Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Pod płaszczykiem udzielania pomocy medycznej wyko-
rzystano jej mieszkańców w roli szczurów doświadczalnych. Posłużyli do testo-
wania nowych rodzajów broni biologicznej. Jako dowód przytaczano dane o licz-
nych epidemiach, które nawiedziły planetę wkrótce po odlocie statków Korpusu.
Taki nieludzki, zbrodniczy postępek wymagał kary, stwierdzono, toteż Imperator oczekuje od wszystkich, że poprą jego działania przeciwko najeźdźcom.
Na dodatek, jak podawały źródła imperialne, według informacji uzyskanych
od schwytanego agenta wroga, wydarzenia na Etli nie były odosobnionym przy-
padkiem. Poza tym ustalono, że agresję poprzedziła wizyta pewnego obcego, isto-ty ograniczonej i niegroźnej, która miała sprawdzić możliwości obronne planety.
Była tylko narzędziem. Nawiązując kontakt z władzami Etli, przybysze udali, że nie mają z nią nic wspólnego i nie wiedzą w ogóle o jej istnieniu. Jak można się było przekonać, Korpus na wielką skalę wykorzystuje różnych obcych. Traktuje
ich jak niewolników, zwierzęta doświadczalne, a może i pożywienie. . .
Ustalono, że istnieje olbrzymie centrum badawcze, połączenie laboratorium
i kompleksu militarnego, gdzie programowo przygotowuje siÄ™ ataki podobne do
tych, którego ofiarą padła Etla. Agent wroga wyjawił mimowolnie koordynaty
tego ośrodka i wyjaśnił, że podstawowym jego zadaniem jest opracowywanie no-
wych broni pomagających utrzymać w szachu wiele zniewolonych wcześniej ras
obcych.
Imperator zajął stanowisko, że obalenie takiej tyranii jest wręcz jego obowiąz-kiem. Zamierzał użyć do tego wyłącznie imperialnych sił zbrojnych, gdyż jak wyznał ze wstydem, stosunki między Imperium a obcymi nie zawsze były dotąd tak
97
poprawne, jak powinny. Jeśli jednak mimo dawnych nieporozumień ktokolwiek będzie skłonny zaofiarować pomoc, Imperium nie odmówi. . .
— I to wyjaÅ›nia, dlaczego ta wojna jest taka dziwna — stwierdziÅ‚ Dermod. —
Używają wyłącznie broni konwencjonalnej, a my na ograniczonym obszarze stre-
fy obronnej musimy robić to samo. Im nie zależy na zniszczeniu Szpitala, ale
na jego opanowaniu. Muszą poznać koordynaty planet Federacji, żeby wojna nie
skończyła się za wcześnie. Walczą zaś zaciekle, gdyż niewoli boją się bardziej niż śmierci. Są przekonani, że Szpital to naprawdę wielka kosmiczna izba tortur. A ten ostatni, całkiem bezowocny atak był zapewne dziełem szczególnie w gorącej wodzie kąpanych sojuszników Imperium, których posłano tutaj bez przygotowania
i informacji o naszej obronie. Zostali zmiażdżeni, co zapewne sprawi, że ci waha-jÄ…cy siÄ™ dotÄ…d obcy teraz nagle podejmÄ… decyzjÄ™. . . I stanÄ… po stronie Imperium —
zakończył z goryczą w głosie.
Conway nie odezwał się. Znał otrzymywane przez Williamsona meldunki
i wiedział, że Dermod nie przesadza. O’Mara, który czytał te same dokumenty,
również milczał. Jednak Mannon nie byłby sobą, gdyby nie zabrał głosu.
— Ależ to niewiarygodne! — wybuchnÄ…Å‚. — Wszystko przekrÄ™cajÄ…! To szpi-
tal, a nie izba tortur. I oskarżają nas o to, co robią sami. . . !
Dermod taktownie zignorował te okrzyki.
— Imperium jest niestabilne politycznie — wyjaÅ›niÅ‚. — GdybyÅ›my mieli
dość czasu, moglibyśmy doprowadzić do zmiany rządów na bardziej wiarygod-
ne. W sumie to sami obywatele Imperium by tego dokonali. Ale to zawsze trochÄ™
trwa, a my musimy przede wszystkim zapobiec rozprzestrzenieniu siÄ™ wojny. Je-
śli włączy się do niej zbyt wiele ras obcych, sytuacja może się rychło wymknąć spod kontroli, a pierwotne powody agresji, prawdziwe czy nie, stracą na znacze-niu. Możemy zyskać trochę czasu, odpierając tutaj ich ataki, ale w kwestii samej wojny nie mamy wielkiego pola manewru. Pozostaje mieć nadzieję, że nie dojdzie do najgorszego.
Nałożył hełm, lecz jeszcze nie opuszczał zasłony, żeby móc rozmawiać. Na-
gle Mannon zadał pytanie, które już od dłuższego czasu nurtowało Conwaya, ale
obawiał się je wypowiedzieć:
— A tak naprawdÄ™, to mamy w ogóle jakieÅ› szansÄ™ siÄ™ utrzymać?
Dermod się zawahał. Wyraźnie nie był pewien, czy powiedzieć prawdę, czy
skłamać, żeby podnieść ich na duchu.
— Zastosowana przez nas sfera obronna to najlepsze możliwe ugrupowanie
defensywne. Mamy pełne zaopatrzenie i wsparcie. Możemy stawiać opór wielo-
krotnie liczniejszemu przeciwnikowi, a nawet zadać mu wielkie straty.
Gdy Dermod odszedł, Thornnastor zajął się przyniesionymi przez jego ludzi
zwłokami. Szefa patologii bardzo zainteresowały i miał dzięki nim pasjonujące
zajęcie na wiele dni. O’Mara powrócił do nadzoru nad zdrowiem psychicznym
podopiecznych, a Mannon i Conway na swoje oddziały. Możliwa reakcja perso-
98
nelu na atak obcych martwiła ich nie mniej niż problemy wynikające z leczenia ofiar należących do nie znanych im gatunków, które pojawiły się na scenie wydarzeń.
Jednak następne dwa tygodnie minęły bez nowych szturmów. Wkoło Szpitala
zjawiało się coraz więcej okrętów Korpusu. Każdy odsyłał swoich astrogatorów
szalupami na statki zaopatrzeniowe i zajmował wyznaczoną mu pozycję. Widocz-
na przez iluminatory flota zdawała się przesłaniać całe niebo, jakby Szpital tkwił
pośrodku wielkiej gromady gwiezdnej, tyle że każdy z jasnych punktów oznaczał
jednostkę bojową. Był to tak niesamowity i dodający ducha widok, że Conway
przynajmniej raz dziennie podchodził do któregoś z okien Szpitala.
Wracając z jednego z takich wypadów, natknął się na grupę Kelgian.
W pierwszej chwili własnym oczom nie uwierzył. Wszyscy DBLF zostali
ewakuowani, sam przecież odprowadzał ostatnich. A jednak przesuwało się przed
nim ze dwadzieścia przerośniętych gąsienic. Na dodatek Kelgianie ci nie nosili opasek personelu technicznego czy medycznego, a sierść mieli ufarbowaną w koła i wielokąty. Po kolorach, czerwonym, niebieskim i czarnym, można było poznać,
że to kelgiańskie barwy wojenne. Conway ruszył pędem do gabinetu O’Mary.
— . . . o to samo chciaÅ‚em spytać, doktorze, chociaż nie tak bezpoÅ›rednio —

Podstrony