- Gdzie jest Sisynnes Niezwyciężony? Czy ten ranek przeznaczył na sen?
Kefas krzątał się tam i z powrotem między kuchnią a jadalnią. Przystanął na chwilę i wyjaśnił:
- Nie, Wardiszu. Mocarz już się zbudził. Słyszałem, jak wzdychał i stękał przed paru minutami, a potem podłoga się zatrzęsła, kiedy spoczęły na niej jego stopy. Zaraz zejdzie, więc nie będzie trzeba opóźniać podawania posiłku.
Po paru chwilach rozległy się ciężkie kroki na skrzypiących schodach. Do pokoju weszła niezwykła postać, która sprawiła, że Bazyli bezwiednie otworzył usta. Przybysz był równie wysoki jak szeroki. Ponieważ oprócz przepaski na biodrach nic na sobie nie miał, widać było jego wspaniale umięśnione ramiona, nogi i pierś jak u boga, który podtrzymuje na kolumnach niebiosa zawieszone nad ziemią. Zatrzymał się i przeciągnął z rozkoszą.
- Postanowiłem nie robić żadnych ćwiczeń, zanim nie przełamię chleba - oznajmił. Głos miał zaskakująco wysoki i piskliwy. Nagle wrzasnął: - Kefas! Kefas!
Staruszek wybiegł spoza brudnych, płóciennych kotar, oddzielających wejście do kuchni. - Tak, bracie Sisynnesie? Czego pragniesz?
- Jedzenia! - zawołał gladiator. - Jestem głodny!
Kefas zniknął za kotarą i po kilku minutach wrócił z pierwszym daniem, które postawił u szczytu stołu. Pachniało rozkosznie i Sisynnes Niezwyciężony natychmiast zabrał się do jedzenia.
- Dobre, bardzo dobre - chwalił, spoglądając na innych, którzy nadal stali wokół stołu.
Bazyli obudził się z dobrym apetytem i teraz chciał zająć miejsce przy drugim końcu stołu, lecz mężczyzna imieniem Wardisz powstrzymał go, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Nie siadamy do stołu, dopóki ostatnie danie nie znajdzie się na stole - wyjaśnił. - Takie są zwyczaje w tym domu.
- Ależ - Bazyli wskazał na gladiatora, który już opróżniał półmisek - on już rozpoczął posiłek.
Wardisz potrząsnął głową.
- Sisynnesa to nie dotyczy.
Kefas z twarzą zaczerwienioną od wysiłku biegał tam i z powrotem, wnosząc jedno danie po drugim. Ustawił je wokół pierwszego dania. Sisynnes oglądał każde zaraz po przyniesieniu, próbował i albo kiwał głową z aprobatą, albo mruczał z naganą. Wreszcie wszystko było podane i Kefas głośno oznajmił:
- Możecie siadać.
Wszyscy rzucili się do stołu, próbując zdobyć miejsce jak najbliżej szczytu.
Sisynnes spoglądał na nich z gniewem.
- Nie zapominajcie o dobrych obyczajach - sarkał. - Taki pośpiech jest niestosowny.
Przerwał jedzenie i zaczął przesuwać dania w stronę siedzących najbliżej, gdyż nikt nie ważył się wyciągnąć ręki. Podniósł półmisek z rybą i popatrzył na nią.
- Oto ładna, tłusta rybka - powiedział. Przesunął wzrokiem po siedzących. - Przeznaczam ją dla Wardisza. Tego ranka wygląda na słabszego niż zwykle.
- Dlaczego nie dla mnie?! - zawołał jeden z gości. - Ja też jestem niedożywiony i potrzebuję każdej okruszyny jadła, jaką mogę dostać.
- Ty? - prychnął gladiator. - Ty jesteś chudy przez swoją żarłoczność. Obserwowałem cię i widziałem, jak ogromne ilości pożywienia marnujesz na to swoje nędzne ciało. Tego ranka dostaniesz najwyżej głowę albo ogon. - Spojrzał gniewnie na ludzi pochylonych nad talerzami. - Wasze łakomstwo zrujnuje mego biednego ojca.
Siedząc na przeciwnym końcu Bazyli nic nie mógł zrozumieć. Nie czuł się zbyt dobrze. Półmiski były prawie opróżnione, nim do niego doszły. Kefas przystanął za nim i szepnął:
- Nie martw się. Zostawiłem dla ciebie na ogniu ładną rybę. Zjesz ją w kuchni. Będzie gorąca, a kucharka robi do niej jeden ze swoich najlepszych sosów.
Cicha rozmowa przy końcu stołu przyciągnęła uwagę gladiatora.
- Co to za szepty? Czy coś przede mną ukrywacie? A kim jest ten niedożywiony młodzik? Czy to ktoś podróżujący nocą, nietoperz zjawiający się w godzinach ciemności? - Znów rzucił gniewne spojrzenie. - Jak to się dzieje, że każdy podróżny, któremu brzuch się zapadł od głodowania, przychodzi właśnie tutaj?
- Ten młodzieniec jest z Antiochii - wyjaśnił Kefas. - Jego statek przypłynął wczoraj wieczorem.
Sisynnes przyglądał się Bazylemu krytycznym okiem.
- Czy jest Grekiem?
- Tak, bracie Sisynnesie.