Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Koledzy złożyli mu gratulacje. Wszyscy chcieli obejrzeć i wziąć do ręki tak upragnione odznaczenie.
Bohater sprawiał wrażenie nieobecnego. Przypisywano to wzruszeniu.
Gdy po zakończeniu pijatyki, na którą generał zezwolił, wracał do namiotu, goniły go najrubaszniejsze żarty. Czy piękna Pantera nie dostarczy mu okazji do innych szturmów?
Leżał na plecach, z otwartymi oczyma. Nie widział jej, ona zaś, skulona i odsunięta, nie miała odwagi do niego się odezwać. Czyż nie był jak demon, który -sam bezkrwisty -pożąda krwi swoich ofiar?
Generał Aszer... Suti wciąż miał przed oczyma oblicze wysokiego oficera. Była to twarz tego samego człowieka, który niedawno, o kilka kroków od niego torturował i zamordował Egipcjanina.
Generał Aszer... nędznik, kłamca i zdrajca.
 
Poranne światło wpadało przez kamienne kraty wysokiego okna, oświetlając jedną spośród stu trzydziestu czterech kolumn olbrzymiej krytej sali, głębokiej na pięćdziesiąt trzy metry, szerokiej na dwieście dwa. Budowniczowie świątyni w Karnaku wznieśli tu największy w Egipcie kamienny las i ozdobili go obrzędowymi scenami, na których faraon składał ofiary bogom. Żywość i blask kolorów widoczne były tylko w niektórych godzinach. Na to, by prześledzić bieg promieni, które odsłaniały ukryte dla oka obrzędy, oświetlając kolumnę za kolumną i scenę za sceną, trzeba by było roku.
Główną aleją tego wnętrza, obrzeżoną kamiennymi kwiatami lotosu o otwartych kielichach, szli powoli, gawędząc ze sobą, dwaj mężczyźni. Jednym z nich był Branir, drugim -siedemdziesięcioletni arcykapłan Amona, pełniący funkcję administratora świętego przybytku, strażnika jego bogactw i zwierzchnika hierarchii.
-Mówiono mi o twoim podaniu, Branirze. Tylu młodych ludzi prowadziłeś drogą mądrości, a teraz pragniesz wycofać się ze świata i osiąść w wewnętrznej świątyni.
-Tego bym właśnie sobie życzył. Wzrok mi słabnie, a nogi nie chcą mnie już nosić.
-Nie wydaje się jednak, że starość doskwiera ci aż tak mocno.
-Mylne to pozory.
-Do końca kariery jeszcze daleko.
-Całą swoją wiedzę przekazałem Neferet i nie przyjmuję już pacjentów. A jeśli chodzi o dom w Memfisie, to przekazałem go sędziemu Pazerowi.
-Nebamon nie popierał twojej protegowanej.
-Poddał ją ciężkiej próbie, nie zna jednak jej wnętrza.
Twarz Neferet ma łagodną, ale serce mężne.
-Pazer pochodzi spod Teb?
-Istotnie.
-Ufasz mu całkowicie, zdaje się.
-Ma w sobie ogień.
-Płomień może niszczyć.
-Ale poskromiony daje światło.
-Jaką rolę zamierzasz mu wyznaczyć?
-O tym los przesÄ…dzi.
-Masz wyczucie rzeczy, Branirze. Przedwczesne odejście od czynnego życia pozbawi Egipt twoich talentów.
-Znajdzie się następca.
-Ja też myślę o odejściu.
-Ogrom pracy cię przytłacza.
-Z każdym dniem coraz bardziej, to prawda. Za dużo zajęć administracyjnych, za mało rozmyślań. Faraon i rada wyrazili zgodę na moją prośbę. Za kilka tygodni będę już mieszkał na wschodnim brzegu Świętego Jeziora i zajmę się zgłębianiem starych papirusów.
-No to będziemy sąsiadami.
-Obawiam się, że nie. Ty zamieszkasz w miejscu znacznie wspanialszym.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Wyznaczono cię na mojego następcę, Branirze.
