Dwa wymiary przestrzenne to — jak siÄ™ wydaje — za maÅ‚o, by możliwy staÅ‚ siÄ™ rozwój skomplikowanych istot, takich jak my. Na przykÅ‚ad, dwuwymiarowe istoty żyjÄ…ce na jednowymiarowej Ziemi musiaÅ‚yby wspinać siÄ™ na siebie, chcÄ…c siÄ™ minąć. Gdyby dwuwymiarowa istota zjadÅ‚a coÅ›, czego nie mogÅ‚aby caÅ‚kowicie strawić, to resztki musiaÅ‚yby wydostać siÄ™ z jej wnÄ™trznoÅ›ci tÄ… samÄ… drogÄ…, którÄ… do nich trafiÅ‚y, gdyby bowiem istniaÅ‚o przejÅ›cie biegnÄ…ce przez caÅ‚e ciaÅ‚o, to podzieliÅ‚oby ono owÄ… istotÄ™ na dwie oddzielne części; nasza dwuwymiarowa istota rozpadÅ‚aby siÄ™ (rys. 30). Równie trudno wyobrazić sobie obieg krwi w takim dwuwymiarowym stworzeniu.
KÅ‚opoty pojawiajÄ… siÄ™ również, gdy przestrzeÅ„ ma wiÄ™cej niż trzy wymiary. W takim wypadku siÅ‚a grawitacyjna miÄ™dzy dwoma ciaÅ‚ami malaÅ‚aby ze wzrostem odlegÅ‚oÅ›ci szybciej niż w przestrzeni trójwymiarowej. (W trzech wymiarach siÅ‚a ciążenia maleje cztery razy, gdy dystans miÄ™dzy ciaÅ‚ami jest podwojony. W czterech wymiarach zmalaÅ‚aby oÅ›miokrotnie, w piÄ™ciu szesnastokrotnie i tak dalej). W takiej sytuacji orbity planet wokół SÅ‚oÅ„ca byÅ‚yby niestabilne — najmniejsze zaburzenie orbity koÅ‚owej, na przykÅ‚ad przez innÄ… planetÄ™, wprowadziÅ‚oby planetÄ™ na trajektoriÄ™ spiralnÄ…, w kierunku do lub od SÅ‚oÅ„ca. Wtedy albo spalilibyÅ›my siÄ™, albo zamarzli. W gruncie rzeczy taka zależność ciążenia grawitacyjnego od odlegÅ‚oÅ›ci w przestrzeni majÄ…cej wiÄ™cej niż trzy wymiary uniemożliwiaÅ‚aby istnienie SÅ‚oÅ„ca w stanie stabilnym, w którym ciÅ›nienie jest zrównoważone przez grawitacjÄ™. W obu wypadkach nie mogÅ‚oby odgrywać roli źródÅ‚a ciepÅ‚a i Å›wiatÅ‚a dla życia na Ziemi. W mniejszych skalach, siÅ‚y elektryczne utrzymujÄ…ce elektrony na orbitach wokół jÄ…der atomowych zmieniÅ‚yby siÄ™ tak samo jak grawitacja. Elektrony odÅ‚Ä…czyÅ‚yby siÄ™ zatem od jÄ…der lub spadÅ‚yby na nie. W obu wypadkach nie istniaÅ‚yby atomy takie, jakie znamy.
Wydaje siÄ™ wiÄ™c rzeczÄ… oczywistÄ…, że życie, przynajmniej w formie nam znanej, może istnieć tylko w tych obszarach czasoprzestrzeni, w których czas i trzy wymiary przestrzenne nie sÄ… zwiniÄ™te do niewielkich rozmiarów. Możemy zatem odwoÅ‚ać siÄ™ do sÅ‚abej zasady antropicznej, oczywiÅ›cie pod warunkiem, iż teoria strun dopuszcza istnienie takich regionów we wszechÅ›wiecie — a wydaje siÄ™, że dopuszcza rzeczywiÅ›cie. MogÄ… również istnieć inne obszary wszechÅ›wiata, a nawet inne wszechÅ›wiaty (cokolwiek mogÅ‚oby to znaczyć), w których wszystkie wymiary sÄ… niemal pÅ‚askie, ale nie mogÅ‚yby w nich żyć istoty inteligentne, zdolne do obserwacji innej liczby efektywnych wymiarów.
