Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

ZawróciÅ‚ i pojechaÅ‚ w stronÄ™ osiedle mieszkaniowe przy uniwersytecie Johna Hopkinsa. ByÅ‚a sobota, wiÄ™c przy odrobinie szczęścia szybko zaÅ‚atwi to, co powinien. Wcale nie bÄ™dzie Å‚atwo.
Kilka minut później zajechał przed szeregowy dom na spokojnej uliczce. Przed domem stał samochód gospodarzy.
WszedÅ‚ do Å›rodka, otwarÅ‚szy drzwi wÅ‚asnym kluczem. W powietrzu unosiÅ‚y siÄ™ apetyczne zapachy, od których ciekÅ‚a Å›linka. Dwa koty zaczęły ocierać mu siÄ™ o nogi. Z kuchni odezwaÅ‚ siÄ™ miÄ™kki kobiecy gÅ‚os.
– To ty, Donovan?
– Nie, to twój przyjaciel Å‚omiarz z sÄ…siedztwa.
Z kuchni wyÅ‚oniÅ‚a siÄ™ rozeÅ›miana Val Covington. MiaÅ‚a bujne krÄ™cone rude wÅ‚osy i obszerny sweter, który siÄ™gaÅ‚ do poÅ‚owy ud.
– Dobrze trafiÅ‚eÅ›. Od rana gotuje siÄ™ zupa fasolowa, a z tostera za chwilÄ™ wyskoczy kromka peÅ‚noziarnistego chleba na miodzie. – Stanęła na palcach i przytuliÅ‚a siÄ™ do niego. – Mam wrażenie, że nie widzieliÅ›my siÄ™ od wieków. To przez ten pogrzeb. Jak żyjesz? StraciÅ‚eÅ› Sama. ByÅ‚ dla ciebie jak ojciec.
– Gorzej. O wiele, wiele gorzej. – PrzytuliÅ‚ jÄ…, myÅ›lÄ…c o tym, jak Å‚atwo być z Val. Zawsze kojarzyÅ‚a mu siÄ™ z niebezpiecznie inteligentnÄ… irlandzkÄ… wróżkÄ….
– Jak siÄ™ majÄ… pani Corsi i Kate? Wczoraj byÅ‚y bardzo przygnÄ™bione.
– JakoÅ› żyjÄ…. Podejrzewam, że w Å¼aden sposób nie można im pomóc.
Val zmarszczyła czoło.
– MuszÄ™ zadzwonić do Kate, zanim wyjedzie do domu. Może siÄ™ spotkamy. – Odgarnęła wÅ‚osy i zaprowadziÅ‚a go do kuchni.
– Obawiam siÄ™, że pojawiÅ‚y siÄ™ pewne niespodziewane... przeciwnoÅ›ci. – ZatrzymaÅ‚ siÄ™ w drzwiach. Dawniej podszedÅ‚by prosto do garnka spróbować zupy.– PrzyszedÅ‚em oddać klucz.
Val zbladła na jej twarzy pojawiły się czerwone plamy.
– Och?
Poczuł się jak cham.
– Przepraszam, powinienem być bardziej taktowny.
– Nie ma taktownego sposobu na to, żeby powiedzieć do widzenia. Dlaczego?
W skupieniu odpinał klucz Val ze swojego breloczka.
– Sam zapisaÅ‚ wiÄ™kszość pieniÄ™dzy Kate i Tomowi, a firmÄ™ mnie, ale tylko jeżeli zamieszkam z Kate na rok pod jednym dachem. PostanowiÅ‚a spróbować.
– Rozumiem. – Val opadÅ‚a na krzesÅ‚o. – Widocznie nasz zwiÄ…zek nie miaÅ‚ przyszÅ‚oÅ›ci. W zasadzie byÅ‚ obustronnym porozumieniem. Zdrowy partner do łóżka, bez zobowiÄ…zaÅ„.
Zabolały go te słowa.
– Nie spÅ‚ycaj tego, co byÅ‚o miÄ™dzy nami. ByliÅ›my dobrymi przyjaciółmi. I mam nadziejÄ™, że nadal nimi jesteÅ›my.
– GdybyÅ›my ze sobÄ… nie sypiali, w ogóle byÅ›my siÄ™ nie widywali. Mam innÄ… definicjÄ™ przyjaźni.
Val miaÅ‚a racjÄ™. ZobaczyÅ‚ ja po raz pierwszy na Å›lubie. ByÅ‚a druhnÄ… Kate i jej najlepszÄ… przyjaciółkÄ…. StraciÅ‚ z niÄ… kontakt po rozwodzie. Wpadli na siebie w którÄ…Å› sobotÄ™ w miejscowej ksiÄ™garni, poszli na kawÄ™ i tak zaczÄ…Å‚ siÄ™ ich zwiÄ…zek.
– Seks bez wÄ…tpienia jest ważny, ale nie sypialibyÅ›my ze sobÄ…, gdyby nie Å‚Ä…czyÅ‚o nas nic poza łóżkiem.
– Może i nie. – Val bawiÅ‚a siÄ™ dÅ‚ugim kolczykiem. – Ale masz racjÄ™. Nie powinniÅ›my siÄ™ spotykać, skoro bÄ™dziesz mieszkaÅ‚ z Kate. To byÅ‚oby swego rodzaju cudzołóstwo.
– Kate i ja bÄ™dziemy żyli w platonicznym zwiÄ…zku.
– Skoro tak twierdzisz... – W jej orzechowych oczach widać byÅ‚o smutek. – Czy Kate wie, że miÄ™dzy tobÄ… i mnÄ… coÅ›... byÅ‚o?
– PowiedziaÅ‚em jej tylko, że z kimÅ› siÄ™ spotykam, ale nie powiedziaÅ‚em z kim.
– To dobrze. PrzyjaźniÅ‚yÅ›my siÄ™ wiele lat. Nie byÅ‚aby zachwycona, gdyby siÄ™ dowiedziaÅ‚a, że sypiaÅ‚am z jej byÅ‚ym mężem. To wbrew kodeksowi prawdziwych przyjaciółek.
– Nie ma do tego żadnej klauzuli? W koÅ„cu nie widziaÅ‚em siÄ™ z Kate przez dziesięć lat.
– Wtedy to byÅ‚o co innego. MieszkaÅ‚a w Kalifornii. Teraz jesteÅ›my w tym samym mieÅ›cie.

Podstrony