Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Isaac obejrzał się przez ramię, a potem w dół; zobaczył u​miechajšcš się do niego starszš czarnš kobietę. W ręku trzymała dużš torbę, a pod pachš wielkie zielone tomiszcze. Maleńka i zgarbiona, wyglšdała na dziewięćdziesišt lat. Miała pięknš cerę barwy suszonych
​liwek. Za ciężki
246
jak na tę porę roku wełniany płaszcz powiększał jej drobnš sylwetkę. Na ułożonych lokówkš włosach koloru ​wieżego ​niegu spoczywał zielony filcowy kapelusik.
- Skończył pan? - spytała i Isaac u​wiadomił sobie, że pracuje przy jedynym wolnym komputerze w sali. Wszędzie siedzieli nałogowi genealogowie. Ogień w oczach starszej pani ​wiadczył, że jest prawdopodobnie jednym z nich.
- Oczywi​cie - powiedział i odsunšł się, chociaż miał jeszcze do sprawdzenia kilka roczników ​Heralda”.
- Dziękuję, młody latynoski dżentelmenie. - Wymawiała słowa wyra​nie, z lekkim za​piewem z Island. Przemknęła obok niego, siadła przed komputerem, zamknęła katalogi gazet, kliknęła, znalazła to, czego szukała, i zaczęła przeglšdać bazy danych.
Archiwa Urzędu Imigracyjnego Ellis Island, rok 1911.
Musiała wyczuć, że Isaac zaglšda jej przez ramię, bo odwróciła się i znów u​miechnęła.
- Też pan szuka swoich korzeni? Meksyk?
- Aha - skłamał Isaac, zbyt zmęczony, by wdawać się w szczegóły.
- To wy​mienita zabawa, nieprawdaż? Przeszło​ć jest cudowna!
- Wspaniała - powiedział. Martwota jego głosu zabiła wesoło​ć staruszki.
Zamrugała oczami, a on wyszedł z sali. Szybko - zanim zepsuje humor jeszcze komu​.
43
trš spędziła niemal cały poniedziałek, próbujšc zlokalizować Melanie Jaeger, czwartš członkinię wyprawy do teatru. Mieszkajšcš gdzie​ w południowej Francji.
Zadzwoniła do Emily Pastern, która teraz wydawała się mniej skłonna do rozmowy, ale przycisnęła jš i zmusiła do sprecyzowania
​chyba gdzie​ w okolicy Nicei”. Korzystajšc z Internetu, zdobyła mapy i obdzwoniła wszystkie wymienione w sieci hotele i pensjonaty w tym rejonie.
Był to powolny, trudny proces. Odcięta od oficjalnych banków danych, możliwo​ci wykorzystania policyjnej ksišżki adresowej, urzędowej siły przebicia w liniach lotniczych, Petra przypomniała sobie, że jest po prostu jeszcze jednym cywilem.
247
Rozmawiała z wieloma zdziwionymi i znudzonymi francuskimi recepcjonistami, łgała, przymilała się, w końcu trafiła w dziesištkš: La Mer. Tam concierge mówišcy pięknym angielskim połšczył jaz pokojem ma-dame Jaeger.
Tyle wysiłków, a tu okazuje się, że Jaeger nie ma Petrze nic nowego do powiedzenia. Ona też jest przekonana, że to Kurt Doebbler zabił Martę.
Dlaczego?
- Bo to podejrzany typ, który nigdy się nie u​miecha. Mam nadzieję, że go pani złapie i obetnie mu jaja.
O jedenastej wieczorem Eric jeszcze się nie odezwał. Petra połknęła parę tabletek benadrylu i zapadła w dziesięciogodzinny, narkotyczny sen. Obudziła się we wtorek, gotowa do pracy.
Z powrotem do komputera. Do​wiadczeni prywatni detektywi mieli swoje sposoby, czasami nawet lepsze niż policjanci. Drażniła jš nieznajomo​ć tych sposobów. A Eric szybko się uczył. Niedługo pozna wszystkie tajniki.
Je​li naprawdę zrobi to, o czym mówił.
Pozwoliła sobie na chwilę marzeń: on i ona, pracujšcy razem, partnerzy w dużej firmie detektywistycznej. Piękne biuro na Wilshire, Sun-set albo nawet gdzie​ blisko plaży. Supermeble w stylu deco, bogaci klienci…
Ty napisz scenariusz, a ja zaniosę go do telewizji.
Eric zadzwonił w południe, kiedy Petra kończyła wła​nie szybki lunch - grzanki, zielone jabłko, mocna kawa. Błyskawicznie pogryzła, przełknęła.
- Gdzie jeste​?
- W ​ródmie​ciu.
- Drugi dzień?
- Może ostatni.
- Jak tam?
- Sš… dokładni.
- Nie możesz mówić.
- Mogę słuchać.
- W porzšdku. Naprawdę mi przykro, Eric.
- Dlaczego?
- Dlatego, że musisz przez to przechodzić przeze…
- Nic się nie stało. Muszę lecieć. - Cichszym głosem: - Skarbie.
248
Google nie znalazła nic na temat Kurta Doebblera - samo w sobie to jakie​ osišgnięcie, bo wyszukiwarka jest gigantycznym cyberodkurza-czem.
Petra uznała, że brak osobistej strony internetowej pasuje do antyspołecznej osobowo​ci Doebblera. Ale jego nazwisko pojawiło się na stronie Pacific Dynamics. Jako jedno z wielu na li​cie ​starszego personelu” firmy.
Kurt był tam wymieniony jako starszy inżynier i projektant techniczny czego​ o nazwie Projekt Advent. Nie podano żadnych szczegółów wyja​niajšcych, co to takiego. Biografia wspominała, że Doebbler ​miał styczno​ć” z 40. Batalionem Inżynieryjnym w bazie Baumholden w Niemczech, a że młodzieńcze lata szkoły ​redniej spędził pod Hamburgiem i mówił płynnie po niemiecku, ​był
naturalnym kandydatem do tego zadania”.
Wyglšdało to dziwnie. Amerykańscy inżynierowie wojskowi mówili przecież po angielsku.
Czyżby Kurt zajmował się sprawami ​ci​le tajne przez poufne”?
Jeszcze jakie​ komplikacje?
Czytała dalej: inżynier na Cal Tech, magister inżynier na USC - to alma mater Isaaca.
No wła​nie, nie rozmawiała z nim od pištku. Nie miała z czym do niego i​ć, nie było więc sensu zawracać mu głowy. Według biografii Kurt Doebbler cieszył się poważaniem jako projektant systemów pracujšcy w Pacific Dynamics od piętnastu lat. Czyli zaczšł tuż po szkole. Biografia nie wspominała o wcze​niejszym zatrudnieniu w kablówce. Ale niby dlaczego miałaby wspominać?
Petra wydrukowała informacje, przeczytała je. Aspekt niemiecki pchnšł jej rozważania w zupełnie nowym kierunku; przez całe popołudnie wydzwaniała za granicę, aż trafiła na wła​ciwš osobę w departamencie policji Hamburga.

Podstrony