więc Eweliny nie poznał i wyminął ją obojętnie.
- Czekam na ciebie - powiedziała speszona. Jasio przystanął.
- Stało się coś?
- Nie mogę wrócić do domu, czy... pozwolisz mi przenocować?
- Oczywiście - odparł, puszczając ją przodem. W przedpokoju pomógł jej zdjąć płaszcz. Oboje czuli się skrępowani swoją obecnością, nie bardzo wiedzieli, jak ze sobą rozmawiać.
- Może jesteś głodna? - spytał brat.
- Nie, chciałabym się położyć - odrzekła, nie patrząc na niego.
- Długo na mnie czekałaś?
- Nie wiem... chyba długo - bąknęła.
Jasio odstąpił jej swoje łóżko, a sam posłał sobie w drugim pokoju na kanapie. Ewelina zmęczona wszystkimi przeżyciami od razu zasnęła; obudziła się w środku nocy i spostrzegła, że w drugim pokoju pali się lampa. Narzuciła szlafrok Jasia; był na nią za drugi, przewiązała go więc w pasie i zapukała do drzwi.
- Proszę - usłyszała.
Na jej widok brat zerwał się z kanapy, miał na sobie jedwabną piżamę w wiśniowym kolorze i wydał się Ewelinie jakiś bardzo męski. Nigdy nie myślała o Jasiu jako o mężczyźnie, a prawdę powiedziawszy rzadko o nim myślała. Miał rysy twarzy matki, ale sylwetkę ojca: rozrośnięte ramiona, wąskie biodra i długie nogi. Kiedy podszedł do krzesła po szlafrok, zauważyła, że lekko utyka.
- Boli cię noga? - spytała.
- Nie... to stara sprawa - odrzekł zmieszany.
- A co się stało?
Brat spojrzał na nią z wahaniem.
- Miałem wypadek we Francji.
- Nic nam nie pisałeś.
- Nie chciałem martwić Susanne, wiesz, jak się ona wszystkim przejmuje.
- Wiem - uśmiechnęła się Ewelina. - Sama jej wielu rzeczy nie mówię.
Zapadła cisza.
- Może napijemy się herbaty? - spytał.
- Chętnie, jakbyś miał coś mocniejszego, też bym się napiła. Miałam ciężki dzień...
Poszli do kuchni, Jaś wyjął z kredensu butelkę wódki. Wypili po kieliszku. Ewelina poczuła nagły głód, brat zrobił jej więc kanapkę.
- Nie mogłam nic przełknąć na stypie - powiedziała z pełnymi ustami. - A ty sobie poszedłeś jak ktoś obcy.
- Bo to barbarzyński zwyczaj.
- Zwyczaj. Wspomina się osobę zmarłą.
- Ja ojca pamiętam zupełnie inaczej. Po prostu uważam, że miałem wspaniałych rodziców.
- Ja też - odrzekła cicho.
Jaś napełnił jej kieliszek, który znowu wychyliła do dna.
- Fachowo pijesz - uśmiechnął się.
- Chciałeś powiedzieć: jak furman!
- No, ty zawsze byłaś blisko koni. A teraz?
- Teraz... teraz trwa wojna. Właśnie aresztowano wielu moich przyjaciół.
Nagle odczuła potrzebę opowiedzenia Jasiowi o wszystkim. Wiedziała, że może mu zaufać, był przecież jej bratem. On też jej opowiadał o sobie, o tym bezsensownym wypadku na szosie pod Paryżem, o przeprawie do Polski.
W pewnej chwili spytał:
- Ewelina, czy mogłabyś mi ułatwić kontakt z kimś z AK? Patrzył na nią w napięciu.
Ewelina spuściła głowę. Jak mu powiedzieć, że przysięgła Susanne, iż nigdy nie dopuści, by brat wstąpił do organizacji.
- Nie po to z takim trudem przedzierałem się do Polski, żeby teraz wysłuchiwać dyskusji starców. Ja się wśród nich nie umiem znaleźć, ja się duszę. Proszę cię, zrób to dla mnie.
- Postaram się - odrzekła cicho.
Brat nieoczekiwanie pocałował ją w rękę. Zawstydzona cofnęła dłoń. Wypiła następny kieliszek i poczuła, jak opuszcza ją napięcie. Wszystko dookoła stało się lekko zamazane, a ten chłopak siedzący naprzeciw niej przy stole wydawał się kimś bliskim, w cudowny sposób odzyskanym. Tak jak to powiedziała Susanne, było ich tylko dwoje na świecie. Dlaczego żyli przez te lata tak od siebie daleko? Chciała mu o tym powiedzieć, ale nie bardzo potrafiła.
- Czy pamiętasz mamę? - spytała.