Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- Co? Na czekoladowych gładkich piersiach i biodrach widać było jaś­niejsze rozstępy, znak, że rodziła.
- Nie to wcale miałem na myśli. Chciałem ci wyjaśnić na ulicy, ale nie byłem pewny, czy...
- Hej. Uprzedzałam, żadnych zapasów, żadnych świństw, bo... Uniosła do góry pięść, gotowa rąbnąć w ścianę.
- Nie! Zaczekaj!
Shean podniósł obie ręce, jakby chciał się poddać. Wiedział, że ściany pokoju są tak cienkie, że krzyk odniósłby ten sam skutek, co walenie. Starał się mówić cicho.
- Nie rób tego, proszę. Słuchaj, wycofuję się. Nie zbliżam się nawet. Nie masz się czego obawiać.
- O co chodzi, do cholery?
- Chciałem dokładnie tylko tego, co powiedziałem na ulicy. Spę­dzić tu noc. To wszystko. Wykąpać się. Skorzystać z twojej maszynki do golenia i doprowadzić się do porządku. Położyć do łóżka. Wyspać.
Ściągnęła brwi.
- Aha, lubisz się kąpać. A ja mam cię umyć, tak?
- Wcale nie.
Starał się nie patrzeć na jej włosy łonowe, ale ciało nie poddawa­ło się jego woli. Nie widział przecież kobiety, a co dopiero nagiej kobiety od 1979 roku. I dziewczyna podniecała go. Musiał się opano­wać. Starał się więc patrzeć tylko na jej ciemną chłopakowatą twarz i nie myśleć o piersiach.
- Wolałbym, żebyś się ubrała. Proszę.
- No, to na pewno nie jest normalne - powiedziała już bez złości. - Chcesz mi wmówić - z błyskiem rozbawienia przybrała wyzywającą pozę i wypięła biodro - że ci się ten widok nie podoba?
- Jeśli to ci pomoże mnie zrozumieć... jestem... byłem prawie księdzem.
Zmrużyła oczy.
- I co z tego? Moja kumpelka załatwia dwóch księży na tydzień. Wierzę w równe szanse dla wszystkich i nie uznaję dyskryminacji.
Shean roześmiał się.
- Teraz lepiej. Odpręż się, co?
- Poważnie. Ile chcesz za noc, ale bez seksu?
- Serio?
Kiwnął potakująco głową.
- I będę musiała wyjść? Potrząsnął przecząco głową.
- Prawdę powiedziawszy, wolałbym, żebyś została.
- Jeśli nie będziesz wyprawiał jakichś dziwnych rzeczy. Liczyła w myśli.
- Dobrze, niech będzie dwieście. - Błysk w oku zdradził, że spo­dziewała się targów.
- To mniej więcej wszystko, co mam.
Wyjął oba portfele zabrane napastnikom, temu na wzgórzu i temu w furgonetce, i wyrzucił pieniądze na rozłożoną już kanapę.
- Nigdy nie słyszałeś o hotelach?
- W tym? - pokazał zabrudzone ubranie. - Zapamiętaliby mnie.
- A ty nie życzysz sobie, żeby cię zapamiętano?
- Powiedzmy, że jestem nieśmiały. Uśmiechnęła się na znak, że teraz ocenia go trzeźwo.
- I opanowany, kochasiu. Dobrze. Rozszyfrowałam cię. Niech cię głowa nie boli. Tutaj jesteś bezpieczny. Wykąp się.
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu - zgodził się z ulgą.
Otworzyła szafę i wyciągnęła szlafrok.
- Będę się czuł lepiej, jeśli...
Odwróciła się ku niemu, gdyż wkładała coś na siebie.
- Jeśli będziesz mi tam towarzyszyć.
- O...
- Tak. Chcę ci zadać kilka pytań.
 
VII.
A także, choć głośno tego nie powiedział, chciał ją mieć na oku. W łazience zdjął lepką od brudu kamizelkę. Dziewczyna usiadła na krześle w kącie i zapaliła skręta z trawki.
- Na pewno nie chcesz pociągnąć? - spytała.
- To sprzeczne z moim wyznaniem.
- Co jest sprzeczne, luz?
- Przytępianie zmysłów.
Zachichotała.
- Tego byśmy nie chcieli.
Gorąca woda z kranu lała się strumieniem do wanny, lustro nad umywalką zaparowało.
Shean położył ubranie na półce za sobą i dyskretnie wsunął mauzera pod kamizelkę. Rozbieranie się w jej obecności nie krępowało go. Nigdy nie miał takich (jak to się dawniej potocznie mówiło?) obciachów.
- Całkiem, całkiem - stwierdziła, oceniając jego sylwetkę. Potem zaciągnęła się gwałtownie, zatrzymując dym w płucach.
- Biodra odrobinę za kościste - pokazała papierosem - pośladki trochę za chude. Ja z twoim tyłkiem musiałabym brać zasiłek dla bezrobotnych. Ale w sumie nieźle.
Shean roześmiał się.
- Dieta i ćwiczenia.
- Ćwiczysz? Rzeczywiście wyglądasz na takiego, który biega. Shean poczuł ciepło koło serca. Lubił biegać.
- Tak. - Uśmiechnął się. - Jak Jim Fixx, Bili Rodgers.
- Boże, mam nadzieję, że nie. Fixx przecież nie żyje.
- Żartujesz - był wstrząśnięty tą wiadomością. Possała koniec skręta i potrząsnęła głową.
- Nie. Ale odszedł szczęśliwy. W biegu. - Spojrzała uważnie.
- Gdzieś ty się ukrywał? Gdybyś śledził, co się dzieje w sporcie, wiedziałbyś, że Fixx nie żyje. Miał dziedziczną chorobę serca. A to bieganie i...
- Cóż, nikt nie ma gwarancji - starał się mówić spokojnie. Odwrócił się, chcąc wejść do wanny.
- Rany! Obrócił się błyskawicznie, gotów sięgnąć po pistolet schowany pod stertą ubrania.
- Coś nie tak?
- Chryste, twoje plecy! Co ci się stało?
- Mów ciszej.
- Przepraszam, zapomniałam. Mój chłopak.
- Więc co z moimi plecami?
- Te blizny.
- Co takiego?
- Wyglądasz, jakby cię ktoś wychłostał.
Shean zmartwiał. Nigdy by nie przypuszczał. Lata zadawanych sobie umartwień. Skakanka, którą się biczował.
- Byłem w Wietnamie. Torturowali mnie.
- To musiało być straszne.
- Nie chcę o tym mówić ani myśleć.