Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Znowu odsunięto zasuwę.
- Na rany Chrystusa! - wrzasnął Metzger.
Drzwi rozwarły się. Tym razem na korytarzu stało sześciu strażników.
- Ty! - Promień latarki odnalazł twarz Michaela. - Wychodź stamtąd! - Rozpoznali głos Baumana.
Michael ani drgnął.
- Nie spodoba ci się, jak będziemy cię stamtąd wyciągać - pogroził Bauman.
- Tak samo jak temu szkopowi, który spróbuje mnie wy­ciągać.
- Brać go! - rozkazał Bauman, wyjmując z kabury lugera. Żołnierze zawahali się. - Brać go, powiedziałem! - zagrzmiał znowu i kopnął stojącego najbliżej podkomendnego.
Żołnierz pochylił się i zaczął wchodzić do celi. Wyciągnął rękę, żeby chwycić Michaela za ramię, ale ten cisnął mu w twarz garść brudnego siana i poprawił ciosem w szczękę, która pękła, jakby rozległ się huk wystrzału. Następny strażnik przecisnął się przez drzwi, a za nim jeszcze jeden. Michael odparował cios i uderzył drugiego napastnika otwartą dłonią w gardło. Trzeci żołnierz trafił Michaela w szczękę powierzchownym ciosem, a czwarty skoczył na niego i chwycił z tyłu za szyję. Przerażona dziewczynka zaczęła piszczeć wysokim głosem.
Ten głos, podobny do wycia nawołującego w nocy wilka, ożywił Michaela. Cofnął gwałtownie obydwa łokcie, wbijając je w klatkę piersiową duszącego go żołnierza. Niemiec jęknął z bólu, zwalniając uścisk, i Michael wyrwał się. Czyjaś pięść uderzyła go w obolałe ramię. Następny cios trafił w głowę. Mi­chael odrzucił od siebie jednego z żołnierzy z taką siłą, że ten uderzył o ścianę. Inny uderzył go kolanem w plecy i chwycił palcami za twarz, próbując dostać się do oczu. Rozległ się przeraźliwy krzyk bólu i nagle trzymający Michaela żołnierz zamachnął się na wychudzoną postać, która skoczyła na niego. To Metzger zatopił zęby w policzku strażnika, rozrywając mu ciało jak rozszalały terier.
Michael trafił żołnierza kopniakiem w podbródek. Niemiec przeleciał przez drzwi i podciął nogi Baumanowi, który podniósł do ust gwizdek i zaczął pośpiesznie w niego dmuchać, wydając urywane tony. Czyjaś pięść przeleciała koło głowy Michaela i uderzyła w twarz strażnika. Łazaris z okrzykiem zamachnął się znowu i trafił Niemca w usta, miażdżąc mu górną wargę, z której trysnęła krew, i strącając mu czapkę z głowy. Potem chwycił strażnika za włosy i uderzył czołem w jego twarz z ta­kim odgłosem, jaki czyni topór walący w pień.
Jeden z żołnierzy uniósł wypełnioną ołowiem gumową pałkę. Michael chwycił go za nadgarstek, zanim tamten zdążył zadać cios, i uderzył go pięścią w odsłoniętą pachę. Usłyszał za sobą świst powietrza. Zanim zdążył się obrócić, kolba karabinu trafiła go w środek pleców pomiędzy łopatki, pozbawiając tchu. Ciężka pałka spadła na jego rękę tuż pod łokciem, paraliżując ją bólem. Czyjaś pięść oszołomiła go, trafiając z tyłu głowy, i chociaż walczył jak szalony, wiedział, że już nie wystarczy mu sił.
- Wyprowadzić go! - krzyknął Bauman, kiedy kolejni żoł­nierze przybiegli mu na pomoc. - Szybko, pośpieszyć się!
Żołnierz trzymający w ręku pałkę zaczął bić Łazarisa i Metzgera, odpychając ich pod ścianę. Dwaj inni chwycili dziewczynkę i wyciągnęli ją na zewnątrz. Michael został rzucony na podłogę korytarza, a Bauman postawił mu but na gardle. Reszta straż­ników, w większości posiniaczonych i krwawiących, zaczęła niezdarnie wygrzebywać się na zewnątrz celi.
Michael usłyszał dźwięk przeładowywanego pistoletu maszy­nowego. Spojrzał w górę ledwo widzącymi z bólu oczyma i zo­baczył strażnika celującego ze schmeissera do środka celi.
- Nie! - wycharczał, czując ciężar stopy Baumana na szyi.
Żołnierz otworzył ogień, puszczając dwie krótkie serie w kie­runku pozostałych wewnątrz pięciu więźniów. Puste łuski zakle­kotały po posadzce.
- Przestań! - zawołał Bauman i podbił schmeissera lufą pi­stoletu.
Jeszcze jedna krótka seria trafiła w kamienną ścianę, obsy­pując ich drobinami kamienia i pyłu.
- Nie strzelać bez rozkazu! - wrzasnął Bauman z wściekło­ścią w oczach. - Rozumiecie, co mówię?
- Tak jest - odpowiedział wystraszony strażnik. Zabezpieczył jeszcze dymiący pistolet i opuścił jego lufę ku ziemi.
Twarz Baumana była purpurowa. Zdjął stopę z szyi Michaela.
- Wiecie, że trzeba się rozliczać z każdego naboju! - krzyknął na żołnierza. - Będę wypełniał raporty przez cały tydzień przez to głupie strzelanie! - Wskazał ręką niechętnie w kierunku celi. - Zamknąć to! A wy postawcie to bydlę na nogi!
Ruszył korytarzem, a strażnicy zmusili Michaela, by poszedł za nim. W głowie mu łomotało, a kolana niemal odmawiały posłuszeństwa.
Został odprowadzony do pomieszczenia z metalowym stołem w kształcie litery „X”. Pod sufitem świeciła się żarówka.
- Przywiązać go - rozkazał Bauman.
Michael zaczął się szarpać, bojąc się uciskających ciało rze­mieni, ale był wyczerpany i żołnierze szybko sobie z nim po­radzili. Naciągnęli mocno pęta.
- Zostawcie nas! - polecił Bauman.
Kiedy żołnierze odeszli, zdjął okulary i powoli wytarł szkiełka chusteczką do nosa. Michael zauważył, że drżą mu ręce.
Bauman założył znowu okulary. Miał wycieńczoną twarz i ciemne obwódki pod oczami.
- Jak się naprawdę nazywasz? - zapytał.
Michael milczał. Zaczynał już odzyskiwać jasność myślenia, ale nadal piekielnie go bolały ramiona i plecy.
- To znaczy: chodzi mi o to, jak się nazywasz w Anglii - dodał Bauman. - Lepiej szybko mi to powiedz, mój przyjacielu! Nie wiadomo, kiedy Krolle może przyjść, a on strasznie ma ochotę użyć na ciebie swojej pałki!

Podstrony