Angielscy marynarze wybili w ścianie dziurę i jeden z nich wsadził do środka rękę, ciekaw, co też uda mu się złapać. Pierwszą pozycję zajmowała mosiężna zasuwka na drzwiach.
Chudy, klekocący cep – dziwacznie układający się ciąg zabójczych sekwencji – śmignął w powietrzu i trafił obcą rękę w okolicy łokcia. Rozległ się paskudny chrzęst i ręka zniknęła, a jednoręki cisnął w pozostałą po niej lukę sztylet, który nie wiadomo skąd pojawił się w jego dłoni.
– Zastrzelcie go! – krzyknął ktoś z drugiej strony grodzi.
Brigitte przytomnie przewróciła materac, oparty do tej pory o drzwi, i zasłoniła nim dziurę w ścianie. Kiedy intruzi odpychali go od otworu, pod własnym ciężarem opadał z powrotem. Gdyby Eliza miała czas na refleksję, mogłaby wynieść z tego faktu nauczkę, że czasem miękka osłona jest lepsza od twardej.
Podeszła do wybitego okna. W dole na falach kołysała się łódź wiosłowa, z której lina biegła do góry, do kotwiczki uwięzłej w takielunku bezanmasztu Météore. To wyjaśniało, w jaki sposób jednoręki dostał się na pokład, chociaż biorąc pod uwagę jego jednoręczność, musiał chyba użyć jakiegoś przemyślnego systemu bloków. W obecnej sytuacji Eliza nie bardzo mogła poświęcić temu zagadnieniu więcej uwagi.
Dwie wcześniej wyrzucone dziewczyny unosiły się na wodzie jak kwiaty lilii, ponieważ kiedy spadały, powietrze wydęło ich spódnice. Wkrótce materiał musiał nasiąknąć, oklapnąć i pociągnąć je na dno, ale zdążyły się już złapać nadburcia łodzi i wyglądało na to, że chwilowo nic im nie grozi. Czego zresztą Eliza miała prawo się po nich spodziewać; w końcu były jej służącymi. Zanotowała sobie w pamięci, żeby w przyszłości zadawać potencjalnym pracownicom takie właśnie pytanie: Jesteś na jachcie swojej pani i przygotowujecie się do jej petit levée, kiedy statek zostaje uprowadzony przez angielskich piratów. Holują go na pełne morze pod ostrzałem lądowej artylerii, a ty, zabarykadowana w kabinie, oczekujesz losu gorszego od śmierci, gdy nagle przez okno wpada do środka tajemniczy jednoręki olbrzym i przez to samo okno wyrzuca cię do wody. Co robisz? a) miotasz się bez sensu, aż zachłyśniesz się wodą i utoniesz, b) krzyczysz ile sił w płucach i czekasz, aż ktoś cię uratuje, c) podpływasz pieskiem do najbliższego unoszącego się na wodzie obiektu, chwytasz się go i spokojnie czekasz, aż twoja pani wyciągnie cię z tarapatów.
Już jakiś czas temu zaczęła podejrzewać, że jednorękiego zesłał im sam Bóg, a teraz była tego pewna. Podkasała spódnicę, wsunęła nogę pod łóżko, zahaczyła czubkiem pantofla o uchwyt torby i przyciągnęła ją do siebie. Wzięła ją do ręki. Stanęła przy oknie, próbując wyrównać oddech i wyczuć rytm kołysania statku. Wyrzuciła za okno torbę, która wylądowała w samym środku łodzi. Odwróciła się plecami do okna. Ceporęki patrzył na Brigitte w taki sposób, jakby chciał powiedzieć „Teraz wyrzucę panią, mademoiselle”, ona jednak wyraźnie nie miała ochoty na ten zaszczyt. Właśnie próbował objąć ją w talii (sztucznym zwężeniu tułowia, które Brigitte zawdzięczała wyłącznie naciskowi fiszbinów i sznurówek), ale niewielu było mężczyzn dostatecznie dużych, silnych i nierozważnych, by ją podnieść i nią rzucić, kiedy nie miała na to ochoty. Intruz, dopóki miał obie ręce, należał do tych nielicznych wyjątków – teraz zaś znalazł w Brigitte godnego przeciwnika, przynajmniej dopóki nie zamierzał obić jej cepem do nieprzytomności. Na co się nie zanosiło. Czuł wprawdzie pokusę, żeby jej przyłożyć, ale Eliza wyraźnie widziała malującą się w jego oczach łagodność i czułość. Tak oto wywiązała się w kabinie niezręczna, hałaśliwa i zaciekła szarpanina, w której na równi ucierpiały sprzęty i godność osobista przeciwników.
– Brigitte! – zawołała Eliza, wykorzystując moment, w którym mężczyzna potknął się o cep i powoli zbierał się z podłogi. Brigitte podniosła na nią zapalczywy wzrok. Eliza przykucnęła na ramie okna. – Możesz z nim flirtować do woli. Możesz nawet zawlec go do łóżka, nic mnie to nie obchodzi. Ja wychodzę. Czekam na dole.
I zniknęła Brigitte z oczu.
Nie zdołała powstrzymać się od krzyku, chociaż bardzo się starała, za to kiedy wpadła do wody, zatkało ją z zimna. Zaraz jednak zaczęła płynąć w stronę małej łódki. Sił dodawało jej zarówno wspomnienie planowanego pytania na rozmowie wstępnej, jak i obawa, że Brigitte i monsieur Ceporęki mogą w każdej chwili spaść jej na głowę. Głośny plusk za plecami upewnił ją, że podjęła właściwą decyzję.
Wciągnięcie czterech przemoczonych kobiet do mikroskopijnej łódeczki nie było zadaniem prostym. Ceporęki natychmiast po wpadnięciu do wody wyczarował skądś następny ostry przedmiot i odciął linę łączącą łódkę z Météore, dzieląca je odległość zaczęła się błyskawicznie powiększać. Eliza tylko raz obejrzała się na skradziony jej jacht. Zobaczyła Anglików przy relingu i w oknach kabiny na rufie (kiedy wreszcie przebili się przez prowizoryczną barykadę Brigitte). Jeden z nich popisał się wyjątkowym brakiem ogłady i wycelował z pistoletu do Ceporękiego. Wtedy jednak gdzieś niedaleko huknęło, coś wizgnęło Elizie nad głową i wygryzło kawał relingu. Anglicy odskoczyli, niektórzy padli na pokład, a Eliza podążyła wzrokiem za zdumionym spojrzeniem Ceporękiego i odkryła pędzący w ich stronę stateczek pod pełnymi żaglami.