Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Była to niewielka przestrzeń, w której mógł się jednak swobodnie poruszać. W półmroku jaskrawą bielą odcinała się szczelina w poszyciu. Ukląkł i przyłożył do niej oczy. Tees leżało w dole, spłaszczone, jakby przyciśnięte do ziemi ciężarem południowego światła. Kępy szarej zieleni, dachy i widziane w skrócie ściany, przejścia i drogi wydały mu się płaskie jak plamy farby wtarte w suchą ziemię. Z rzadka pojawiał się tam ruch. Tu i ówdzie odrywała się plamka cienia i pełzała, aby wtopić się w inny zacieniony obszar lub zniknąć pod białym kwadratem dachu. Byli to ludzie poruszający się w pobliżu drogi, którą uciekł Awaru, ale wszyscy zajęci swoimi sprawami, znużeni upałem i nadmiarem światła.
Wreszcie zobaczył i Pushi, który wybiegł zza niebieskiego narożnika. Biegł zrazu w stronę wieży, na której ukrył się Awaru, znikł zasłonięty przez budynek, potem zjawił się biegnąc w bok
ścieżką, która oddalała go od właściwego tropu. Znów zniknął i raz jeszcze pojawił się w oddaleniu, podobny do ciemnego ziarenka, toczącego się przez rozległy plac.
Mroczna skrzynia pełna była terkotu i szumu. Awaru oderwał wzrok od oślepiającej jasnością szpary.
Åšciany skrzyni przebija poziomo krÄ™cÄ…cy siÄ™ wokół siebie gruby drÄ…g metalowy. Na zewnÄ…trz obraca siÄ™ umieszczony na nim wieloramienny krzyż, którego pÅ‚askie ramiona, umocowane nieco skoÅ›nie, popychane sÄ… siÅ‚Ä… wiatru. WewnÄ…trz wiruje tarcza o ksztaÅ‚cie koÅ‚a. Jej powierz­chni dotykajÄ… wiÄ…zki metalowych włókien, podobne do krótkich i grubych mioteÅ‚ek. W gÅ‚Ä™bokim cieniu panujÄ…cym w skrzyni widać, jak w miejscu zetkniÄ™cia tarczy z mioteÅ‚kami sypiÄ… siÄ™ gÄ™ste, bardzo drobne iskry. Towarzyszy temu suchy, ostry trzask. Od mioteÅ‚ek cienkie prÄ™ty prowadzÄ… do podÅ‚ogi i przebiwszy jÄ…, opadajÄ… do stóp wieży.
OdwróciÅ‚ gwaÅ‚townie gÅ‚owÄ™, utkwiÅ‚ spojrzenie w otworze. Wpa­dajÄ…ce przezeÅ„ Å›wiatÅ‚o przyćmiÅ‚o siÄ™ nieco, czymÅ› przysÅ‚oniÄ™te. Z doÅ‚u ktoÅ› siÄ™ wspinaÅ‚. W otworze ukazaÅ‚ siÄ™ Å‚eb sheri.
Rai wskoczyÅ‚ do wnÄ™trza, usiadÅ‚ naprzeciw Awaru, a jego dÅ‚ugi ogon zwijaÅ‚ siÄ™, rozprostowywaÅ‚ i znów skrÄ™caÅ‚ na wszystkie strony. Kolisty otwór zaciemniÅ‚ siÄ™ jeszcze raz i obok sheri zjawiÅ‚a siÄ™ dziewczyna. UklÄ™kÅ‚a na ostatnim wolnym skrawku podÅ‚ogi. Zdawa­Å‚o siÄ™, że nie dostrzega Awaru, zaledwie musnęła go spojrzeniem, zatrzymaÅ‚a wzrok na wirujÄ…cej tarczy, po której biegaÅ‚y iskry. Gdy uspokoiÅ‚ siÄ™ jej przyspieszony oddech, powiedziaÅ‚a:
- Nigdy tu nie byłam.
„Kto zjawi się teraz? - myślał Awaru. - Pushi czy strażnicy?"
- Shanti - odezwała się dziewczyna, jakby zrozumiawszy jego wyczekiwanie - nikogo tam nie ma, przyszłam sama i nikt nie wie, że tu jesteś. Gdyby nie Rai, nie potrafiłabym cię odszukać. Kazałam iść mu po twoich śladach, a kiedy zaczął się tutaj wspinać, wiedziałam, że już mi nie uciekniesz.
- Po co tu przyszłaś? - spytał twardo.
- Chcę ci pomóc, a ty wciąż uciekasz. Gniewasz się, zamiast mnie wysłuchać.
- Nie mam na to czasu - rzucił ostro. - Zostaw mnie. Odsuń się i pozwól mi zejść na dół.
- Nie! - powiedziała stanowczo. - To, co robisz, może się tylko źle skończyć.
- Nie wierzę ci - odparł. - Śledzisz mnie, aby wydać w ich ręce. Skąd mogliby wiedzieć, że byłem u Braci Suhmi, jeśli nie od ciebie? Albo...
- To prawda! - przerwała. - Ja o tym powiedziałam.
- I twierdzisz, że chcesz mi pomóc! - roześmiał się. - Jeśli to prawda, pokaż mi, jak się wydostać z Tees, wtedy uwierzę.
- Dziś jeszcze możesz być daleko stąd.
Nie odpowiedział. Słowa nie miały znaczenia. Tylko działanie mogło przynieść ratunek, a każda chwila rozmowy pogarszała położenie. „Tam na dole - myślał - Pushi prowadzi gwałtowne poszukiwania, jeśli zaalarmuje straż przy wejściu, zacznie mnie ścigać wiele ludzi. Tracę na rozmowę ostatnie chwile, kiedy można by się jeszcze wydostać z pułapki". Podniósł wzrok na klęczącą przed nim dziewczynę. Jej szafirowe źrenice stały się teraz niemal czarne.
- Shanti - szepnęła - musisz mi wierzyć, że niczego tak nie pragnę, jak pomóc ci...
- Więc zostań tu tak długo, dopóki nie oddalę się od Tees. Wtedy możesz zejść i powiedzieć im wszystko.
Oczy Zoa zalśniły wilgocią. Opuściła powieki i schyliła twarz.
- Wciąż myślisz - odezwała się cicho - że jestem przeciwko tobie.
„Uciekaj!" - rozkazywał sobie w duchu Awaru i nie ruszał się z miejsca. Dziewczyna podniosła twarz i znowu zobaczył jej oczy.
- Zrozum - powiedziała - zrozum, że z Tees jest tylko jedno wyjście, to, którym tutaj wszedłeś. Tą samą drogą, bez żadnych przeszkód możesz wydostać się na zewnątrz. Ale przedtem będziesz musiał być przesłuchany.
- A potem... - rzucił i nie kończąc, palcem przeciągnął po szyi.
- Za co? - jej oczy rozjaśniły się, a na twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Shanti, przecież nic złego nie zrobiłeś. To, że byłeś u Braci, nikogo nie obchodzi. Musisz tylko wyjawić wszystko, co
wiesz o Wanyangeri. Ja też byłam o to pytana, ale nic nie wiem, nigdy nie spotkałam tego człowieka.
- Ale ja - rzekł Awaru - spotkałem go dwa razy i to wszystko.
- Przestań! - powiedziała. - Wszyscy wiedzą, że go ścigałeś i uratowałeś życie strażnikowi nad zatoką. Nikt cię nie posądza, że miałeś z Wanyangeri coś wspólnego.

Podstrony