Są to osoby przebywające na terenie Wielkiej Brytanii legalnie, posiadające wizy studenckie. Wizy studenckie dają im legalne prawo do pracy pół etatu ("part-time job"), 20 godzin tygodniowo, z możliwością pracy na cały etat w czasie wakacji. Posiadanie wizy studenckiej zdecydowanie ułatwia życie w Londynie.
Jeżeli jesteś zainteresowany pracą w pubie, restauracji, czy jako niania, bez wizy studenckiej nie masz czego szukać. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale zawsze istnieje możliwość inspekcji z Home Office-u i wtedy dopiero zaczynają się problemy.
Większość osób przyjeżdżających do szkół językowych to osoby 20-30 letnie. Studenci, maturzyści i osoby z wykształceniem wyższym,.
Na jaka prace mogę liczyć? Ile mogę zarobić? Jak takiej pracy szukać?
Otóż w większości są to prace w tzw. "catering industry", czyli puby, restauracje i kafejki. Najniýsza stawka obowiŕzujŕca to Ł4,10. Na taki zarobek naleýy liczyă na starcie.
Po kilku miesiącach zwykle otrzymuje się podwyżkę. Wówczas pojawia sić wizja Ł5-6 na godzinć. Od tego naleýy odliczyă podatek, który w caůoúci moýna odzyskaă przy wyjeędzie. W najlepszej sytuacji sŕ kelnerzy i barmani. Ich napiwki nierzadko stanowiŕ druga pensje. "Bodyguard", czyli bramkarz tez nie powinien narzekać - Ł8 na godzinć to caůkiem niezůy zarobek.
W trudnej sytuacji są osoby z mizerną znajomością języka angielskiego. Znam wiele osób po studiach, które z takim przygotowaniem do życia w nowym środowisku przyjechały do Anglii. Pracowali przez pierwsze miesiące jako portierzy, co w języku potocznym nazywa się "na zmywaku". To bardzo niewdzięczna i ciężka praca. Jednakże bez znajomości języka nie można na więcej liczyć.
Nie jest to jednak sytuacja bez wyjścia. W ciągu 2 miesięcy byli w stanie poprawić swój angielski na tyle, aby zaoferowano im lepsza prace, a co za tym idzie więcej pieniędzy.
Pierwsze wrażenia
Pamiętam mój pierwszy rok pobytu w Londynie i w zasadzie podziwiam siebie i znajomych za wytrwałość. Nie miałam problemu ze znalezieniem pracy, ze względów przede wszystkim językowych.
Przyjechałam do Londynu na początku sierpnia 1998. W momencie, gdy piszę te słowa, to już ponad dwa i pół roku... jak ten czas szybko płynie.
Pracę zaczęłam szukać z początkiem września, kiedy zauważyłam ze mój portfel przechodzi ostrą kuracje wyszczuplająca. Tak, tak - Londyn to bardzo drogie miasto, ponoć najdroższe w Europie...
No wiec dostałam prace w bardzo kulturalnej kafejce na Leicester Square. Leicester Square to bardzo znane miejsce, najbardziej zatłoczone w Londynie, szczególnie w weekendy. Znajdują się tam kawiarnie, puby, kina i dyskoteki. Właśnie tam, w kafejce na Leicester Square spędziłam pierwszy rok mojego pobytu w Londynie.
Od godziny 12 do 15 uczyłam się. Prolog mojej przygody z Londynem przebiegał pod znakiem pilnego studiowania. Po szkole godzina, czasem dwie godziny przerwy i... praca. W domu zwykle byłam o godzinie 2 w nocy i w zasadzie każdy dzień wyglądał tak samo: szkoła, zadania domowe, praca, sen, szkoła, zadania domowe, praca... i tak w kolko.
Pamiętam ze nigdy nie wiedziałam jaki mamy dzień, 15, może 20. Prawdę mówiąc nie miało to żadnego znaczenia.
Naturalnie pracuje się więcej niż można. Menadżerowie oczywiście znali nasze możliwości legalnego zatrudnienia (20 godzin tygodniowo), ale ze względu na nasze podejście do pracy nie było problemu z praca na cały etat.
Podejście do pracy osób podobnych mnie można streścić w trzech punktach:
zawsze na czas, zawsze uśmiechnięci, zawsze elastyczni jeśli chodzi o godzin.
Był to dla mnie i dla moich przyjaciół szczególnie męczący rok. Ale satysfakcji, którą dawało nam obcowanie w innym świecie, nauka i przede wszystkim pieniądze, nic nie zastąpi.
Anglia to nie jest Polska
Pamiętam jak to było w Polsce. Kiedy chciałam kupić dobre perfumy, czy buty, kiedy chciałam wyjechać na wakacje, trzeba było poważnie odkładać i rezygnować z niejednej przyjemności.