Ta, którą Brian założył Piotrowi, musiała pochodzić z kompletu awaryjnego, znajdującego się na dole.
— To dziwne. Nie wyobrażam sobie, jak można było dotrzeć tam bez maski.
— I wrócić! — dodał Kamil. — A poza tym on zdążył pozamykać zawory
i przełączyć obieg chłodziwa na rezerwowy wymiennik.
Kamil zatrzasnął szafkę ze skafandrami i razem z Mufim poszli do ambulato-
rium. Piotr leżał na tapczanie, lekarz pochylał się nad nim. Obok stała Ida. Kamil dostrzegł w jej twarzy troskę i niepokój. Patrzyła na Piotra.
— Czy są jakieś komplikacje? — spytał Kamil.
Lekarz spojrzał przez ramię.
— Nie, wszystko będzie w porządku. To tylko niedotlenienie spowodowane
skurczem oskrzeli podrażnionych gazem.
Piotr poruszył się, odetchnął głębiej i otworzył oczy. Mufi i Kamil wyszli
z gabinetu lekarskiego. Idą podążyła za nimi.
Brian siedział przed pulpitem dyspozytorskim.
— Jak się czujesz? — zagadnął go Kamil wchodząc.
— W porządku, dowódco — odpowiedział, nie podnosząc głowy. — Posłałem
Toma i Annę na dół, żeby zrobili porządek z tym wymiennikiem. Uciekło nam ze sto kilogramów ciekłego sodu, więc kazałem odpowietrzyć całą sekcję napędu,
żeby się nie utlenił.
— Udzielam ci nagany za nie używanie sprzętu ochronnego — powiedział
Kamil.
Brian spojrzał na niego ukradkiem, ale widząc poważną minę zastępcy do-
wódcy, znów opuścił wzrok.
— Nic się nie stało — bąknął. — Kiedyś nurkowałem, wytrzymuję długo bez
oddychania.
— Nie próbuj mi wmówić, że przez tyle czasu wstrzymywałeś oddech. Czy to
ty założyłeś maskę Piotrowi?
— Tak. Kiedy go znalazłem, słaniał się na nogach. Ścianka zewnętrzna wy-
miennika puściła widocznie dopiero wtedy, gdy się zbliżył. Frigenit buchnął mu 11
prosto w twarz. Założyłem mu maskę, ale on mimo to stracił przytomność. Musiał
nałykać się sporo tego paskudztwa.
— Mogło cię spotkać to samo. A poza tym, gdyby to był pożar, trzeba by
odpowietrzyć całe pomieszczenie, i co wtedy? Nie wolno podejmować zbędnego
ryzyka!
— Wiedziałem od razu, że to wymiennik! Nie było czasu, należało szybko
działać, każda sekunda była droga — tłumaczył gorliwie Brian — gdyby Piotr
upadł w kałużę ciekłego sodu, byłoby z nim naprawdę bardzo źle!
Kamil nie mógł temu zaprzeczyć, ale wciąż nie rozumiał, w jaki sposób Bria-
nowi udała się ta wariacka akcja.
Nazajutrz wstąpił do lekarza i spytał, jak to właściwie jest z tym frigenitem.
— Nie jest trujący, ale już przy małym stężeniu w powietrzu powoduje skur-
cze krtani i oskrzeli, utrudniając oddychanie. Poza tym działa drażniąco na błony śluzowe.
— Czy na oczy też?
— Oczywiście. Powoduje obfite łzawienie.
— Czy zawsze? — upewniał się Kamil. — Czy w każdym przypadku drażni
oko?
— Z wyjątkiem przypadku, gdy jest ono sztuczne — zażartował lekarz.
W dwa dni po awarii układu chłodzenia Kamil odwiedził Piotra w jego ka-
binie. Piotr otrzymał tygodniowe zwolnienie z obowiązków. Dokładne badanie
lekarskie wykazało kilka niegroźnych wprawdzie, ale bolesnych skaleczeń odłam-kami metalu.
U Piotra siedziały już trzy osoby, w małej kabinie było dość ciasno. Kamil
zatrzymał się w otwartych drzwiach.
— Jak się czuje chory? — spytał.
— Tylko nie „chory” — obruszył się Piotr. — Czuję się doskonale. Przekonaj
Bunna, żeby pozwolił mi wrócić do pracy.
— Nie śpiesz się, Piotrze. Pracy wystarczy i dla ciebie, to dopiero początek podróży — powiedział Kamil — a na drugi raz nie zapominaj o instrukcji bezpieczeństwa i używaj właściwego sprzętu ochronnego.
Piotr spuścił oczy, jakby przyznając się do swej nieostrożności.
— Zdaje się — ciągnął Kamil — że będę zmuszony zarządzić szkolenie w za-
kresie bezpieczeństwa pracy. Brian też postąpił nieprawidłowo i tylko dzięki przy-padkowi nic mu się nie stało.
— Kiedy zobaczyłem, co się dzieje na tablicy kontrolnej, od razu wiedziałem, że nie można zwlekać — usprawiedliwiał się Piotr. — Chciałem zamknąć uszkodzony rurociąg i włączyć rezerwowy wymiennik. Nie zdążyłem, osłony puściły
12
i frigenit wydostał się na zewnątrz. Czy wiesz, co by się mogło stać, gdyby Brian nie zamknął tego rurociągu? Mielibyśmy przestój co najmniej tygodniowy!
— No i cóż z tego? Tydzień to prawie nic w porównaniu z czasem trwania
naszej podróży. Czy tak bardzo musimy się spieszyć? Życie każdego z nas jest zbyt cenne.
— Nie lubię, kiedy w mojej sekcji coś nawala. Choćby i przez tydzień. . . —
mruknął Piotr.
Kamil uśmiechnął się do siebie. Wiedział, że między poszczególnymi specjali-
stami trwa nieustanna, cicha rywalizacja. Kamil był z tego zadowolony. Pomagała ona w utrzymaniu dobrego nastroju wśród załogi. Zaangażowanie i ambicje zawo-dowe były niezwykle cenne, nie mogły jednak powodować naruszania dyscypliny
i zasad bezpieczeństwa.
Bunn wstał z fotela i mijając Kamila, ujął go pod rękę.
— Chodź — powiedział. — Zostawmy go z dwiema miłymi dziewczynami,
to mu na pewno wyjdzie na zdrowie.
— Zaczekaj — mruknął Kamil. — Nie dowiedziałem się jeszcze, jak przebie-
ga usuwanie skutków awarii. Anno, kiedy będziecie gotowi uruchomić wymien-
nik?
— Właściwie już jesteśmy gotowi. Automaty spawalnicze zakończyły pracę.
Jeszcze tylko próba ciśnieniowa, i będzie można włączyć obieg sodu.