Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

— Jeśli wyjdziesz na pokład, ona cię zabije. Zrób, co ci każę, Jenny.
Neumann wygrzebał się na górę, do sterówki. Catherine spojrzała na niego zaniepokojona.
— Upadłem i uderzyłem się w głowę, kiedy łodzią zarzuciło. Silnik padł.
Przy sterze leżała latarka. Wziął ją i wyszedł na pokład. Skierował światło na sterczącą wieżę U— boota i nadał sygnał: „Na pomoc". Łódź podwodna zbliżała się do nich w żółwim tempie. Odwrócił się i dał znak Catherine, żeby podeszła do niego na dziób. Deszcz spłukał mu krew z twarzy. Wystawił ją na siekanie ulewy i pomachał do U— boota.
Catherine stanęła obok. Ciągle to do niej nie docierało. Jeszcze wczoraj po południu siedzieli w kawiarence przy Mayfair, otoczeni przez agentów MI— 5, a oto lada moment stanie się cud: wejdą na pokład U— boota i odpłyną. Sześć długich, przeraźliwie samotnych lat wreszcie dobiega końca. Nie wierzyła, że dożyje tej chwili. Nigdy nie śmiała nawet o niej marzyć. Wszystko w niej pękło. Pisnęła głośno, radośnie jak dziecko i tak jak Neumann wystawiła twarz na deszcz, machając do U— boota.
Stalowy dziób U— boota dotknął dziobu „Camilli". Na pokład łodzi podwodnej wygrzebał się komitet powitalny, szli w ich stronę. Catherine zarzuciła Neumannowi ręce na szyję i z całej siły go uściskała.
Udało się nam — powiedziała. — Udało. Wracamy do domu.
Harry Dalton ze sterówki „Rebeki" opisywał tę scenę Vicary'emu w Grirnsby. Vicary z kolei opisywał ją Arthurowi Braithwaite'owi przez radio.
— Niech to szlag, komendancie! Gdzie ta korweta?
— Tuż— tuż. Nie widzicie jej przez deszcz.
— To niech pan powie coś kapitanowi! Moi ludzie nie zdołają ich zatrzymać.
— Co mam rozkazać kapitanowi?
— Niech strzela w statek i zabije szpiegów.
— Majorze Vicary, czy mam panu przypomnieć, że na po­kładzie jest niewinna dziewczyna?
— Niech mi Bóg daruje te słowa, ale w tym momencie na­prawdę nie możemy się nią przejmować. Proszę wydać rozkaz kapitanowi korwety. Niech strzela do „Camilłi" wszystkim, co ma.
— Tak jest.
Vicary odłożył słuchawkę. Boże, ależ ze mnie się zrobił łaj­dak — pomyślał.
Wiatr na moment rozgonił zasłonę deszczu i mgły. Z mostka korwety 745 kapitan dostrzegł U— 509, a sto pięćdziesiąt metrów od jego dzioba „Camille". Przez lornetkę widział parę stojącą na pokładzie „Camilłi" i marynarzy z łodzi podwodnej, szykujących się do jej przyjęcia. Wydał rozkaz, by strzelać. Po kilku sekundach zajazgotały działka korwety.
Neumann usłyszał strzały. Pierwsze pociski przeleciały im nad głowami. Kolejne zagrzechotały o bok U— boota. Marynarze padli na pokład, by uniknąć ognia. Tu, na dziobie „Camilłi" nie było się gdzie schować. Pociski dosięgły Catherine. Jej ciało rozerwało się na strzępy, czaszka się rozprysnęła.
Neumann czołgał się w stronę U— boota. Pierwszy pocisk urwał mu nogę w kolanie. Wrzasnął, ale pełznął dalej. Drugi przeszył mu kręgosłup. Nie poczuł nic. Ostatni trafił w głowę i otoczyła go ciemność.
Max Hoffman, który obserwował tę jatkę z kiosku, wydał rozkaz pierwszemu oficerowi — jak najszybciej się zanurzyć. Po kilku sekundach U— 509 opuszczał scenę wydarzeń. Wkrótce skrył się pod powierzchnią Morza Północnego i zniknął.
Samotna „Camilla" dryfowała po morzu. Jej pokład był zalany krwią.
Na pokładzie „Rebeki" zapanowała euforia. Czterej mężczyźni ściskali się, widząc jak U— boot zawraca i odpływa pełną parą. Harry skontaktował się z Vicarym i przekazał mu wieści. Vicary wykonał dwa telefony; pierwszy, dziękczynny, do Arthura Braithwaite'a, drugi do sir Basila Boothby'ego, by poinformować go, że wreszcie jest po wszystkim.
Jenny Colville poczuła, że „Camilla" drży. Padła na brzuch i zasłoniła rękami głowę. Strzelanina ucichła równie szybko, jak się zaczęła. Potem słyszała, jak U— boot odpływa, wreszcie do­chodził do niej tylko szum morza. Leżała, zbyt przerażona, by się ruszać. Czuła, jak łódź miota się na falach. Domyślała się, że to ma związek z zepsutym silnikiem. Bez jego mocy kuter został wydany na pastwę fal. Musi wstać, wyjść na pokład i dać znać innym łodziom, że tu jest i żyje.
Dźwignęła się na nogi i natychmiast kołysanie pchnęło ją na ścianę. Znowu wstała. W końcu jakoś wygrzebała się na pokład. Szalał wiatr, siekł deszcz. Kutrem ciskało we wszystkie strony: w górę, na dół, do przodu, do tyłu, z boku na bok. Jenny ledwo się trzymała na nogach. Spojrzała na dziób i zobaczyła oba ciała zmasakrowane, zmienione w papkę. Pokład był różowy od krwi. Zrobiło jej się niedobrze, odwróciła wzrok. W oddali dostrzegła U— boota, który znikał pod powierzchnią. Z drugiej strony nadpływał niewielki, szary okręt wojenny. Druga łódź — ta, którą wcześniej zauważyła przez iluminator — pędziła w jej kierunku.