 
Denes i jego małżonka, dama Nenofar, przyjęli zaproszenie Bel-Trana, choć był zwykłym nowobogackim, a jego ambicje aż za bardzo rzucały się w oczy. Słowo "parweniusz", zdaniem damy Nenofar, pasowało do niego najlepiej. Mimo wszystko producent papirusów nie był byle płotką, a jego obrotność, pracowitość i kompetencje czyniły zeń człowieka przyszłości. Czyż nie otrzymał aprobaty pałacu, czyż nie miał tam wielu wpływowych znajomych? Denes nie mógł sobie pozwolić na lekceważenie tak poważnego kupca, przekonał więc małżonkę, która bardzo nie chciała iść na przyjęcie wydawane przez Bel-Trana z okazji otwarcia jego nowego składu w Memfisie.
Przybór rzeki zapowiadał się pomyślnie. Na pola uprawne spłynie wystarczająco dużo wody, każdy naje się do syta, Egipt eksportować będzie zboże do podległych sobie krain w Azji. Wspaniałe miasto Memfis pławiło się w bogactwie.
Drogę państwo Denesowie odbyli w okazałej lektyce z wysokimi oparciami i podnóżkami. Rzeźbione poręcze sprzyjały dobremu samopoczuciu, baldachim osłaniał przed wiatrem i kurzem, dwa parasole przed oślepiającym chwilami blaskiem zachodzącego słońca. Czterdziestu tragarzy posuwało się żwawym krokiem pod spojrzeniami ciekawskich. Drążki były tak długie, a liczba nóg tak wielka, że lektykę nazywano stonogą, a tymczasem słudzy śpiewali: "Wolimy lektykę pełną niż pustą", myśląc przy tym o sutym wynagrodzeniu za swą tak urozmaiconą usługę.
Dla olśnienia bliźniego warto było płacić! Denes i dama Nenofar wzbudzili zawiść wśród zgromadzonych u Bel-Tranów gości. Denes łykał gładko uprzejmości, a dama Nenofar ubolewała, że lektyka nie jest pozłacana.
Służba podawała gościom piwo i wino. Cały kupiecki świat Memfisu uroczyście obchodził wejście Bel-Trana do wąskiego kręgu ludzi władzy. Teraz pozostawało mu tylko pchnąć uchylone drzwi, dowieść swoich umiejętności i ostatecznie się umocnić. Zdanie Denesa i jego żony będzie tu istotne; dotychczas nikt nie wszedł do elity kupców bez ich przyzwolenia.
Bel-Tran, zdenerwowany i podniecony, wybiegł na przywitanie nowo przybyłych i przedstawił im Silkis, która miała zakaz odzywania się. Dama Nenofar spojrzała na nią wyniośle. Denes przyjrzał się pomieszczeniom.
-Skład czy dom handlowy?
-Jedno i drugie -odparł Bel-Tran. -Jeśli wszystko pójdzie dobrze, rozbuduję przedsiębiorstwo i rozdzielę te dwie funkcje.
-Ambitne plany.
-Czyżby ci się nie podobały?
-W handlu żarłoczność nie jest zaletą. Nie lękasz się niestrawności?
-Apetyt dopisuje mi znakomicie i trawię bardzo łatwo. Dama Nenofar straciła zainteresowanie tą rozmową; poszła pogawędzić ze starymi przyjaciółmi. Małżonek zrozumiał, że osąd już wydała -Bel-Tran ukazał się jej jako osobnik niesympatyczny, zaborczy i nijaki. Jego aspiracje rozsypią się jak podły wapień.
Zmierzył gospodarza wzrokiem.
-Memfis jest miastem mniej gościnnym, niż się wydaje. W majątku w Delcie rządzisz niepodzielnie. Tu zetkniesz się z trudnościami życia wielkomiejskiego i zmarnotrawisz siły na daremne przedsięwzięcia.
-JesteÅ› pesymistÄ….
-Posłuchaj mojej rady, drogi przyjacielu. Każdy ma swe granice, nie przekraczaj więc swoich.
-Szczerze mówiąc, jeszcze ich nie znam i właśnie dlatego chciałbym spróbować.
-W Memfisie mieszka wielu wytwórców papirusu. Handlują nim ku ogólnemu zadowoleniu od dawna.