- Przyjdę, gdy tylko będę mógł. Przyjdę na plażę, gdy tylko wrócę.
Zaczęła coś mówić, ale przerwał:
- W nocy było wspaniale, kochanie. Do zobaczenia.
Odwiesił słuchawkę i, idąc na spotkanie z Beniaminem, zdał sobie sprawę, że postąpił nieładnie wobec Karin. Mogła pomyśleć, że według niego nadaje się tylko do obracania w łóżku. Uznał, że nie chce, by tak myślała i zdecydował, że jej to wynagrodzi, gdy się z nią zobaczy.
Kilka minut później Benjamin i Markham siedzieli przy stole w restauracji Wendy'ego oddalonej pięć minut jazdy z komisariatu. W porze lunchu na sali było dużo ludzi.
Benjamin jadł cheeseburgera, a Markham różne sałatki warzywne.
- Jadam tu, bo tak jest wygodnie - wyjaśnił Benjamin. - Czasem wracam tu nawet na kolację.
Uśmiechnął się.
- Wiesz jak to jest, jak się jest kawalerem. Po prostu czasami nie chce mi się gotować wieczorem, choć jestem cholernie dobrym kucharzem.
- Sądziłem, że jesteś żonaty - zdziwił się Markham.
- Byłem, aż do zeszłego roku - odparł Benjamin, biorąc palcami kilka frytek. - Po prostu coś się zepsuło. Wiesz, co mam na myśli mówiąc, że coś się zepsuło?
- To samo zdarzyło mi się z kobietą, z którą mieszkałem przez kilka lat.
- No dobrze, wracajmy do sprawy - powiedział Benjamin.
- Powtórz, co wiemy.
- Mamy dziesięciu facetów załatwionych w ten sam sposób w różnych miejscach i czasie - podsumował Benjamin, kończąc cheeseburgera. - Wydaje mi się, że mamy teraz więcej pytań, niż mieliśmy przedtem.
- To się musi jakoś wiązać ze sobą.
- Różne miasta, różni faceci.
- Czy jest jakieś powiązanie między tymi miastami?
- No dobrze, większość z nich leży na wybrzeżu.
- Chicago nie - powiedział Markham.
- Coś jeszcze? - spytał Benjamin.
- Wszyscy mieli po dwadzieścia parę lat.
- Ten wariat, czy wariaci lubią młodych chłopaków. - Zauważył Benjamin. - Większość z nich takich lubi.
- Gdybyśmy mogli skłonić FBI, by zechcieli łaskawie rozpoznać odciski choć jednego z nich, coś byśmy już mieli. Ale oni poruszają się w swoim własnym tempie, w swoim własnym pieprzonym świecie.
Benjamin uśmiechnął się. Im więcej czasu spędzał z tym nowojorskim gliniarzem, tym bardziej go lubił. Pod wieloma względami przypominał mu jego samego sprzed wielu lat, gdy rozsadzał go zapał do pracy.
- Coś ci powiem - powiedział - wracaj do swojej przyjaciółki do motelu, a gdyby się coś pojawiło, zadzwonię.
Markham zlekceważył tę propozycję.
- Nie znasz kogoś, kto mógłby zidentyfikować odciski w FBI? Benjamin potrząsnął głową.
Nagle Markham zmarszczył brwi i odwrócił się w kierunku stolika po drugiej stronie przejścia; siedziały tam dwie młode kobiety.
- Przepraszam, niechcący usłyszałem, co panie mówiły. Czy to pewne, że zatonął naszokręt podwodny?
Benjamin zauważył je, gdy tylko usiadły. Obie miały po trzydzieści parę lat; obie były mężatkami - nosiły obrączki na serdecznym palcu lewej ręki. Jedna była nieco wyższa. Obie były ciemnymi blondynkami, a niższa z nich miała dłuższe włosy. Wyglądały na zmartwione. Wyższa miała zaczerwienione oczy.
Skinęły głowami niemal jednocześnie, a niższa powiedziała:
- Mąż mojej sąsiadki jest oficerem obsługującym sonar. Lily, bo tak się nazywa sąsiadka, powiadomiono niedawno.
- Gdy tu jechałyśmy, podano także wiadomość przez radio - dodała druga kobieta.
- Czy spiker podał może przypadkiem nazwę i numer łodzi?
- Nie - odparła pierwsza. - Ale Lily mówiła mi, że jej mąż Howard służył na specjalnym okręcie. Wydaje mi się, że nazywał się Command One.
- Dziękuję - powiedział Markham, odwracając się do swojego stołu. - Cztery lata służyłem na okręcie podwodnym.
Benjamin skinął głową ze współczuciem.
- Mogłem nawet znać jakichś chłopaków z tej załogi - głos Markhama był cichy i pełen wzruszenia.