Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

– Chora?
– Nie przejmuj się – uśmiechnęła się Achaja. – Macie coś do jedzenia?
Tamta skinęła głową, ale Aiiiiiiiiiiii nie dała jej dojść do słowa.
– Widzisz, jaką mam kurtkę? – wrzasnęła do koleżanki.
– Przestań. Chwalisz się tym do znudzenia.
– Ale tobie jeszcze nie mówiłam. To jej. – Chwyciła Achaję za włosy i potrząsnęła lekko. – Zdobyłam se. Widzisz, jakie ma tu fajne. – Dotknęła końcami palców srebrnych dystynkcji majora. – Widzisz?
– Żeście ją chyba na rożen nadziewały, wojowniczki – mruknął chłopak. – Pocięta i pokrwawiona jak zając w połowie jedzenia.
– Widać, jak trudno było zdobyć! – krzyknęła Aiiiiiiiiiiii. – Żeby mi nikt tego nie śmiał myć ani zszywać. I ja ją zdobyłam. – Palnęła Achaję w ucho i to dość mocno. – Spróbuj się z nią, jak myślisz, że było łatwo.
– Teraz? Jak już jest wojowniczką? Ty ją oprawiałaś, jak jeszcze była człowiekiem.
– Tak? To ty się zmień, a ona nie. Zobaczysz, jaki da ci wpiernicz. Flaki z ciebie wypruje. – Palnęła Achaję w kość policzkową. – Jesteś głupi jak wiewiórka! Głupi, głupi.
– Czy mogłabym prosić, żebyście nie dyskutowali więcej o mnie? – Achaja rozcierała ucho i policzek. – Dacie coś do zjedzenia?
Dziewczyna podała im dwa duże kawałki suszonego mięsa.
– Czy mogłabym prosić o jabłko? – szepnęła Arnne, obracając w dłoni swoją porcję. Nie widziała czegoś takiego pewnie nigdy w życiu. Szczególnie teraz, kiedy węch miała wyczulony do granic możliwości, nie mogła się zdobyć, żeby włożyć do ust coś tak śmierdzącego.
– Co?
– Jabłko. Proszę.
– Czego ona chce? – spytała dziewczyna przy ognisku. – Jajko?
– Jabłko. Proszę was bardzo.
– Co?
– Nie przejmujcie się nią – mruknęła Achaja.
Wbiła zęby w swoją porcję, a potem wyjęła z dużym trudem.
– Słuchaj, Aiiiiiiiiiiii... Jak się robi te kły?
– Chcij.
– Co?
– Musisz chcieć. No, chcij. – Aiiiiiiiiiiii strzeliła ją dłonią w policzek. – No. Nie myśl. Chcij. Nie myśl w ogóle. – Uderzyła w twarz z drugiej strony. – No.
Achaja poczuła lekkie zaćmienie. Boleśnie ugryzła się w język. Miała już kły, pazury i ogon. Westchnęła ciężko, oszołomiona. Ale gryzienie, a właściwie rozszarpywanie porcji poszło jej dużo łatwiej. Mięso było nawet dość smaczne, pod warunkiem, że konsekwentnie oddychało się przez usta, lekceważąc nos, który wysyłał sygnały do reszty organizmu, że trzeba natychmiast wymiotować.
– Czym ty się tak denerwujesz, smarkata? – spytał wyraźnie zaciekawiony chłopak.
– Kurde, skąd wiesz?
Wskazał na koniec jej ogona, który drgał lekko. Roześmiała się z pewnym trudem, powstrzymując torsje. Krótki miał rację. To zapach. Zapach był winien wszystkim obrzydzeniom. I słusznie pozbawił ją tego zmysłu w obozie niewolników. Teraz jednak czuła, że nigdy w życiu nie zjadłaby już żadnego robaka. Odrzucało ją od mięsa, nawet świeżego, na samą myśl o jego zapachu. Chciała jabłko, tak jak czarownica, ale po pierwsze, była naprawdę głodna, a po drugie, w przeciwieństwie do Arnne, wiedziała, że trzeba zaspokajać potrzeby ciała tym, co jest pod ręką. Wtedy ciało nie zawiedzie. Inaczej sam sobie będziesz winien.
– Wiesz – uśmiechnęła się do chłopaka – po raz pierwszy w moim życiu ktoś mnie wskrzesił, zamienił w zwierzaka i powiedział, że do końca życia będę mieszkać w tym lesie, żrąc to świństwo. A poza tym, wszystko w porządku. Naprawdę nie wiem, czym się denerwuję.
– Słusznie, koleżanko – poparła ją niespodziewanie Arnne. – Ktoś im musiał to nareszcie powiedzieć.
Achaja spojrzała na czarownicę.
– Cieszę się, że przynajmniej jesteśmy już na „ty”! – dobiła ją. – I że nie muszę już dygać na pani widok.
– One naprawdę są wściekłe – zdziwił się szczerze chłopak. – Ciekawe dlaczego?
Aiiiiiiiiiiii włożyła palec do nosa i dłubała nim zawzięcie dłuższą chwilę.
– Potrzebują mężczyzny – zawyrokowała. – Pomożesz im?
– Pewnie. – Chłopak wstał lekko. – Której najpierw?
Arnne pisnęła cienko, przerażona do granic możliwości. O mało nie wybiła sobie zębów kolanami, usiłując się zasłonić.
– Nie! Nie! Proszę.
Chłopak patrzył zdziwiony. Aiiiiiiiiiiii i koleżanka przy ogniu również.
– Ty pierwsza? – Podszedł do Achai.

Podstrony