Żuk powiedział tylko: "Żuka
Pchła Szachrajka nie oszuka."
I zapalił dumnie fajkę
Opuszczając Pchłę Szachrajkę.
Pchle samotność nie służyła,
Lecz że była bardzo miła,
Miała siedem koleżanek,
Czarujących warszawianek,
Młodych, ślicznych jak poranek.
Wszystkie pełne elegancji,
W sukieneczkach prosto z Francji,
Uczesane w modne loczki
I w pończoszkach jak obłoczki.
Pchła wraz z nimi w karnawale
Objeżdżała wszystkie bale,
Plotkowała z nimi stale,
Co dzień każdą koleżankę
Odwiedzała, filiżankę
Czarnej kawy wypijała
I na inne plotkowała.
A że miała powodzenie,
Powodzenia jej szalenie
Zazdrościły koleżanki,
Więc się wciąż słyszało wzmianki:
"Pchła to dziwna jest osoba!
Cóż się w takiej Pchle podoba?
Czy ta wiecznie skromna minka,
Czy błękitna pelerynka,
Purpurowe rękawiczki,
Czy te nóżki jak patyczki?
Albo może uśmiech słodki,
Albo psoty, albo plotki?..."
Tak mówiły koleżanki,
Eleganckie warszawianki.
Pchła w okropną wściekłość wpadła,
Czerwieniła się i bladła,
I tupała nóżką małą,
Że aż w domu wszystko drżało.
"Niegodziwe zazdrośnice!
Niech no tylko je przychwycę,
A już będą trzy kwartały
Pchłę Szachrajkę pamiętały!"
Rozmyślała cały ranek
I do siedmiu koleżanek
Rozesłała siedem kartek
Pisząc krótko: "Proszę w czwartek
Do mnie, droga koleżanko,
Przyjść na kawę ze śmietanką."
Rozesłała siedem kartek
I na gości czeka w czwartek.
Patrzy, jadą przez ulice
Koleżanki - zazdrośnice.
Jadą, jadą koleżanki,
Elegantki z morskiej pianki.
Pchła wybiegła aż na ganek
Na spotkanie koleżanek.
"Witam, cieszę się ogromnie,
Żeście dzisiaj przyszły do mnie!"
I wprowadza je po schodkach,
I zaprasza je do środka.
Elegantki wchodzą godnie,
Każda jest ubrana modnie,
Każda w nowym, pięknym stroju
Najlepszego w mieście kroju.
"Gdzie jest lustro?"
"W przedpokoju."
Biegnie pierwsza do zwierciadła,
Popatrzyła i pobladła.
"Co to znaczy? Oczy krowie,
Krowie rogi mam na głowie,
I w dodatku krowią postać!
Apopleksji można dostać!"
Biegnie druga do zwierciadła
I jak stała, tak usiadła.
"Ja tak samo, daję słowo,
Jestem krową, zwykłą krową!"
Inne, widząc swe odbicie,
Wpadły w rozpacz: "Czy widzicie?"
I wołały zapłakane:
"To są rzeczy niesłychane!
Elegantkę zmienić w krowę!
To jest Pchły gałgaństwo nowe!
Niech się na nas nie porywa
Pchła Szachrajka niegodziwa,
Znać nie chcemy koleżanki,
Co obraża warszawianki!"
I bez słowa pożegnania
Wyszły wszystkie z jej mieszkania.
Żadna dobrze nie wiedziała
Jak przemiana ta powstała.
Ale my te sprawki znamy:
Pchła wyjęła lustro z ramy,
A wstawiła arkusz miki,
Dojną krowę z Ameryki
Postawiła z drugiej strony.
Każdy był więc przeświaczony
Patrząc w mikę należycie,
Że to jego jest odbicie.
Przez ulicę jedzie bryczka,
Pchła w niej siedzi jak księżniczka.
Na ramionach pelerynka,
Spod kapturka słodka minka,
Parasolka mała w dłoni
Przed słonecznym skwarem chroni.
Pchła do sklepu wchodzi godnie.
"Chciałabym się ubrać modnie.
Czy dostanę na sukienki
Jakiś jedwab bardzo cienki?"
Skoczył kupiec i na ladzie
Najpiękniejsze wzory kładzie.
"Wybór nader mam bogaty,
Oto modny jedwab w kwiaty
Żółte, białe, morelowe,
Modre, lila, purpurowe,
Rezedowe i zielone,
Srebrne, złote i czerwone."
Pchła Szachrajka przez dzień cały
Oglądała materiały,
Oglądała, wybierała...
Wybór duży, a pchła mała!
Rzekła wrezcie: "Wielka szkoda,
Nie dogadza mi ta moda,
Może z czasem, do jesieni
Wśród deseni coś się zmieni."
Choć nic w sklepie nie kupiła,
Ale była bardzo miła,
Więc ją kupiec wyprowadził
I do bryczki grzecznie wsadził.
Gdy uprzątał materiały,
Nagle ręce mu zadrżały,
Patrzy - znikły wszystkie kwiatki,
A pozostał jedwab gładki.
"Ta szachrajka, ta pchła mała,
Wszystkie kwiatki mi zabrała,
Taką w smole warto upiec!" -
Zrozpaczony jęknął kupiec.
A ulicą jedzie bryczka,
Pchła w niej siedzi jak księżniczka.
Staje wreszcie koło domu
I nie mówiąc nic nikomu
W ulubionym swym ogródku
Sadzi kwiatki po cichutku:
Żółte, białe, morelowe,
Modre, lila, purpurowe,
Rezedowe i zielone,
Srebrne, złote i czerwone.
Pomalutku sadzi kwiatki
Cyklameny, róże, bratki,
Malwy, niezapominajki...
Ślicznie jest u Pchły Szachrajki!
Pchła, podobnie jak kobiety,
Rzadko zajrzy do gazety,
Ale czasem od niechcenia
Czyta drobne ogłoszenia.
Raz więc, nudząc się szalenie,
Przeczytała ogłoszenie,
Że niejaka panna Kika
Na ulicy Kopernika
Pragnie uczyć się języka
Angielskiego.
Pchła szczęśliwa
Już coś knuje, już się zrywa
I po chwili w kapeluszu,
W żakieciku z lila pluszu,
W modrych butach atłasowych,
W rękawiczkach purpurowych
Jedzie wprost na Kopernika,
Tam, gdzie mieszka panna Kika.
"Cóż, angielski rzecz niewielka!
A wyglądam jak Angielka,
Jest mi nudno! Mam ochotę
Pannie Kice zrobić psotę!
Przyjechała, do drzwi dzwoni,
Ogłoszenie trzyma w dłoni.
"Panna Kika? Właśnie do niej...
Z ogłoszenia... Chęć mam wielką
Zostać jej nauczycielką."
Panna Kika była miła,
Szybko sprawę załatwiła
Mówiąc: "Cieszę się ogromnie,
Że dziś pani przyszła do mnie.
W Ameryce mam krewnego
I dlatego angielskiego
Chcę się uczyć na wypadek,
Gdy dostanę po nim spadek.
Mam tu zeszyt i ołówek
Do pisania obcych słówek.
Dziś jest piątek... Od soboty
Mogę wziąć się do roboty."
Pchła słuchając, kilka razy
Powtarzała dwa wyrazy