Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


– BÄ™dziemy dziÅ› mieli goÅ›cia, tateczku – rzekÅ‚a.
– GoÅ›cia! – zadziwiÅ‚ siÄ™ stary – któż to taki? Może pani Dutkiewiczowa?... ale to nie gość.
Klara zaczynając obierać drugą gruszkę spokojnie mówiła dalej:
– ParÄ™ razy spotkaÅ‚am w ogrodzie pana Przyjemskiego, sekretarza ksiÄ™cia Oskara, i roz-
mawialiśmy z sobą dość długo. Dziś powiedział mi, że będzie z wizytą u tatki.
Wygrycz wykrzywił usta.
– Potrzebna mi ta wizyta!... spać po obiedzie nie da... zmÄ™czony jestem i trudno mi roz-
mawiać...
Mówił tonem gderliwym; czuł istotnie zmęczenie ciągłe i odzwyczaił się od ludzi obcych.
Frania zaś z żywością zdradzającą ostrość języczka zagadała cienkim głosikiem:
– To ty, Klarko, w ogrodzie znajomoÅ›ci robisz z kawalerami! Jakimże to sposobem?...
– Cicho bÄ…dź i nie dokuczaj siostrze! – ofuknÄ…Å‚ Wygrycz mÅ‚odszÄ… córkÄ™, która też umilkÅ‚a
natychmiast.
Za to mały chłopak w bluzce i pasku skórzanym prędko trzepać zaczął:
– A ja wiem, kto to teki ten pan Przyjemski, bo syn ogrodnika ksiÄ™cia jest w jednej klasie
ze mną i opowiadał, że książę przyjechał i przywiózł z sobą takiego sekretarza, którego bar-
99
dzo lubi... gra z nim na fortepianie i na czymÅ› tam jeszcze... ten sekretarz nazywa siÄ™ Przy-
jemski, bardzo jest wesoły i ile razy zachodził do ogrodnika, bawił się zawsze z dziećmi...
– Cicho, StaÅ›! – syknęła Frania – już kawaler Klarki idzie!
Za fasolą słychać było powolne, równe kroki; w minutę potem otworzyły się drzwi od
sionki, tak niskie, że wchodzący przez nie człowiek wysoki musiał pochylić głowę. Wszedł i
jednym rzutem oka objął wszystko: pokoik z niskim sufitem, zielonym piecem i cętkami
czerwonymi na błękitnawych ścianach, trochę nie dojedzonej kaszy na talerzach, cztery osoby
przy stole zasłanym ceratą, pęk rezedy na komódce. Klara z różowym obłokiem na twarzy,
ale dość rezolutnie rzekła do ojca:
– Tatku, pan Juliusz Przyjemski, mój znajomy.
A do gościa:
– Ojciec mój...
Wygrycz wstał i wyciągając do przybyłego długą, kościstą rękę wymówił:
– Bardzo mi przyjemnie... Niech pan bÄ™dzie Å‚askaw usiąść... bardzo proszÄ™...
Klara zaś, już bez rumieńca, spokojnie, z uśmiechem trochę rozchylającym usta, zdjęła ze
stołu naczynia i ze stosem talerzy w ręku wyszła do kuchenki, wzrokiem ukazując siostrze,
aby zabrała karafkę z wodą i ceratę. Spod zdjętej ceraty ukazał się stół jesionowy okryty siat-
ką z białej bawełny. Staś postawił na nim szklankę z rezedą, zdjętą z komody.
Kiedy Klara po upływie kilku minut wróciła z kuchenki, uradowało ją ożywienie, z którym
ojciec rozmawiał z gościem. Musiał to być czarodziej prawdziwy, skoro potrafił w czasie tak
krótkim zetrzeć z twarzy człowieka zmęczonego i chorego wyraz apatii i skwaszenia. Zapy-
tywał go był o miasto, w którym stary kancelista spędził całe życie, i tym sposobem dotknął
od razu przedmiotu najprawdopodobniej dobrze znanego mu i nieobojętnego. Wygrycz mówił
obszernie o ludności miasta, różnych jej warstwach, stopniu zamożności każdej z nich. Mowa
jego, zrazu powolna i trudna, jak bywa z ludźmi odzwyczajonymi od prowadzenia rozmów,
stała się po kilku minutach dość ożywiona; przy tym w ciemnych oczach był wyraz rozsądku,
a kościste ręce czyniły niekiedy gest energiczny. Z takim gestem, wytłumaczywszy gościowi
stosunki wewnętrzne miasta, rzekł:
– Bieda w górze, bieda poÅ›rodku, bieda na dole. Wiele brakuje do dobrego wszÄ™dzie i każ-
demu. Ale niech mi pan dobrodziej wybaczy, jeżeli powiem, że wina w tym po trosze takich
ludzi możnych i pewno rozumnych, jak książę Oskar...
Urwał, zawahał się.
– Niech pan dobrodziej bÄ™dzie Å‚askaw przebaczy, bo może nie powinienem tego mówić
przed sekretarzem i podobno przyjacielem księcia...
– Ale owszem – z niejakÄ… żywoÅ›ciÄ… przerwaÅ‚ Przyjemski – owszem! jestem przyjacielem
księcia i dlatego właśnie nadzwyczaj interesuje mię opinia, której książę tu używa. Będę na-
wet prosił pana bardzo o wytłumaczenie, w czym pan widzi tę winę?
Wygrycz uczynił na wąskiej kanapce poruszenie żywe.
– W czym wina? – zawoÅ‚aÅ‚ – ależ panie dobrodzieju, to rozumie siÄ™ samo przez siÄ™! Prze-
ważna część dóbr książęcych znajduje się w tych stronach; w samym mieście posiada on pa-
łac zbudowany przez jego dziada czy pradziada... Jest on tak możnym, posiada takie imię, że
gdyby żyÅ‚ pomiÄ™dzy nami, gdyby nas znaÅ‚, gdyby wchodziÅ‚ w stan rzeczy i – ludzi, każde
jego słowo mogłoby być poparciem, oświeceniem, każdy czyn błogosławieństwem... Przepra-
szam pana dobrodzieja, ale sam rozkazałeś mi mówić... Książę buja po świecie...
Przyjemski wtrącił z cicha:

Podstrony