Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


«Zostaw: to szaty dawnej, zagubionej Aglae. Ona już nie istnieje... i nawet to ubranie nie powinno pozostać. Odczuło zbyt wiele nienawiści... a nienawiść szkodzi, jak każdy grzech.»
Idą do ciemnego ogrodu. Wchodzą do małego pokoiku Józefa. Maryja zapala lampę stojącą na małym stoliku, głaszcze skruszoną kobietę, zamyka drzwi. Potrójnym świecznikiem oświetla drogę. Zastanawia się, gdzie zanieść podarty płaszcz Aglae, aby nikt nie ujrzał go nazajutrz.
Pod wieczór mówi Odwieczna Miłość:
«Nie ma właściwie [Moich] słów. Ale słyszałaś Mnie, jak mówiłem przez usta Słowa, Dziewicy, Apostoła do szukających Boga, do poznających Boga, do spragnionych Boga. Ty, pośród gorzkich fal, [otrzymasz] potok słodyczy. Dla innych to, co zostało dane. Jestem Duchem Miłości. Jestem także Sprawiedliwością. Najbardziej oddaję się temu, kto Mi się ciągle ofiarowuje. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha.
W miłości duchowej nie potrzeba zmysłowości. Darami, o które [w niej] możecie zabiegać są pociechy Boże. To łaski, które przychodzą jako dar. Nie można być zachłannym jak chciwi, którzy pragną zgromadzić wiele pieniędzy. Nie można być jak tyrani, którzy spędzali czas na podziwianiu klejnotów, które poddani przynosili do ich skrzyń. Nie wymagało to ich wysiłku, a przynoszący je pocili się krwią, wydzierając klejnoty z wnętrzności mórz lub ziemi. Niech każdy wydobywa własnym wysiłkiem najczystsze diamenty Mądrości. Nie popadajcie w łatwe odchylenie duchowości sentymentalnej. Jestem Tym, który umacnia i pragnę, by Moi wierni byli mocni. Sentymentalizm w religii jest jak glina i żelazo stóp posągu ze snu Nabuchodonozora. Wystarczy, że kamyk rozczarowania w nie uderzy, a wszystko jest w niebezpieczeństwie. A gdy kamień jest wielki to już jest klęska. Dzieci, mocy! Siły!
Ziemia jest miejscem walki. Szczęście jest tu, gdzie Ja jestem. Aby tu się wznieść... [trzeba przejść] drogą jakby z pokruszonego jaspisu. Wyboistą. Każda udręka jest zasługą. Tylko to miał Syn Boży. Czy wy pragniecie czegoś lepszego? Odnówcie się w Moim Płomieniu.»
21 maja. Poniedziałek po Zesłaniu Ducha Świętego, godz. 11.00.
Nadeszła, wyciskająca mi łzy radości, fala słodyczy, którą mi obiecał Paraklet wczoraj wieczorem. Przyszła wraz z pieszczotą całkowicie duchową, z powiewem, który był pocałunkiem, najlżejszym, muskającym czoło; i wraz z miłosnym porywem we mnie, tak głębokim, że serce fizyczne doznało od niego bólu. Wszystko równocześnie było słodyczą i radością.
Równocześnie Głos, który nie był głosem Parakleta, mówił do mnie i mówi, pomagając mi zrozumieć, jak Bóg kocha mnie, zwiędłą lilię. Jego lilię... Mówi:
«W ten sposób jesteś miłowana... tak jesteś podtrzymywana... Bóg jest twą mocą. Spójrz, jak sztywna jest łodyga. Nie brak jej niczego, nawet liści, które nie są zbędne: są konieczne dla chronienia kwiatu. Bóg jest twoją łodygą; Boskie cnoty – twoimi liśćmi. Bóg jest twoim celem. Kwiat jest na wierzchołku łodygi. Ty jesteś jak długi słupek, który wychyla się ze śnieżnego kielicha, otoczony złocistymi płomieniami pylników napełnionych pyłkami. W ten sposób kocha cię Bóg. Stworzył cię, zasadzając cię na ziemi jak cebulkę w kwietniku. Dał ci duszę: centrum twego życia. Tę duszę – umartwiwszy ją najpierw, każąc jej kosztować dręczącej ciemności ziemi – unosił wyżej, coraz wyżej, strzegąc jej cnotami danymi dla obrony, przyciągając ją do białego uścisku wiecznej Korony: Naszej Najświętszej Trójcy. I tak, w ten sposób Nasza miłość cię otula: czystością i płomieniem, pokojem i radością. Spójrz, dlaczego jesteś “Naszą” małą Marią, całkowicie Naszą, oto duch twój, długa szyjka słupka kwiatowego, zamknięty w Naszym Sercu, ma nasze znamię: jest jeden, ale trójdzielny, nie podzielony, lecz potrójnie spiczasty. Maria, mała Maria...»
Głos milknie, jednak następuje po nim chór pełen anielskich hosanna, nad którym wznosi się, czysty i radosny, głos Najświętszej Dziewicy, która wyśpiewuje Magnificat. Jakże go śpiewa! Nigdy nie słyszałam tego kantyku śpiewanego w podobny sposób. Tylko Ona potrafi go tak wyśpiewać... Nie widzę Jej. Widzę tylko ogromny i potężny blask. Wiem jednak, że to Ona, i jednoczę się w duszy z tym śpiewem...
29. KAZANIE NA GÓRZE. «WY JESTEŚCIE SOLĄ ZIEMI»
[por. Mt 5,13-16]
Napisane 22 maja 1945. A, 5114-5127
Jezus idzie szybko sam główną drogą. Kieruje się ku górze, wznoszącej się blisko drogi, która – biorąc początek nad jeziorem – podąża ku zachodowi. Dalej biegnie ona po terenie lekko pagórkowatym, rozciągającym się na wielkiej przestrzeni, tworzącej płaskowyż. Widać z niego całe jezioro z miastem Tyberiada na południu i innymi miejscowościami, nie tak pięknymi, położonymi na północy. Potem góra wznosi się bardziej, aż do szczytu, i opada. Następnie znowu się wznosi, formując drugi szczyt, podobny do pierwszego – obydwa tworzą rodzaj siodła.
Jezus podejmuje marsz ku płaskowyżowi górską ścieżką, jeszcze dość dobrą, i dochodzi do małej wioski. Jej mieszkańcy uprawiają na tym wyniesionym płaskowyżu zboże, które zaczyna właśnie formować kłosy. Przemierza wioskę i idzie przez pola szumiące plonami i usiane kwiatami łąki.