Popatrzyła dookoła i uśmiechnęła się. - Widzę, że tu popracowałeś.
- Może, trochę - odparł, ale było oczywiste, że dużo zmienił w pokoju, który kiedyś należał do Joego i Lindy. Wielkie, zdobione łoże, które otrzymali do Carlosa, zniknę-ło, zastąpione przez zwykłe łóżko wodne. Ze ścian zniknęły portrety Lindy, a z szafy jej ubrania. Przyległe pomieszczenie, które kiedyś było pokojem dziecinnym Cadziego, wypełniały teraz komputery i inne urządzenia służące do pracy. Przez otwarte drzwi do łazienki widać było, że i w niej dokonano zmian. Mała bawialnia była prawie pusta. Oprócz ciężarków i rozłożonych wzdłuż jednej ze ścian mat nie było tam niczego.
Zaskakujące było to, że poza pokojem komputerowym, w całym mieszkaniu było schludnie i czysto. Czy to dla mnie? - pomyślała.
- Podoba mi się tutaj - powiedziała Trish. - Sam także zupełnie dobrze wyglądasz, Miękusiu. Zrzucaj buty. Wykonajmy kilka powitań słońca.
Wszedł za nią do bawialni i przyjął pozycję drzewa, czyli stanął na baczność, mówiąc językiem wojskowym.
Po pięciu minutach był już zasapany. Kazała mu zwolnić i uspokoić oddech. Przyglądał się przyjmowanym przez nią pozycjom i próbował je korygować.
- Kiedy robisz pompki, podnoś bardziej tyłek i staraj się, żeby kręgosłup był wyprostowany. A teraz opuszczaj się tak, by twoje łokcie układały się wzdłuż żeber.
- Sam tego nie zrobisz.
- Jasne, że nie. Ale mogę stanąć na głowie - odparł.
- Nie opierając się o ścianę?
Jego nauki początkowo ją bawiły. Później jednak zrozumiała, że on naprawdę wie więcej od niej. Edgar potrafił się szybko uczyć.
Nauczył się samokontroli. Kiedy zaczęła do niego przychodzić, rzucał się na nią natychmiast, gdy tylko udało mu się wciągnąć ją do pokoju z łóżkiem. Teraz... Początkowo był wyraźnie podniecony, ale przecież nie odwiedziła go od tygodnia. Ogarnęła ją ciekawość i oczekiwanie. Edgar nadal bardzo chciał ją zadowolić i pochlebiała jej myśl, że jest chyba jedyną osobą w całym wszechświecie, która może przykuć do siebie całą jego uwagę, choćby tylko na kilka minut.
Stojący na głowie Edgar uśmiechnął się do niej z wysiłkiem.
Edgar miał ojca. Trish prawie mogła sobie wyobrazić, że jest zależna od jednej osoby lub dwóch, nigdy jednak nie odczuwała potrzeby odgadywania myśli mieszkańców całego miasta, z których każdy kontrolował życie dziecka. Najpierw jako istota wszechwiedząca, potem nauczyciel, a na końcu równy mu człowiek. A teraz jego ojciec był martwy, odarty z ciała do kości przez nieznanego zabójcę.
Czy on także kochał Lindę? Nie, raczej ją uwielbiał.
Pierwsi wiedzieli o jego zdradzie i wielu z nich nigdy mu tego nie zapomni, a Edgar żył i pracował między Pierwszymi na Camelocie.
Trish zastanawiała się, czy on to przetrzyma.
Nierówny oddech Edgara zdradził jego zmęczenie. Powoli wyszedł ze stójki na głowie; najpierw opuścił jedną nogę, potem dotknął podłogi palcami obu nóg i ukląkł.
Trish skończyła stójkę, robiąc fikołka.
- To musiały być ze dwie minuty, Miękusiu. Jestem pod wrażeniem.
- Nie wstawaj tak szybko. Najpierw należy opuścić jedną nogę, potem drugą, a na koniec dotknąć nimi maty. Skończyliśmy? Chcesz kawy?
