Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Podzielono go na ściśle
obliczone etapy, a każdy z tych etapów został obstawiony przez szuańskich przewodników
i kontrolerów.
W pierwszych dniach sierpnia 1803 roku wszystko było zapięte na ostatni guzik.
Operacja „Cios rozstrzygający” mogła się zacząć.













59
Nie wygra wielkiej batalii ten, kto poprze-
stanie na prostocie lwa. Trzeba, być do tego
na równi lwem i lisem, który wyczuwa sieć.
Niccolo Machiavelli, Książę

Zwrotka VIII
WIELKA GRA


9 sierpnia 1803 roku w porcie Hastings zjawiło się pierwszych siedmiu realizatorów
operacji „Coup essentiel”. Czekał już na nich z brygiem „El Vincejo” sławny kapitan
Wright, brytyjski oficer tak oddany sprawie rojalistowskiej, że mówiono o nim: „Bardziej
Wandejczyk niż Anglik”. W tej pierwszej grupie znajdowało się, obok Georgesa, pięciu
komandosów: jego służący Ludwik Picot (pseudo: Józef), jego adiutant Augustyn-Alexis
Joyaut (pseuda: Villeneuve i Assas — od assasin, zabójca), La Haye Saint-Hilaire (pseuda:
Raoul i d'Oison) oraz dwaj byli marynarze, Hermely i Izydor
Breichs (pseudo: Józef Kirch), szef jednego z legionów Gedeona.
Siódmym był eks-chirurg marynarki królewskiej, Jan-Piotr
Querelle (pseudo: Courson). Tylko on nie należał sercem i duszą
do sprawy, jednakże zamachowcom potrzebny był lekarz, więc
skuszono Querelle'a dużymi pieniędzmi.
Z Hastings Cadoudał wysłał do Romsey ostatni rozkaz,
polecając Guillemotowi sprawne organizowanie kolejnych grup
przerzutowych, i po dziesięciu dniach oczekiwania na możliwą
pogodę, 19 sierpnia wieczorem, „El Vincejo” odpłynął. Pogoda
była wciąż mglista i z trudem odszukali w nocy 20 sierpnia
Biville — desantowy punkt wybrzeża między Dieppe a Treport
(Normandia), wskazany przez eks-marynarza i przemytnika
Operacja „winda Biville” -
Cadoudal u podnóża skały (obraz
o herkulesowej sile, Hermely'ego, który znał każdy centymetr
Karla Girardeta)
wybrzeża kanału La Manche jak własną kieszeń. Hermely nieźle
to wykombinował — Biville było prawie stumetrowej wysokości
skałą i żadnemu policjantowi przez myśl by nie przeszło, że ktoś
mógł tu lądować ryzykując złamanie karku, tak jak dawniej nie
przechodziło przez myśl celnikom i żandarmom, że w Biville
kontrabandziści dokonują przerzutów towa-ru. Nasi spiskowcy
przesiedli się do szalupy i podpłynęli do skały, skąd kolejno
wciągano ich na linach do góry i prowadzono na odpoczynek do
pobliskiej chaty. Przeczekali tam do wieczora 21 sierpnia, gdyż
poruszać się mogli tylko nocami — w słońcu „kanał” nie
funkcjonował.
Podczas pierwszego nocnego marszu (21/22 sierpnia) zrobili
siedem mil (Guilmecourt, Yéres, Maladrerie, Heudeli-mont, Saint-
Remy, Eu) i czuli się źle — to uczucie obcości na własnej ziemi:
Operacja „winda Biville” II faza
– wciąganie na linach (w głębi
wszystko jest granatowe, krecie, ponure. Przespali dzień na farmie
widoczny „El Vincejo”) – obraz
Detrimonta, zwanej La Poterie (w lesie Eu). Następnie (22/23
Karla Girardeta
sierpnia) przemaszerowali pod opieką Detrimonta do Preusseville,
gdzie Georges dostał konia i gdzie przejął ich nowy cicerone, szuan Daunay. Sześć mil z
60 Preusseville
do
Aumaie
zrobili w nocy z 23 na 24
sierpnia. W Aumale oczeki-
wał
ich
Monnier,
prowadzący
w
starym
klasztorze pensjonat dla
kilku uczniów. Najedli się i
poszli spać. Cadoudal na
łóżku, reszta na wiązkach
słomy. Przez cały dzień nie
wychylili nosa za drzwi. Po
kolacji Daunay zaprowadził
ich do Feuquiěres, gdzie
przejął ich Bonifacy Calliaux
(pseudo: Boni). Tej nocy
Lądowanie kolejnej partii komandosów (akwarela jednego z nich, Armada de Polignac)
(24/25 sierpnia) dotarli do
farmera Leclerca w Monceau,
pod Saint-Omer-en-Chaussee. Następnej (25/26 sierpnia) dziewiętnastoletni syn Leclerca
powiódł ich do Auteuil, gdzie czekał już wieśniak Quentin Rigaud, który przekazał ich
(27/28 sierpnia) swemu szwagrowi o nazwisku Massignon, farmerowi w Saint-Lubin, ten
zaś odesłał ich do brata, rolnika we wsi Jouy-le Comte. Georges szedł już wtedy pieszo —
oddał konia jednemu ze swoich ludzi, który skręcił sobie nogę. 27 sierpnia wieczorem, w
lasku Vivray, przejął ich wysłannik d'Hoziera, Raoul Gaillard (pseudo: Houvel) i
doprowadził następnej nocy, o drugiej, do Saint-Leu-Tavernay. Był to ostatni etap marszo-
wy. W kilka godzin później obudzili ich d'Hozier i Bouvet de Lozier. Wieczorem całe
towarzystwo wyruszyło powozami do Paryża. Cadoudal był zachwycony i gorąco
podziękował d'Hozierowi. „Kanał” został przygotowany z wielką precyzją i sprawdził się
w stu procentach. Uznali to za dobry prognostyk.
W Paryżu Gedeon od samego początku nie mógł usiedzieć na jednym miejscu, bez
przerwy przenosił się z
jednego lokalu konspira-
cyjnego
do
drugiego.
Najprawdopodobniej wyni-
kało to z chęci sprawdzenia
wielu melin, być może było
także przejawem ostrożności,
jednakże ta częstotliwość
zmian stawała się wręcz
nieostrożna, groziła wzbu-
dzeniem podejrzeń. Po kilku
godzinach spędzonych w
Hôtel de Bordeaux Cadoudal
zainstalował się u handlarza
win Denanda, na rogu ulic
Bać i Varennes, by po
Komandosi Cadoudala na farmie La Poterie (obraz z muzeum Carnavalet).

61 czterech dniach wyjechać do Chaillot wraz z Picotem i Joyautem. Jak ustalono potem w
śledztwie — w Chaillot mieszkał co najmniej trzykrotnie, łącznie osiemnaście dni,
zmieniając w tym czasie adresy. Na wzbogaconej przez mistrza Spina o kryjówkę
antresoli przy rue Carême-prenant dwukrotnie, raz siedem i za drugim razem pięć dni.
Najdłużej zaś u finansisty z ulicy Puits-de-1'Ermite, Verdeta, gdzie Gaillard urządził
swego rodzaju hotel konspiracyjny. Występował Cadoudal pod nazwiska-mi: Larive,
Couturier i innymi. Podawali się, on i jego towarzysze, za „kupców z Hal Winnych”.
Na kolejną grupę czekali ponad dwa miesiące. Nie powinni byli czekać w ogóle. W
grudniu winni być już wszyscy z powrotem w Londynie. Zawiniła tu nieostrożność