Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Jaką cudowną pieśń powitalną śpiewał
przyjaciel wiatr! Smagał jej twarz, pozostawiając na ustach słony smak morskiej wody, a łódź pruła
strome grzbiety fal – jakież to byÅ‚o cudowne uczucie!
Clark obserwował ją przez cały czas i w końcu zrozumiał, że nic dla niej nie znaczy, że w jej sercu nie
ma dla niego miejsca. Widział też, że zupełnie zapomniała o jego obecności. A była tak piękna i tak
godna pożądania! Patrząc w toń, pochyliła głowę podobną do rozkwitłej róży, wiatr rozwiewał kaskadę
jej czarnych włosów, bawiąc się nimi pieszczotliwie. Muskał jej cudowne, szkarłatne wargi i oczy,
ogromne i błyszczące, które wpatrywały się w migotliwe światełka domków Racicot.
Kiedy przybili do nabrzeża, Nora wyskoczyła z łodzi, zanim Bryant rzucił cumy. Potem powiedziała
najłagodniej, jak umiała.:
– Nie czekaj na mnie. Już dzisiaj nie wrócÄ™.
Okryła głowę szalem i pospiesznie ruszyła po kamiennym nabrzeżu w stronę wsi. Nie spotkała
nikogo, bo właśnie o tej porze wszystkie rodziny w Racicot zasiadały do kolacji. Również w kuchni
Shelleyów cała rodzina siedziała już za stołem, gdy nieoczekiwanie otwarły się drzwi i na progu stanęła
Nora. Przez chwilę domownicy patrzyli na nią w osłupieniu, jakby zobaczyli ducha; nikt nie znał
dokładnej daty przyjazdu Cameronów do Dalveigh.
– To przecież nasza Nora – powiedziaÅ‚ stary Nathan podnoszÄ…c siÄ™ z Å‚awy.
– Mamo! – zawoÅ‚aÅ‚a Nora i rzuciÅ‚a siÄ™ w stronÄ™ matki. PrzypadÅ‚a do niej szlochajÄ…c i tulÄ…c twarz do
jej piersi.
Wiadomość o powrocie Nory natychmiast obiegła Racicot i wkrótce tłum ciekawskich, pragnących ją
powitać, wypełnił dom. Spędzili wesoły wieczór w cudownej, ciepłej i serdecznej atmosferze. Mężczyźni
palili fajki, a kobiety robiły na drutach, rozmawiając przy tym z wielkim ożywieniem. Obecni
jednogłośnie stwierdzili, że wielki świat nie zepsuł Nory. Stary John Meyers wyznał z wielką
otwartością:
– JesteÅ› zupeÅ‚nie taka sama jak wtedy, gdy stÄ…d wyjeżdżaÅ‚aÅ›. Z tÄ… różnicÄ…, że teraz z ciebie wielka
pani. Wszyscy uważamy, że wyszło ci to na dobre.
30
Nora roześmiała się. Bardzo ucieszyły ją te słowa. Nawet Nathan się roześmiał. On również zauważył
przemiany, jakie zaszły w jego małej dziewczynce i musiał przyznać, że miniony rok wpłynął na nią
korzystnie.
Nora siedziała obok matki i była bardzo szczęśliwa. Jednak przez cały czas nie mogła się
powstrzymać, aby nie rzucać ukradkowych spojrzeń na drzwi. Kiedy minął wieczór i wszyscy wyszli,
Nora stanęła przed domem. Wiatr już ucichł i morze tchnęło niezwykłym spokojem. Było już bardzo
późno i wszyscy rybacy, powróciwszy z połowu makreli, odpoczywali w swoich domach. Na niebie
pojawił się księżyc, obejmując we władanie zatokę i srebrząc fale swoim światłem. Jego blask wydobył z
mroku nocy czyjąś postać zmierzającą w kierunku domu Shelleyów. Nora natychmiast ją rozpoznała.
Ruszyła biegiem, a mokry piasek rozpryskiwał się pod jej nogami.
– Rob! Rob!
– Nora! – zawoÅ‚aÅ‚ otwierajÄ…c ramiona.
Dziewczyna przypadła do jego piersi, śmiejąc się i płacząc jednocześnie:
– Och, Rob! CzekaÅ‚am na ciebie przez caÅ‚y wieczór. Za każdym skrzypniÄ™ciem drzwi mówiÅ‚am sobie:
teraz to już na pewno on. A kiedy w drzwiach stawał ktoś inny, moje serce zamierało z żalu. Nie miałam
śmiałości pytać o ciebie, bo bałam się tego, co mogłabym usłyszeć w odpowiedzi. Dlaczego nie
przyszedłeś?
– Nie wiedziaÅ‚em, co ci powiedzieć na powitanie – szepnÄ…Å‚, nie wypuszczajÄ…c jej z objęć. – ChciaÅ‚em
przyjść i popatrzeć na ciebie tak, żebyś o tym nie wiedziała. Bałem się, że nie będziesz chciała mnie
widzieć.