A potem wcisn¹³ klawisz uruchamiaj¹cy po³¹czenie i na ekra-
nie pojawi³a siê znajoma twarz…
– Dobra, Disra – warkn¹³ kapitan Zothip. – Mi³o, ¿e ruszy³eœ
dupê. To mo¿e mi teraz wyt³umaczysz, co tu siê, do nag³ej œmierci
i deszczu meteorytów, wyprawia?!
– Zapomnia³eœ dodaæ „ekscelencjo” – odwarkn¹³ Disra. –
A podobne pytanie, tyle ¿e bez chamskich ozdobników, w³aœnie
mia³em zadaæ. Ustaliliœmy zasady wzajemnej ³¹cznoœci, wiêc…
– Mam w dupie twoje zasady! Chcê wiedzieæ…
– Zna pan zasady i bêdzie pan uprzejmy ich nie ³amaæ, bo nie
po to je uzgadnialiœmy! – lodowaty ton Disry musia³ podzia³aæ na
pirata, podobnie jak pogarda, któr¹ wrêcz ocieka³ g³os moffa. – Ten
kana³ zosta³ zarezerwowany wy³¹cznie na wypadek niebezpieczeñ-
stwa, zatem s³ucham, có¿ takiego zasz³o, z czym s³ynni Cavrilhu
nie s¹ w stanie sobie poradziæ?
155
– Poradziliœmy sobie, spokojna g³owa – odci¹³ siê Zothip. –
Kosztowa³o mnie to dwóch ludzi i jedn¹ z najlepszych baz, ale
poradziliœmy sobie. Chcia³bym natomiast wiedzieæ, sk¹d Luke
Skywalker wiedzia³, gdzie nas szukaæ?
– O czym pan mówi?
– Nie wydurniaj siê, Disra. Skywalker zjawi³ siê w bazie na
asteroidzie przy Kauronie, szukaj¹c twoich zasranych klonów.
Wydosta³ siê z naszej pu³apki na Jedi, wiêc musieliœmy pryskaæ
i wysadziæ bazê.
– Przykro mi s³yszeæ o stratach, ale co to ma wspólnego ze
mn¹?– Naprawdê jesteœ taki têpy czy tylko udajesz?! – wrzasn¹³
Zothip. – Najpierw zabierasz mi bez s³owa wyjaœnienia wszystkie
klony, a potem Skywalker wpada z wizyt¹. Uwa¿asz mnie za idio-
tê? Po mojemu, najwyraŸniej zdecydowa³eœ, ¿e przestaliœmy ci byæ
potrzebni, wiêc podsun¹³eœ mu, gdzie nas szukaæ i próbowa³eœ nas
za³atwiæ jego rêkami. I co ty na to?
– To, ¿e mam do czynienia z wodzem piratów, który dozna³
za³amania nerwowego. Co mog³em zyskaæ, eliminuj¹c was? Za-
k³adaj¹c naturalnie, ¿e by³bym w stanie to zrobiæ.
– A tego w³aœnie chcê siê dowiedzieæ – ucieszy³ siê Zothip. –
Ludzie Pellaeona wêsz¹ wokó³ naszych bankierów na Muunilinst
i Bongo Prime. Mo¿e próbujesz zatrzeæ œlady ³¹cz¹ce ciê z nami,
nim oni do nich dotr¹?
– Mo¿e wyjaœnimy sobie pewn¹ kwestiê – parskn¹³ Disra. –
Pellaeon mnie nie martwi i pana, Zothip, te¿ nie powinien. Nied³u-
go nie bêdzie ju¿ niepokoi³ nikogo w galaktyce.
– Taak? – Zothip podrapa³ siê po okaza³ej, czarnej brodzie. –
A wydawa³o mi siê, ¿e wy tam w Imperium nie wyrzynacie siê na-
wzajem.
– Nikt nie zamierza go zabiæ – wyprowadzi³ go z b³êdu Disra
z pob³a¿liwym uœmieszkiem. – Po prostu przestanie siê liczyæ, wiêc
równie¿ stanowiæ zagro¿enie. To wszystko.
Tierce mrukn¹³ coœ pod nosem, z³apa³ najbli¿szy notes i za-
cz¹³ coœ gor¹czkowo pisaæ.
– Dobra, to akurat s¹ wasze gierki – burkn¹³ Zothip. – Czyli
co Skywalker u nas robi³?
Disra wzruszy³ ramionami, obserwuj¹c k¹tem oka, co robi Tierce.
– Najprawdopodobniej zidentyfikowa³ was w czasie tej spar-
taczonej roboty przy Iphiginie – zasugerowa³, by nie wzbudzaæ po-
156
dejrzeñ. – Sam pan mówi³, ¿e przegoni³y was myœliwiec typu X
i corelliañski frachtowiec serii YT-1300, Solo i Skywalker.
– To mogli, cholera, byæ oni… – mrukn¹³ Zothip. – Ale sk¹d
wiedzia³ o klonach?
– Strzela³ w ciemno – Disra machn¹³ lekcewa¿¹co rêk¹. – Pró-
bowa³ dojœæ, co was ³¹czy z Imperium, niczego konkretnego nie
wiedz¹c.
– Mo¿e nic nie wie o tobie, ale na pewno za du¿o o mnie: to
Mistrz Jedi, jakbyœ zapomnia³. Mia³ doœæ czasu, ¿eby siê wszyst-
kiego dowiedzieæ z umys³ów moich ludzi. I nie tylko ludzi.
– To proponujê, ¿ebyœcie siê na jakiœ czas dobrze ukryli – cier-
pliwoœæ Disry zaczyna³a siê wyczerpywaæ. – Gdzieœ g³êboko, gdzie
was nie znajdzie wielki, z³y Jedi.
– Nie traktuj mnie jak gówniarza – ostrzeg³ Zothip. – Uk³ad
by³ op³acalny dla obu stron, ale nie radzi³bym ci mieæ we mnie
wroga.
– To dzia³a w obie strony – skontrowa³ Disra.
Tierce skoñczy³ pisaæ i ustawi³ ekran notesu tak, by moff
móg³ go dostrzec poza zasiêgiem kamery ³¹cznoœci. Disra pochyli³
siê nieznacznie, czytaj¹c i mówi¹c równoczeœnie, co by³o pewn¹
sztuk¹.
– Zreszt¹ nie ma powodów, ¿ebyœmy z powodu czegoœ tak try-
wialnego koñczyli znajomoœæ i wspó³pracê.
– Trywialnego? – Zothip nieomal straci³ g³os. – Utrata bazy
to coœ try…
– Mam dla pana kolejne zajêcie, kapitanie – przerwa³ mu Di-
sra, siadaj¹c wygodniej i uœmiechaj¹c siê z lekka. – Naturalnie, je-
Âœli nadal jest pan zainteresowany.
– Powiedzmy, ¿e jestem – odpar³ podejrzliwie pirat.
– Za oko³o trzech tygodni admira³ Pellaeon opuœci, na pok³a-
dzie „Chimaery”, imperialn¹ przestrzeñ, kieruj¹c siê na tajne spo-
tkanie, które odbêdzie siê w pobli¿u Pesittiinu. Chcê, ¿eby go pan
tam zaatakowa³.