Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Zaliczamy do nich:
- wirującą "tarczę słoneczną";
- świetlną kulę;
- obłok nad dębem;
- zmiany temperatury i światła;
- zagadkowy deszcze "kwiatów";
- błyskawice, dźwięki przypominające grzmoty oraz inne odgłosy;
- poruszające się drzewko dębu.
Barthas pisał: "Każdy, kto próbował zagłębić się w misterium fatimskie, które otwiera tak szerokie perspektywy i przedstawia zdarzenie o tak wielostronnym i owocnym oddziaływaniu, powinien traktować cuda atmosferyczne i sam cud słońca tylko jako zjawiska towarzyszące i dodatkową dekorację" [4]. Taka opinia może być ważna dla teologa, takiego jak Barthas, ale w żadnym razie nie dla specjalisty w dziedzinie nauk przyrodniczych. Przeciwnie - najpierw musi się on poświęcić badaniu zjawis "dotykalnych", musi je sprawdzić, w miarę możliwości przeanalizować, dopiero potem może formułować wnioski. Żadne, nawet tak interesujące "posłannictwo", nie może przekazać informacji o istocie danego zdarzenia. Świadczą o niej jedynie objawy natury fizycznej. Zacznijmy więc od opisanych przez Barthasa tak zwanych "cudów atmosferycznych". Musimy zbadać, co się za nimi kryje i wtedy dopiero będziemy mogli wyciągnąć wnioski związane z orędziem fatimskim, a nie odwrotnie! Barthas jednak przyznaje: "Chciałbym też podkreślić, że >>znaki<< nie zostały jeszcze dokładnie i wystarczająco krytycznie zbadane" [4].
 
Takie istotnie wrażenie pozostaje po przeczytaniu rozmaitych, wydawanych z kościelnym przyzwoleniem, książek na temat Fatimy. Ich autorzy ukazują wydarzenia, nie zadając sobie chyba pytania, o co naprawdę tam chodziło. Specjalnie poruszam tę sprawę, bo chciałbym zwrócić uwagę, że użyte przeze mnie cytaty dotyczące zdarzeń w Fatimie pochodzą bez wyjątku z publikacji wydanych z zezwoleniem Kościoła. Uważny czytelnik bez wątpienia zada sobie w tym czy innym miejscu pytanie, jak to możliwe, że pewne sądy o powyższych zjawiskach wciąż powracają w kolejnych publikacjach, a nikt z autorów (ani czytelników!) nie ma najmniejszych choćby podejrzeń, że chodzi o coś zupełnie innego, niż się powszechnie sądzi. Wnioski są niekiedy tak przekonujące, a zgodność tak frapująca, że logiczne konsekwencje są zrozumiałe same przez się. Prześledźmy to jednak w pewnej kolejności. Podczas piątego objawienia, 13 września 1917 roku, obecny był generalny wikariusz Leirii, monsignore Jean Quaresma i towarzyszący mu ksiądz. Chcieli przyjrzeć się zdarzeniom. Relacja Quaresmy zawiera wiele interesujących fragmentów, które przytaczają: Castelbranco [5], Barthas [4], a w streszczeniach również Wegener i Lichy [6]. Quaresma na początku nadmienia, że niebo było zupełnie bezchmurne, gdy spojrzenia ludzi skierowały się nagle na pewien określony punkt na firmamencie: "Patrzę i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu wyraźnie widzę zbliżającą się świecącą kulę, która ze wschodu na zachód posuwa się powoli i majestatycznie w przestrzeni”. Quaresma wskazuje ją towarzyszowi, który dostrzega świecący obiekt. "Po chwili kula i wysyłane przez nią światło niespodzianie znikają mi z oczu. Nie widzi ich już też kapłan stojący obok..."
 
Podczas objawień maryjnych obiekt był oczywiście niewidoczny. Quaresma: "Po krótkiej chwili, odpowiadającej czasowi trwania objawienia, ta sama mała dziewczynka zawołała powtórnie: >>Tam! Tam! Teraz znowu się wznosi!<< i pokazała palcem w tym kierunku. Dziecko nie przestawało patrzeć i wskazywać ręką na kulę świetlną aż do jej zniknięcia w kierunku słońca". Zrozumiałe, że Quaresma i zaprzyjaźniony kapłan wpadli z tego powodu w szalony zachwyt. Obaj byli przekonani, że uczestniczyli w cudzie. Quaresma napisał: "Pastuszkowie mogli w niebiańskiej wizji zobaczyć Matkę Boską, my ujrzeliśmy tylko >>pojazd<< - jeśli można tak powiedzieć - który przyniósł Ją z nieba w niegościnne Serra de Aire... Tym samym wikariusz generalny trafił zapewne w dziesiątkę! Świecące "kule", które posuwają się w powietrzu, znikają, znowu się pojawiają i w końcu całkowicie wymykają spojrzeniom obserwatorów, należą bez wątpienia do najczęstszych obiektów spotkań pierwszego stopnia. Sprawozdań o ich pojawianiu się jest bardzo wiele. Tymczasem Barthas czyni nam przysługę i potwierdza istnienie obiektu. Charakteryzuje go tak jednoznacznie, że nie potrzeba żadnego komentarza: "Zgodnie z innymi sprawozdaniami świetlna kula była nawet nieco podłużnego kształtu. Szerszą stroną zwrócona była ku ziemi. Wszyscy, którzy ją widzieli, mieli to samo wrażenie, co wspomniani duchowni, a mianowicie, że było to coś w rodzaju >>niebiańskiego samolotu<<, który przywiózł Matkę Boską na spotkanie z pastuszkami i zabrał ją potem z powrotem do raju... Ten samolot ze światła<< widziano bezpośrednio przed i po objawieniu" [4]. A w innym miejscu: "13 września spośród wspomnianych trzech księży (Gois, Quareszria i da Silva) dwóch pierwszych podziwiało owal świetlny, nazywany przez lud >>samolotem Najświętszej Pani<<... Jeszcze raz muszę podkreślić, że są to dosłowne cytaty z publikacji kościelnej z 1955 roku. Ale to nie koniec osobliwości. Podczas piątego objawienia zaobserwowano jeszcze jedno zadziwiające zjawisko. Van Es pisał o nim: "W tym samym czasie spadło z nieba coś w rodzaju białych kwiatów, które nie osiągały ziemi, ale znikały na pewnej wysokości" [2). Podobnie opisał to zdarzenie Castelbranco: "I - niesłychany cud - z jasnego, bezchmurnego nieba zaczął padać na obecnych jakby deszcz białych kwiatów, które znikały, nie dotykając ziemi" [5).
 

Podstrony