Do mostu dotarli niezauważeni. Esesmani, spaliwszy kiosk, zabrali się za rabowanie sklepu mięsnego.
– Heil Hitler – mruknÄ…Å‚ Jakub i pociÄ…gnÄ…Å‚ seryjkÄ™ z pepeszy.
– ZupeÅ‚nie jak w czterdziestym czwartym – stwierdziÅ‚ z zadowoleniem Józef.
Strzelił dwa razy, likwidując Niemca, który wybiegł zza węgła. Przyklęknął i oparł rurę na ramieniu.
– Trafisz? – zapytaÅ‚ Jakub z niepokojem. – Mamy tylko jeden.
– Spoko – Józwa zaÅ‚ożyÅ‚ okulary i wycelowaÅ‚ starannie.
Pocisk gwizdnął ogłuszająco. Zaparkowana przed bankiem ciężarówka zakończyła swój żywot efektownym wybuchem. Z drzwi budynku wybiegli jeszcze dwaj naziści, ale Jakub zlikwidował ich od razu. W monopolowym nikogo nie było, tylko resztki chipsów rozsypane po podłodze świadczyły o tym, że ktoś tu buszował.
– Trza iść na placyk, zobaczyć co z bibliotekÄ… – mruknÄ…Å‚ egzorcysta.
W tej chwili gdzieś z boku doleciały ich odgłosy eksplozji a potem regularna palba karabinowa. Pognali. Spóźnili się haniebnie. Wszyscy Niemcy leżeli podziurawieni jak sita. Birski rozejrzał się i zmartwiał.
– O kurde – jÄ™knÄ…Å‚. – Przecież rewidowaliÅ›my, konfiskowaliÅ›my... Tyle lat...
Na placu zebrali się chyba wszyscy mieszkańcy Wojsławic, od siedmiolatków, po starców pamiętających jeszcze cara. I wszyscy byli uzbrojeni po zęby. Powyciągane ze strychów karabiny lśniły smarem.
– Hitler siedzi w banku! – krzyknÄ…Å‚ Jakub. OdpowiedziaÅ‚a mu ponura palba w niebo.
Teraz przydała się skrzynka dźwigana przez Birskiego. Trzydzieści kilogramów trotylu. Założyli ładunki z trzech stron. Od frontu się nie dało bo esesmani byli czujni i strzelali przez okna. Nadjechał Semen. Lufa maxima jeszcze dymiła.
– SkasowaÅ‚em trzech – pochwaliÅ‚ siÄ™.
– A dla nas prawie nie zostaÅ‚o – zrzÄ™dziÅ‚ Jakub. – Jeszcze tylko tu siÄ™ broniÄ…. Ale zaraz wykurzymy.
– Sporo tego – stary kozak z niepokojem popatrzyÅ‚ na kostki i zapalniki.
– Musimy walnąć naprawdÄ™ mocno. Tam w Å›rodku jest stalowy sejf, wielki jak caÅ‚y pokój. JeÅ›li Hitler siedzi w Å›rodku...
– A chyba że tak. Takiej iloÅ›ci trotylu to nawet sejf nie wytrzyma
– Wszyscy w tyÅ‚! – krzyknÄ…Å‚ Jakub podpalajÄ…c lont. WybuchÅ‚o naprawdÄ™ piÄ™knie. Gdy opadÅ‚ pyÅ‚, a z nieba przestaÅ‚y spadać cegÅ‚y i kawaÅ‚ki stropów, okazaÅ‚o siÄ™, że Semen jednak nie miaÅ‚ racji. Sejf wytrzymaÅ‚. Za to okoliczne budynki – nie. Także trupów przybyÅ‚o.
– To siÄ™ trochÄ™ wymyka spod kontroli – powiedziaÅ‚ w zadumie egzorcysta.
Birski z malowniczo urwaną głową spoczywał opodal.
