- Wszystko czerwone... Czy to się jakoś da zmyć?
- Mam nadzieję - odparła Alicja trochę niepewnie. - Nie próbowałam jeszcze, bo to zleciało, jak oni się już położyli, i nie chciałam ich budzić. Wlazłam w to. Moja nocna koszula też tak wygląda i mój szlafrok też. Nie miałam się gdzie podziać, bo to się wszystko maże, położyłam tu kukłę i przeniosłam się na łóżko do ostatniego pokoju. Teraz, jak tu wleciałaś z tym rozbitym łbem i cała zakrwawiona, kompletnie o tym zapomniałam.
- Ty chyba oszalałaś! - powiedziała Zosia z rozpaczą. - Przecież to trzeba zmyć natychmiast! Po wyschnięciu w ogóle się nie ruszy! Paweł, zbieraj to z podłogi! Weź jakieś stare gazety i przestań się głupio śmiać!
- Czekajcie, może najpierw spróbujemy sprać z Joanny...
Kostium i bluzka, które miałam na sobie, były stare i nie zależało mi specjalnie na ich doskonałym upraniu, mogłam się pogodzić ze stratą. Chętnie bym natomiast usunęła to wszystko czerwone z butów, z rąk, a szczególnie z twarzy.
Już po kwadransie stało się wyraźnie widoczne, że żadne mydło, żadne proszki do prania, żadna wrząca woda tej upiornej farby nie ruszy. Czysta benzyna działała na nią w ten sposób, że rozmazywała się łatwiej. Cała nadzieja pozostała w specjalnym rozpuszczalniku do kleju czy czegoś takiego, który powinien ruszyć wszystko.
- Mam ten rozpuszczalnik - powiedziała Alicja z triumfem. - Stoi tam u góry, w tej zamkniętej szafce pod samym sufitem. Paweł, wejdź na coś.
Paweł wlazł na wysoki kuchenny stołek. Zosia próbowała na mnie mleka, spirytusu, soku z cytryny i acetonu.
- Zdaje się, że najpierw zedrzesz mi skórę, a dopiero potem zejdzie farba - powiedziałam z powątpiewaniem. - Może jednak próbuj raczej na butach!
- Coś przecież musi na to działać - mruknęła Zosia z irytacją.
Zdarła mi z nogi drugi pantofel, jeden już trzymała w ręku Alicja, wlazłam pończochą w następną krwawą plamę, sama nie mogąc nic zrobić, czegokolwiek się bowiem dotknęłam, wszędzie zostawiałam czerwone ślady.
- No i proszę - powiedział z satysfakcją Paweł spod sufitu. - Jednak wszystko czerwone!
- Nie zajmuj się teraz kolorystyką, tylko otwórz szafkę! - zdenerwowała się Alicja.
- Kiedy nie wiem jak. Tu nic nie ma. Szafka znajdowała się pod samym sufitem, nachylonym tak, że drzwiczki stanowiły łagodnie ścięty trapez. Byty wepchnięte głęboko w listwy i rzeczywiście nie miały żadnego klucza ani uchwytu. U samej góry tylko coś z nich sterczało.
- Był taki wichajster do otwierania, ale odpadł! - powiedziała Alicja z zadartą do góry głową. - W ogóle z nią jest coś źle, bo się ciągle otwierała samoczynnie. Musiałam zabezpieczyć i wepchnąć mocniej. Spróbuj złapać za ten kawałek u góry.
- Za mały - powiedział Paweł. - Nie da się uchwycić.
- Złap obcęgami - poradziłam. - Zosiu, daj mu obcęgi, bo ja nie mogę.
- Podważ nożem - zaproponowała Zosia. - Albo widelcem. Cienki widelec wejdzie w tę szparę.
Wszystkie trzy z zadartymi do góry głowami udzielałyśmy mu rad. Zosia podawała różne narzędzia, wciąż nie wypuszczając z ręki mojego pantofla. Za pomocą obcęgów i widelca Paweł otworzył szafkę, wyszarpując ów mały uszczelniający kawałek. Rozpuszczalnik stał w butelce na samym froncie i okazał się znakomity. Zmywał farbę bez trudu, tyle że śmierdział nieziemsko. Po paru minutach zaczęłam śmierdzieć i ja.
- Alicja, nie orientujesz się, czy to kiedykolwiek wywietrzeje? - spytałam z niepokojem.
- Z butów też schodzi - powiedziała Alicja uradowana. - Nie, to śmierdzi miesiącami. Dlatego właśnie trzymam go w tej szafce, a nie w pokoju. Z dwojga złego wolisz śmierdzieć czy być czerwona?
- Nie wiem. W ciemnościach chyba wolę być czerwona.
- Zawsze jeszcze możesz się pomalować na nowo... Zosiu, z ubrania schodzi?
- Schodzi. Ale tego jest za mało, na całą pościel nie starczy. Poza tym rzeczywiście śmierdzi potwornie, nie wytrzymasz tego. Co za świństwo w tym jest? Aż w nosie kręci!
Paweł pod sufitem kichnął. Stał ciągle na stołku i oglądał to coś małego, co wyciągnął obcęgami.
- Za grubo złożone - powiedział. - Dlatego tak ciasno siedziało.
Znów kichnął potężnie i o mało nie zleciał ze stołka.
- Cały smród leci do góry - powiedział z urazą.
- Zamknij tę szafkę i zejdź stamtąd! - zdenerwowała się Zosia. - Trzeba chociaż podłogę oczyścić, bo się każdy będzie przylepiał! Na litość boską, ten Herbert ma jutro przyjść, usuńmy to przynajmniej stąd! Bierz się do roboty?
- O rany boskie, rzeczywiście, ten Herbert!... - przestraszyła się Alicja. - Już bierz diabli mój pokój i pościel! Tutaj musimy posprzątać!
Paweł spróbował zamknąć szafkę bez pomocy dodatkowych elementów, ale nie udawało się. Nawet najgłębiej wepchnięte, drzwiczki wyłaziły po chwili z listew i kiwały się szeroko otwarte, lekko poskrzypując.
- Wetknij to, co tam było, i nie zawracaj sobie głowy - powiedziała Alicja.
- To za grube.
- To rozłóż i będzie cieniej. Weź połowę tego. Paweł posłusznie rozłożył to coś, ale okazało się teraz za cienkie. Spróbował złożyć inaczej.
- To jest niedobre. Dajcie inny... - zaczął i nagle urwał. Z namysłem przyglądał się trzymanemu w ręku przedmiotowi.
- Alicja - powiedział jakby z lekkim zaskoczeniem w głosie. - Czy ty w ogóle wiesz, co to jest?
- Nie wiem - odparła Alicja niecierpliwie. - Prawdopodobnie jakiś papier. Możliwe, że kawałek gazety.
- Nie, to jest koperta. Słuchaj, to jest jakiś list do ciebie. Zaklejony.