Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- Ustaliłem pozycję. Podajcie mi odchylenie.
- Teraz mają kurs dwa jeden zero! - zameldował pierwszy hydroakustyk. - Facet zakręca!
Dwie minuty później stało się jasne, że echo zmierza wprost ku USS “Maine”
- Jak to możliwe? - dopytywał się Jim Rosselli. Meldunek radiowy z bazy w Kodiak dotarł prosto do Narodowego Ośrodka Dowodzenia. Dowódca dywizjonu patrolowego nie wiedział, co robić, i z krzykiem dopominał się o instrukcje. Meldunek przyszedł opatrzony kodem RA­KIETA. Kopia powędrowała do dowództwa sił morskich Pacyfiku, gdzie także dopraszano się o wskazówki.
- Co wam tak pilno? - zapytał, więc Barnes.
- Tamto echo ciągnie prosto w kierunku USS “Maine”. Skąd wiedzie­li, gdzie jest nasz okręt, do cholery?
- A my skąd wiemy o uszkodzeniach “Maine”?
- Bo wypuścili boję radiową... No, nie! Czy ta dupa nie umiała zmie­nić pozycji?
- Przekażesz to prezydentowi, co? - zapytał pułkownik Barnes.
- Tak myślę - westchnął Rosselli, sięgając po telefon.
- Tu prezydent.
- Melduje się komandor Jim Rosselli z Narodowego Ośrodka Dowo­dzenia. W Zatoce Alaski mamy uszkodzony okręt podwodny typu Ohio, USS “Maine”, z rakietami strategicznymi na pokładzie. Okręt ma uszko­dzoną śrubę, stracił zdolność manewru. Prosto na “Maine” sunie radzie­cki niszczyciel podwodny, jest już z dziesięć mil od naszych. Mamy w tym rejonie oriona P-3C do zwalczania okrętów podwodnych, już wytropili tych Rosjan. Sir, jakie są rozkazy?
- Myślałem, że nie potrafią odnaleźć naszych okrętów rakietowych?
- Nikt tego nie potrafi, panie prezydencie, ale w tym przypadku mu­sieli wypelengować, no, złapać namiar “Maine”, kiedy nasi wzywali pomocy przez radio. Powtarzam, “Maine” to okręt rakietowy, należy do zintegrowanego planu i ma pogotowie DEFCON-DWA, więc ma także prawo się bronić. Dlatego orion eskortuje go z powietrza. Proszę nam powiedzieć, co robić.
- Jak ważny jest dla nas ten “Maine”? - zapytał Fowler.
- Mowa o okręcie strategicznym, sir - wyjaśnił mu tym razem generał Freemont. - Ich pociski stanowią część planu strategicznego, i to niemałą.
Na pokładzie jest prawie dwieście głowic jądrowych, bardzo celnych, Jeżeli Rosjanie zatopią “Maine”, będzie z nami źle.
- Naprawdę źle?
- Tak, bo zrobi się potężna dziura w naszym planie strategicznym. “Maine” ma na pokładzie rakiety D-5 z sił przeciwuderzenia. Te tridenty mają spaść na radzieckie pułki rakiet strategicznych i ośrodki dowodzenia krajem. Jeżeli “Maine” zatonie, miną całe godziny, zanim załatamy te dziurę.
- Komandorze Rosselli, pan służy w marynarce wojennej, zgadza się?
- Tak, panie prezydencie. Muszę dodać, że jeszcze kilka miesięcy temu byłem na “Maine” dowódcą załogi “złotej”.
- Jak szybko musimy podjąć decyzję?
- Akuła płynie z prędkością dwudziestu pięciu węzłów, a jest w tej chwili ponad dwadzieścia kilometrów od okrętu. Teoretycznie mogą już z tej odległości wystrzelić torpedy.
- Jakie mam w takim razie opcje? ’
- Może pan nakazać atak albo wstrzymać się od ataku - odparł Ros­selli.
- Generale Fremont?
- Panie prezydencie... Nie, mam jeszcze pytanie do komandora.
- Słucham, generale.
- Czy wiadomo na pewno, że Rosjanie płyną umyślnie w stronę USS “Maine”?
- Namiary nie pozostawiają co do tego wątpliwości, sir.
- Panie prezydencie, moim zdaniem, musimy bronić naszych środ­ków bojowych, Rosjanom nie spodoba się atak na jeden z ich okrętów, ale chodzi o jednostkę patrolową, nie strategiczną. Jeżeli nas oskarżą o napaść, mamy usprawiedliwienie. Chcę się tylko dowiedzieć, dlaczego kazali swoim obrać ten kurs. Zdają sobie przecież sprawę, że podniesie­my alarm?
- Komandorze Rosselli, ma pan moje upoważnienie. Niech samolot zaatakuje i zniszczy tych Rosjan.
- Tak jest - odpowiedział Rosselli i podniósł drugą słuchawkę. - SZARY NIEDŹWIEDŹ, tu POPIERSIE - tak brzmiał najnowszy kryptonim Narodowego Ośrodka Dowodzenia. - Naczelne dowództwo zatwierdza, powtarzam, zatwierdza wasz plan ataku. Odbiór.
- POPIERSIE, tu SZARY NIEDŹWIEDŹ, odebraliśmy zgodę na atak.
- Potwierdzam.
- Zrozumiałem. Wyłączam się.

Podstrony