Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Co wiêcej, sam mnie poinformowa³eœ, ¿e Bry-
gada Pokoju jest zajêta jakimiœ sprawami w Przestworzach Huttów.
239
– Do niedawna by³a, egzekutorze – przyzna³ pos³aniec. – To znaczy, przynajmniej dopóki nie dowiedzia³a siê o ucieczce i po-chwyceniu Elan.
Twarz Noma Anora wykrzywi³ grymas zak³opotania i wstydu.
– Od kogo?
– Nie zdo³a³em tego ustaliæ.
– To absurdalne! – wykrzykn¹³ Harrar. – Jak zamierzaj¹ j¹ uwol-
niæ?– Wszystko wskazuje, ¿e ktoœ powiadomi³ ich, w jaki sposób
kap³anka zostanie przetransportowana na Coruscant.
Na obliczu villipa Noma Anora odmalowa³o siê niedowierza-
nie. – To niemo¿liwe – oznajmi³ egzekutor. – Nawet ja mia³em trud-
noœci z rozszyfrowaniem podstêpów i forteli agentów Nowej Repu-
bliki. Trasy przelotu nie znaj¹ nawet wysoko postawieni funkcjona-
riusze w³aœciwego wydzia³u ich Wywiadu.
– Wiem tylko, ¿e Brygada Pokoju zamierza zaatakowaæ pasa-
¿erski liniowiec lec¹cy na Bilbringi – oznajmi³ podw³adny. – Namó-
wili do wspó³pracy przynajmniej jednego bezpoœredniego nadzorcê.
Aha, i maj¹ do dyspozycji dovin basala.
– Nie mo¿emy dopuœciæ, ¿eby pokrzy¿owali nasze plany. –
W g³osie Harrara brzmia³o coraz wiêksze rozdra¿nienie. – W ¿ad-
nym razie.
Nom Anor zachêci³ swojego villipa, by ponownie zapad³ w stan
podobny do snu. Odwróci³ siê i gestem odprawi³ pos³añca. Obaj
komandorzy spogl¹dali z niepokojem na niego i na kap³ana.
– Czy sta³o siê coœ z³ego, egzekutorze? – unosz¹c brew, zapy-
ta³ w koñcu Malik Carr.
Nom Anor zerkn¹³ na Harrara.
– Mo¿liwe jest niepowodzenie planów zwi¹zanych z nasz¹
agentk¹ – przyzna³ po chwili. Kiedy odzyska³ panowanie nad sob¹,
lekcewa¿¹co machn¹³ rêk¹ i wbi³ spojrzenie w Malika Carra. – Nic
takiego, z czym nie moglibyœmy sobie poradziæ. Mo¿e jednak bêdê
chcia³ po¿yczyæ pañsk¹ najszybsz¹ korwetê, komandorze.
– Jesteœmy ma³¿eñstwem – oznajmi³ Showolter askajiañskie-
mu urzêdnikowi, dy¿uruj¹cemu przy sterburtowym trapie najbli¿ej
dziobu „Królowej”. Liniowiec kr¹¿y³ po stacjonarnej orbicie wokó³
planety Vortex. – Niedawno musieliœmy uciekaæ z Sernpidala.
240
– To tam, gdzie ksiê¿yc spad³ na powierzchniê? – zapyta³ urzêdnik. – Niestety, tak – odpar³ Showolter.
– Jak nazywa³ siê tamten ksiê¿yc? – zainteresowa³ siê Aska-
jianin. – S³ysza³em w wiadomoœciach, ale...
– Tosi-karu.
– O, w³aœnie. – Podobna do cz³owieka oty³a istota spojrza³a na
Vergere. – A on... te¿ jest z wami?
– Ona – poprawi³ go oficer Wywiadu. – To nasza s³u¿¹ca.
Urzêdnik niepewnie kiwn¹³ g³ow¹, a potem zwróci³ mê¿czyŸ-
nie dokumenty i bilety, które wzi¹³ od niego kilka minut wczeœniej.
– Wasza kabina mieœci siê na pok³adzie dwudziestym czwar-
tym i ma numer dwanaœcie – oznajmi³ uroczystym tonem. – Witamy
na pok³adzie i ¿yczymy bezpiecznej podró¿y.