Prócz problemu dodatkowych wymiarów czasoprzestrzeni teoria strun musi uporać się z wieloma innymi kłopotami, nim będzie można ją uznać za ostateczną, jednolitą teorię fizyki. Nie wiemy jeszcze, czy rzeczywiście wszystkie pojawiające się w rachunkach nieskończoności kasują się wzajemnie, nie wiemy też dokładnie, jak powiązać własności poszczególnych cząstek z falami na strunie. Niemniej jednak odpowiedzi na te pytania uda nam się prawdopodobnie znaleźć w ciągu najbliższych kilku lat, a zatem, pod koniec tego stulecia powinniśmy wiedzieć, czy teoria strun jest rzeczywiście ową od dawna poszukiwaną jednolitą teorią fizyczną.
Ale czy taka jednolita teoria może istnieć naprawdę? Czy nie gonimy za chimerami? Są trzy możliwości:
1) Jednolita teoria istnieje i pewnego dnia ją odkryjemy, jeśli okażemy się dostatecznie bystrzy.
2) Nie istnieje żadna ostateczna teoria wszechświata, a tylko nieskończony szereg teorii coraz dokładniej go opisujących.
3) Nie istnieje żadna teoria wszechświata; zdarzenia można przewidywać tylko z ograniczoną dokładnością, której nie da się przekroczyć, gdyż zdarzenia zachodzą w sposób przypadkowy i dowolny.
Niektórzy ludzie opowiadają się za tą trzecią możliwością, uważając, że istnienie pełnego, doskonale funkcjonującego zbioru praw byłoby sprzeczne z boską swobodą zmiany decyzji i ingerencji w sprawy tego świata. Przypomina to trochę stary paradoks: Czy Bóg mógłby stworzyć kamień tak ciężki, że nie byłby w stanie go podnieść? Jednakże pomysł, iż Bóg mógłby chcieć zmienić swoją decyzję, jest przykładem błędu wskazanego przez św. Augustyna, wynikającego z założenia, iż Bóg istnieje w czasie: czas jest jedynie własnością świata stworzonego przez Boga. Zapewne wiedział On, czego chciał, od samego początku!
Gdy powstaÅ‚a mechanika kwantowa, zrozumieliÅ›my, iż zdarzenia nie mogÄ… być przewidziane z dowolnÄ… dokÅ‚adnoÅ›ciÄ… — zawsze pozostaje pewien stopieÅ„ niepewnoÅ›ci. Jeżeli ktoÅ› chce, może przypisywać tÄ™ niepewność interwencjom Boga, lecz byÅ‚yby to interwencje niezwykle osobliwe — nie ma najmniejszych podstaw, by dopatrywać siÄ™ w nich jakiegokolwiek celu. W istocie, gdyby taki cel istniaÅ‚, to niepewność z definicji nie byÅ‚aby przypadkowa. W czasach współczesnych wyeliminowaliÅ›my trzeciÄ… możliwość dziÄ™ki zmianie definicji celu nauki: dążymy do sformuÅ‚owania zbioru praw, które pozwolÄ… przewidzieć zdarzenia tylko w granicach dokÅ‚adnoÅ›ci wyznaczonych przez zasadÄ™ nieoznaczonoÅ›ci.
Druga możliwość, to znaczy nieskończony szereg coraz doskonalszych teorii, pozostaje w pełnej zgodzie z naszym dotychczasowym doświadczeniem. Wielokrotnie zdarzało się, że zwiększając czułość naszych pomiarów lub wykonując nowe eksperymenty, wykrywaliśmy zupełnie nowe zjawiska, których nie przewidywały istniejące teorie, a których zrozumienie wymagało stworzenia teorii bardziej zaawansowanych. Nie powinniśmy zatem być zdziwieni, gdyby się okazało, że obecne teorie wielkiej unifikacji mylą się, twierdząc, iż nic istotnie nowego nie powinno zachodzić między energią unifikacji oddziaływań elektromagnetycznych i słabych, czyli energią 100 GeV, a energią wielkiej unifikacji, równą milionowi miliardów GeV. Możemy też oczekiwać wykrycia kolejnych “warstw" struktur bardziej elementarnych niż kwarki i elektrony, które dzisiaj uważamy za cząstki “elementarne".