Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- Zobaczymy, co to za problem...
Minęli następny korytarz; ściany z lewej i z prawej strony stanowiły tu witraże i przezroczyste płyty, przez które można było zajrzeć do sal kontroli rozlicznych urządzeń, zapewniających niezależne życie Bazy. Mieściły się tu także laboratoria do badań w różnych dziedzinach. Katalog ZRU znajdował się na samym końcu, w północnej części korytarza. Sala była pusta, tylko jeden programista nadzorował syntezę informacji, których dostarczał wewnętrzny teleks, i nie zwrócił najmniejszej uwagi na wchodzących.
- Chwileczkę - powiedział Baquez.
Zniknął za wahadłowymi drzwiami prowadzącymi na tyły okazałych klaserów magnetycznych; zasłaniały one wszystkie cztery ściany. Z teleksu od czasu do czasu wydobywał się głuchy dźwięk niby ciche łkanie.
Wrócił Baquez, wciąż uśmiechnięty; skrzydło drzwi kołysało się jeszcze przez moment. Przebiegł oczyma trzymaną w ręku kopię taśmy osobistego ZRU Galena.
- Carry Galen... właśnie. Nic poważnego ani nawet nienormalnego. Seans był długi, dosyć trudny... ale wszystko jest w porządku.
- Trudny? - powiedział Carry.
Wziął od Baqueza kopię taśmy, by ją odczytać... i oczywiście nie zrozumiej żadnej z zakodowanych informacji.
- Długi, nie trudny - sprostował Baquez. - Długi seans. Interesujący.
- Czy... czy moje zdolności słabną? - zapytał Carry.
Szczere zdziwienie, które zobaczył na twarzy Baqueza, sprawiło mu ulgę; Baquez nie potrafiłby odgrywać komedii z taką perfekcją...
- Odnosi pan takie wrażenie, Carry? - zapytał wytrzeszczając oczy.
- Nie wiem. Tak naprawdę, to nie. Myślałem... Nie, to chyba mylne wrażenie...
- Wrażenie, które ma pan od dawna, czy też od czasu, kiedy się pan obudził po ostatnim seansie?
- Wydaje mi się, że dopiero, jak się przebudziłem... - rzekł Carry. - Tak myślę.
Dłoń Baqueza spoczęła lekko na jego ramieniu.
- To całkiem naturalne, Carry. Proszę się nie niepokoić. Pański Dar na tym nie ucierpiał, zapewniam pana. Wrażenie zanikania wywołane jest zapewne szokiem po ostatnim sondażu w stanie hipnozy. Ze ZRU wynika, że może pan mieć drobne luki w pamięci, ale w pamięci powierzchniowej. Naprawdę nic poważnego, powtarzam, wszystko jest w porządku. Musi się pan odprężyć, wie pan o tym... dać czas połączeniom synaptycznym na całkowite odtworzenie się według normalnego kodu... Wie pan dobrze, Carry, że każda z naszych interwencji wywołuje pewien nieporządek w układzie pańskiej psychicznej mapy... Proszę się nie niepokoić.
Mocniej ścisnął ramię Galena, znów się uśmiechnął i delikatnie wypchnął go z sali.
Zatem wszystko w porządku. I Carry odzyskał dobre samopoczucie. Nie żałował, że przyszedł zobaczyć tego miłego Pao Baqueza...
Towarzyszył Szefowi Nr 2 aż do windy przy wyjściu z sektora eksperymentalnego i chwilę stał bez ruchu koło przeszklonych drzwi. Po czym zdecydował się odetchnąć świeżym powietrzem i zafundować sobie krótki spacer - na przykład po najwyższym tarasie kompleksu eksperymentalnego. Skorzystał z małego pojazdu elektrycznego, zamienił kilka nic nie znaczących zdań z kierowcą - jako “rekonwalescent" nie mógł sam prowadzić ze względu na podstawowe wymogi bezpieczeństwa. Kierowca zostawił go przed klatką kolejnej windy, która zawiozła Galena aż na szczyt budynku.
W komorze buforowej, zbudowanej z płytek kilkudziesięciocentymetrowej grubości z izolującego szkła, Carry otrzymał od hostessy parę futrzanych butów, futro i czapę, którą zawadiacko zsunął na czubek głowy. Wciągnął buty, włożył pelisę, mówiąc żartobliwie do hostessy, że wygląda w tym przebraniu jak niezgrabny niedźwiedź. Dziewczyna powiedziała mu, wcale o to nie pytana, że właśnie kończy tygodniową służbę w komorze i zbliża się termin jej comiesięcznego urlopu. Więc natychmiast zjedzie w dolinę, gdzie przez cały wolny tydzień będzie jeździła na nartach, tańczyła, słowem, używała życia... i ta perspektywa wprawiała ją w doskonały humor.
- Nie mogłaby pani robić tego wszystkiego tutaj, w Bazie? - przekomarzał się z nią Carry. - Z wyjątkiem oczywiście jazdy na nartach.
Zaprotestowała, głośnymi okrzykami manifestując, podobnie jak inni, przesadną awersję do Bazy. “A właściwie dlaczego? - pomyślał Carry słuchając z roztargnieniem. - Skąd ta niechęć? Dlaczego wszyscy tak bardzo pragną zanurzyć się w kipieli zewnętrznego świata?"
Potrafiłby jednak odpowiedzieć na te postawione w myśli pytania. Przedtem on także umiał się tam bawić, jeździł na nartach, tańczył, świętował przez całe dni i noce, chodził z dancingu na dancing, z baru do baru.
Umiał się bawić.
Ten obszar jego pamięci nie ucierpiał z powodu “nieporządku", jaki - według Baqueza - powstał “w połączeniach synaptycznych". Ten obszar pozostaje nietknięty. Zawsze. Ciągle nietknięty.
Tak, umiał się bawić.
W towarzystwie Lone.