Showolter uj¹³ Elan pod rêkê i poprowadzi³ obie obce istoty do
najbli¿szej grupy miêdzypok³adowych szybów transferowych – prze-
stronnych cylindrów, które pe³ni³y funkcjê turbowind, ale nie mia³y
klatek ani kabin. Unoszeni i opuszczani za pomoc¹ repulsorowych
pól pasa¿erowie mogli docieraæ nimi na dowolny pok³ad.
Dla wszystkich podró¿nych „Królowej” nastawa³ nowy dzieñ.
Pasa¿erowie i uciekinierzy budzili siê po spêdzeniu umownej nocy.
Niektórzy ustawiali siê w kolejki do umywalni i ³azienek, dostoso-
wanych do potrzeb poszczególnych istot. Inni wyruszali na poszuki-
wanie jedzenia. Wokó³ uwija³y siê i krz¹ta³y najró¿niejsze androidy.
Wykonywa³y czynnoœci powszechnie uznawane za uw³aczaj¹ce god-
noœci inteligentnych istot ¿ywych.
Chocia¿ podró¿ z Myrkra na Vortex i póŸniejsze wejœcie na
pok³ad „Królowej” przebieg³y bez zak³óceñ, Showolter nie prze-
stawa³ zwracaæ na wszystko i wszystkich bacznej uwagi. Nieustannie
poszukiwa³ dowodów na to, ¿e s¹ obserwowani lub œledzeni – czy to
przez podró¿uj¹cych na pok³adzie liniowca agentów WNR, czy te¿
wrogów. Najwiêcej zdziwionych spojrzeñ kierowa³o siê na Vergere.
Wiêkszoœæ podró¿nych poœwiêca³a jednak ca³¹ uwagê obronie w³as-
nego miejsca na tym albo innym pok³adzie i szybko przestawa³a siê
ni¹ interesowaæ. Major Wywiadu wiedzia³ jednak, ¿e dopóki nie skon-
taktuj¹ siê z nim pozostali agenci, nie mo¿e pozwoliæ sobie nawet na
chwilê nieuwagi.
Z niejakim zdziwieniem stwierdzi³, ¿e przydzielona kabina jest
przestronniejsza ni¿ móg³by siê spodziewaæ. W g³ównym po-
mieszczeniu znajdowa³ siê stó³, krzes³a, tapczan i cztery rozk³adane
16 – Próba bohatera
241
³ó¿ka. Showolter przepuœci³ przodem obie obce istoty, a potem rozejrza³ siê wokó³, czy nikt ich nie œledzi. Dopiero kiedy siê przeko-
na³, ¿e korytarz jest pusty, wszed³ do kabiny i starannie zamkn¹³
drzwi wejœciowe.
– Wszêdzie dobrze, ale w domu najlepiej – westchn¹³. – Przy-
najmniej do jutra.
– A co czeka nas jutro? – zainteresowa³a siê Elan, siadaj¹c na
jednym z roz³o¿onych ³ó¿ek.
– Powiem ci, kiedy nadejdzie odpowiednia pora.
Kap³anka spojrza³a na niego i nie ukrywaj¹c rozczarowania,
pokrêci³a g³ow¹.
– Wci¹¿ jeszcze mi nie ufasz, prawda? – zapyta³a.
– To nic osobistego – pocieszy³ j¹ mê¿czyzna. – Muszê po-
stêpowaæ zgodnie z przepisami.
– Za³o¿ê siê, ¿e to samo mówisz wszystkim uciekinierom – ode-
zwa³a siê Vergere. Przycupnê³a na innym ³ó¿ku. Wygl¹da³a jak
ogromny ptak.
Showolter ustawi³ baga¿e w k¹cie pomieszczenia i upewni³ siê,
¿e w korytarzu wiod¹cym do s¹siedniej kabiny nie ukry³ siê ¿aden
zamachowiec. Zamierza³ usi¹œæ na wolnym ³ó¿ku, ¿eby odpocz¹æ,
kiedy ktoœ zapuka³ do drzwi wejœciowych.