– Znam szyfr – przez tÅ‚um przepchnÄ…Å‚ siÄ™ dyrektor banku. ChwilÄ™ potem wywlekli ze Å›rodka Adolfa. Zaraz też znalazÅ‚a siÄ™ lina i Hitler zadyndaÅ‚ na latarni.
W tej chwili na rynek wjechał radiowóz. Rowicki wyskoczył ze środka jak diablik z pudełka.
– Co tu siÄ™, do cholery, dzieje?! – zawyÅ‚ widzÄ…c trupy i ruiny. – JesteÅ›cie wszyscy aresztowani!
Dżin zmaterializował się oparty o latarnię, na której wisiał Adolf.
– No, teraz chyba jesteÅ›cie zadowoleni? – zagadnÄ…Å‚.
– SkÅ‚adam reklamacjÄ™ – mruknÄ…Å‚ Jakub i zÅ‚oÅ›liwie skrÄ™ciÅ‚ kranik.
– Zostaw to, dobrze? Co wam siÄ™ nie podoba?
– MiaÅ‚ być Hitler, a ty Å›ciÄ…gnÄ…Å‚eÅ› z nim kilkudziesiÄ™ciu uzbrojonych bydlaków.
– PowiedziaÅ‚, że to jego ochrona. MyÅ›laÅ‚em... auuu.
– NastÄ™pnym razem nie myÅ›l, tylko wykonuj polecenia – warknÄ…Å‚ Jakub. – Albo ci wsadzÄ™ ten wagonik, gdzie sÅ‚oneczko nie dochodzi...
Sasza pokiwał potulnie głową i pstryknął palcami. Trup Adolfa zdematerializował się, bank znowu był cały, chałupy wokoło też uległy odbudowaniu. Nieboszczycy podnieśli się zaskoczeni z chodników, broń znikła ludziom z rąk.
– ZmodyfikowaÅ‚em im pamięć, żeby nie byÅ‚o kÅ‚opotów – pochwaliÅ‚ siÄ™ Sasza.
Wrócili do chałupy Józefa, bo było bliżej.
– ZostaÅ‚o jedno życzenie – mruknÄ…Å‚ Jakub. – Ale musimy to dobrze przemyÅ›leć. – Czego to ludzie sobie życzÄ…? Zazwyczaj forsy, ale to już mam, wÅ‚adzy, cholera wie po co...
– I dzikiego seksu z piÄ™knymi kobietami, ale to nie w naszym wieku – dodaÅ‚ Józef.
– A ja sÅ‚yszaÅ‚em, że każdy facet chce mieć dużego ptaka – dodaÅ‚ Semen. – doktor Freud, jak kiedyÅ› siÄ™ ochlaliÅ›my mówiÅ‚...
Jakub wyjął fujarkę z rozporka, strzelił jak z bata i zabił muchę chodzącą po ścianie.
– W sumie i tak mam za dÅ‚ugiego – mruknÄ…Å‚. – MaÅ‚o to razy przydeptaÅ‚em?
– To może skrócić? – zaproponowaÅ‚ Sasza.
– A, przywykÅ‚em – schowaÅ‚ narzÄ…d na jego miejsce, a koÅ„cówkÄ™ wpuÅ›ciÅ‚ w cholewÄ™ buta. – Trzeba wymyÅ›lić coÅ› szczególnego, dobrego, czystego...
– To można i bez czarów, wystarczy umyć sÅ‚onia – kozakowi przypomniaÅ‚ siÄ™ dowcip z czasów jego mÅ‚odoÅ›ci.
Kumple słyszeli to już tyle razy, że nawet się nie roześmieli.
– A może jednak puÅ›cić wódkÄ™ z kranów – rozważaÅ‚ egzorcysta. – Tylko kto wtedy bÄ™dzie kupowaÅ‚ mój bimber?
– To ja siÄ™ trochÄ™ przejdÄ™ a jak wymyÅ›licie zawoÅ‚ajcie. – zaproponowaÅ‚ dżin i zniknÄ…Å‚.