Położyła rękę na łbie Dinga. - Gdzie pan, piesku? - spytała. - Nawet ty nie wiesz...
To, że Tomek, Nowicki i Patryk nie wrócili na noc, było wytłumaczalne. Wyruszyli dość późno, a spotkanie mogło być interesujące. Ale teraz dzień dobiegał końca bez żadnej wiadomości. Uznała w końcu, że sama nie zdziała niczego. Postanowiła zawiadomić policję.
Raz podjąwszy decyzję, poczuła się lepiej.
Zaczęła przygotowania do opuszczenia obozu, kiedy podszedł jeden z arabskich służących, aby ją zawiadomić, że przybył posłaniec.
Sally wyszła przed namiot. Posłaniec wydał się jej jakiś znajomy. “Gdzie tę twarz widziałam?” - myślała.
Posłaniec nisko się pokłonił, podając jej jednocześnie coś zawiniętego w płótno. Zanim rozwinęła przesyłkę, ze zdziwieniem stwierdziła, że zna tego człowieka, że gdzieś musiała go już widzieć. Próbując umiejscowić znajomą twarz, powoli odwijała płótno. Kiedy ujrzała zawartość, przestała myśleć o czymkolwiek innym. Nie było wątpliwości.
To był czwarty, oderwany od złotej tacy posążek Tutanchamona. Lśnił złociście, a jednak wydawał się zbyt lekki. Zdumiało to Sally. “Musi się za tym kryć jakaś tajemnica” - myślała. “Gdyby posążek był ze złota, ważyłby z pewnością więcej”. Wróciła do namiotu i odszukała fotografie. Wszystko zgadzało się doskonale. Młody faraon z myśliwską dzidą w jednej ręce, w drugiej trzymał “anch”[133], symbol nieśmiertelności. Kolejną oznaką wskazującą, że chodzi tu o zmarłego była wąska, zawinięta na końcu broda.
Sally wybiegła rozgorączkowana, zapominając o bożym świecie.
- Skąd to masz? - spytała z wypiekami na twarzy. Sadim odpowiedział łamaną angielszczyzną:
- Twój mąż znaleźć. On mnie przysłać i kazać powiedzieć: żono przyjdź, ja znaleźć grobowiec.
- Grobowiec? Grobowiec Tutanchamona?
- Nie wiedzieć. Iść ze mną. Ja zaprowadzić.
- Zaraz będę gotowa.
Oczywiste było, że Sally nic już nie powstrzyma. Posłaniec jednak ponaglał:
- Iść zaraz - rzekł z naciskiem. - Niedługo ciemność.
Przypomnienie o zbliżaniu się nocy odniosło wręcz przeciwny skutek. Ostudziło nieco rozpaloną głowę. Sally znalazła dość rozwagi i tyle przynajmniej zimnej krwi, by napisać kilka słów do Smugi. Wysłała też natychmiast służącego do “Winter Pałace”, polecając zostawić tam list. Załatwiwszy to, ruszyła za posłańcem.
Sadim z pozoru szedł w kierunku Medinet Habu, często jednak klucząc. Całkiem zresztą na próżno, bo Sally nie zwracała uwagi na drogę. Wciąż oglądała czwarty posążek pełna pytań, wątpliwości i marzeń. Ważyła go w dłoni, podejrzewając, że pod warstwą złota coś się kryje. “Może jest wydrążony wewnątrz i zawiera jakieś tajne inskrypcje? Albo papirus z zaklęciem?” - myślała. “Nie bez powodu jest taki lekki.”
Z obozu wybiegł za nią Dingo, ale wobec ostrego sprzeciwu Sadima, Sally odesłała go z powrotem. Zawrócił niechętnie, warcząc głucho. Normalnie nie zlekceważyłaby takiego zachowania psa, ale teraz przepełniała ją radość, że jest na tropie wielkiego archeologicznego odkrycia. Odnaleźć grób Tutanchamona, to dopiero będzie sensacja i sława! Nie mogąc opanować niecierpliwości, ciągle pytała posłańca:
- Kiedy, gdzie, jak znaleźli grobowiec?
- Nic nie wiedzieć, nic nie mówić - odpowiadał niezmiennie Sadim. Zapadał zmierzch, kiedy krętymi ścieżkami doszli do Doliny Królów. Sally poczuła lęk. Powoli rodził się niepokój.
- Gdzie jest Tomek? Przecież już noc - powiedziała. - Może wrócimy tu jutro.
Sadim zauważył jej wahanie.
- Mąż kazał dziś... być chory... - i widząc nagłe zdenerwowanie Sally, dodał chytrze:
- Nie tak bardzo. Tylko trochę.
Sally sprawdziła, czy rewolwer spoczywa w kieszeni i już bez ociągania ruszyła za nim.
“Dlaczego nie ma tu Nowickiego? Dlaczego nie przyszedł po mnie sam?” - pomyślała jeszcze gorączkowo, ale zanim zdążyła zrozumiale sformułować pytanie, Sadim oznajmił:
- To tutaj!
Przeszli między dwoma skalnymi blokami, które osłaniały otwór przypominający wejście do groty. Sadim zapalił gliniany kaganek, jeden z kilkunastu stojących obok siebie i podał go Sally. Sam wziął drugi. Przekroczył próg, schylając głowę. Korytarz prowadził osiem, może dziesięć metrów poziomo, a potem gwałtownie, stromo, niemal pionowo schodził w dół[134]. Z boku widniały otwory wiodące do bocznych komór. Sally bardzo chciałaby je poznać, zobaczyć, ale Sadim bardzo się spieszył:
- Mąż później pokazać. Teraz nie ma czasu. On chory - mówił bez ładu i składu.
- Ale gdzież w końcu jest? - prawie krzyknęła Sałly.
- Najniżej. W pokoju, gdzie mumie... - odrzekł.
Mijali więc szybko krypty ze skarbami i pośmiertnym wyposażeniem zmarłego. Doszli wreszcie do szeregu najniżej położonych krypt, gdzie musiał znajdować się sarkofag z mumią i urny z wnętrznościami. Pisnęła pod nogami mysz. We wnętrzu głównego pomieszczenia drgało niewielkie światełko.
- Mąż tam! Idź! - Sadim pchnął ją lekko do przodu. Spojrzała mu w oczy. Zawahała się.
- Idź! Idź! - ponaglił.
Zdecydowała się. Szybko przeszła parę ostatnich metrów i weszła do środka. Stanęła w przejściu zdumiona. W krypcie nie było nikogo. Grobowiec nie zawierał również ani jednego sarkofagu, lecz w skalnych niszach spoczywało wiele spowitych w białe płótna ciał zmarłych przed wiekami Egipcjan. Sally zadrżała od wewnętrznego chłodu. Obejrzała się za przewodnikiem. Nigdzie go nie było.