Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Kiedy bowiem uważam cię za pisarza barwnego, błyskotliwego albo paradok-
salnego, nic mi nie dajesz, gdyż po prostu występujesz przede mną jak sztukmistrz na jarmarku. Błąd dotyczy stwarzanego dzieła. Bo nie chodzi o to, byś się sam pokazał, ale abyś mnie kazał się stawać. Więc jeśli będziesz wymachiwał mi przed oczami twoim dziwactwem, po prostu pójdę gdzie indziej.
Kto natomiast doprowadził mnie tam, gdzie zamierzał, a potem się wycofał,
daje mi przekonanie, że to ja odkryłem świat i — tak jak tego pragnął — zaczynam się stawać.
*
*
*
Nie sądzę jednak wcale, aby dyskrecja polegała na mglistym falowaniu kształ-
tów: nosa, ust, brody rozlewających się jak wosk topiony w ogniu. Jeżeli bowiem tak mocno pogardzasz używanymi środkami, odrzuć w pierwszym rzędzie marmur, glinę czy brąz, które są nieporównanie bardziej materialne niż zwykły kształt wargi.
Dyskrecja polega na tym, abyś nie kładł zbytniego nacisku na to, co chcesz
mi pokazać. Przecież w ciągu każdego dnia widuję wiele twarzy i zauważę od
pierwszego wejrzenia, że chcesz zatrzeć kształt nosa; nie nazwę także dyskrecją tego, jeżeli umieścisz swoją marmurową rzeźbę w ciemnym pokoju.
Twarz naprawdę niewidoczna i taka, która nie da mi nic, to twarz banalna.
Ale staliście się prymitywni i trzeba krzyczeć, żebyście w ogóle coś usłyszeli.
*
*
*
Możesz, oczywiście, narysować kolorowy dywan; ale ma on tylko dwa wy-
miary i choć przemawia do zmysłów, nie przemawia ani do umysłu, ani do serca.
CXXXV
Chciałbym ci przetrzeć oczy, żebyś dojrzał miraż czarodziejskiej wyspy. Wy-
daje ci się, że wśród swobodnie rosnących drzew i łąk, i pasących się stad, w unie-sieniu, jakie dają wielkie i puste przestrzenie, w płomieniu nieokiełznanej miło-
ści, wystrzelisz w górę jak smukłe proste drzewo. A tymczasem najprostsze drze-wa, jakie widziałem, nie rosły bynajmniej swobodnie. Takie nie śpieszą się, aby piąć się w górę, zwlekają, rosną skręcone i krzywe. Tylko drzewo w dziewiczej
puszczy, zagrożone ze strony rywali kradnących mu dopływ słonecznego światła,
wspina się w niebo pionowym pędem, pośpiesznie, jakby w odpowiedzi na czyjeś
wezwanie.
Na twojej wymarzonej wyspie nie znajdziesz ani swobody, ani uniesienia, ani
miłości.
Jeżeli zaś na długo odejdziesz na pustkowie (bo czym innym jest szukanie
tam odpoczynku po zamęcie miejskiego życia), znam tylko jeden sposób, żeby
pustkowie dla ciebie ożyło: musisz zachować tam napięcie, by stało się podatnym gruntem, by twoje uniesienie miało skąd czerpać soki. Zbuduj tam strukturę —
sieć linii napięć. Czy to na płaszczyźnie naturalnej, czy też mojego królestwa.
A ja na tym pustkowiu rozmieszczę studnie tak skąpo, żebyś mógł dojść
do każdej z nich, ale nie bez trudu. Będziesz musiał pod koniec siódmego dnia
oszczędzać wody w bukłakach. I śpieszyć ku studni z całych sił. I zdobyć ją zwy-cięsko. I tracić juczne zwierzęta po drodze, przemierzając pustynne przestrzenie, bo studnia godna jest ceny świadomie podjętych ofiar. A zasypane piaskiem karawany, które studni nie odnalazły, poświadczają jej chwałę, błyszczącą w białych kościach wydanych słońcu.
Kiedy więc ruszając w drogę sprawdzasz juki, dociskasz sznury, patrząc, czy
ładunek nie chwieje się na grzbiecie zwierzęcia, i kontrolujesz zapasy wody, dajesz to, co w tobie najlepsze. I oto ruszasz do dalekiego kraju, gdzie za horyzon-tem piasków czeka błogosławieństwo wód, i pokonujesz odległość etapami, od
jednej studni do drugiej, jak stopień po stopniu; a potem okazuje się, że jest tam wróg, którego trzeba pokonać, i taniec, który trzeba odtańczyć — więc wchodzisz w ceremoniał pustyni. A ja umacniam nie tylko siłę twoich mięśni, ale i duszę.
313
*
*
*
Jeżeli zaś chcę ubogacić cię jeszcze bardziej, jeśli chcę, żeby studnie, niby bie-guny magnetyczne, przyciągały lub odpychały z całą siłą, a pustynia stawała się w ten sposób strukturą dla twojego umysłu i serca — wtedy wypełnię ją nieprzyjaciółmi. Oni będą w posiadaniu studzien i żeby mieć do nich dostęp, będziesz
musiał szukać wybiegów, walczyć i zwyciężać. A twój krok stanie się szybszy