- Masz kawÄ™?
Uśmiechnął się.
- Później. - Podwinęła nogi i umieściła bark na wysokości splotu słonecznego Edgara, zanim zdążył podjąć decyzję, czy powinien zrobić unik. Następnie wstała, unosząc go na ramieniu. Śmiał się. Rzuciła go, wciąż śmiejącego się, na łóżko. - A teraz pokażę ci, dlaczego najpierw warto zrobić rozgrzewkę. Sprawić, że serce bije żwawiej, lepiej pompując krew. Miękusiu, czy naprawdę chcesz być na górze? -Obróciła ich oboje. - Tylko jedno życzenie. Tylko jedno życzenie naraz.
Po jakimś czasie weszła za nim do pokoju komputerowego i zaczęła się przyglądać, jak miele świeżo upalone ziarna kawy.
- Inaczej pachnie - powiedziała w pewnej chwili.
- Mocniejsze wypalanie - odrzekł. - A także inne ziarna. Te pochodzą z wyższych partii gór.
- Interesujące. Kto ci je przyniósł? - Pod uniwersalnym piecykiem był mały terminal. Kątem oka zerknęła na jego ekran.
Uśmiech na twarzy Edgara zbladł.
- Dwoje dzieci Carolyn - odpowiedział. - Wiesz, Pierwsi chwilowo traktują mnie jak zgniłe jajo. Ale Cassandra nawet w części nie działa teraz tak sprawnie, jak wtedy, gdy ja ją obsługuję, i zaczynają to sobie uświadamiać. To nie ja pacnąłem Carolyn...
- Ja to zrobiłam. - W górnej części ekranu widać było tytuł RUTHFK. Trish nie mogła przeczytać tekstu wypisanego niżej mniejszymi literami, ale nie było tego wiele.
- Tak? W każdym razie teraz, gdy nie ma już taty, mają pewien interes w tym, żebym był zadowolony z życia. Nawet jeśli mi nie ufają. - Edgar wlał wrzątek do szklanego cylindra, wcisnął z góry metalowy filtr, by odcedzić fusy, i nalał dwie filiżanki kawy.
Uśmiechnęła się lekko, gdy, oboje nadzy, zasiedli przy stoliku śniadaniowym. Program sprzątania Edgara najwyraźniej nie sięgał aż tak daleko. Nie było widać nawet centymetra kwadratowego blatu. Trish postawiła swoją filiżankę na stosie wydruków.
- Teraz, kiedy zapadła decyzja o ekspedycji, będą musieli ci zaufać. A jeśli już o tym mowa, to samo będzie dotyczyło nas.
- Nas?
- Członków ekspedycji. Aarona.
- Och. No tak, oczywiście, ty weźmiesz w tym udział. Ojej!
- Co jakiś czas będę tu wracać. A może mógłbyś się wybrać z nami...?
- Nie, to się nie uda - powiedział Edgar. - Nawet jeśli będę w lepszej formie, i tak nie mielibyście tam ze mnie dużego pożytku. Lepiej już zostanę tutaj i będę nad wami czuwał z góry.
- Założymy bazę. Poczekaj, aż się urządzimy, i przyjedź do nas. - Uśmiechnęła się. Aaron nie będzie z tego zadowolony, pomyślała. Nie podoba mu się, że mam tak wielką władzę nad naszym geniuszem. Ale chodzi tu o coś więcej. Oni się naprawdę nie lubią. Aaron zwyczajnie nie chce, żeby Edgar był szczęśliwy. Jej uśmiech przekształcił się w coś innego, w gorący, zmysłowy wyraz twarzy, który skopiowała ze starego filmu. Podniecił Roberta Redforda i teraz tak samo podziałał na Edgara.
- Kto pojedzie?
Nie spuszczając wzroku z jego oczu, pokręciła głową.
- Nie jestem pewna. Aaron, oczywiście. On stanie na czele. Ja.
- Dlaczego ty?