Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Jego oczy rozszerzyły się na widok ostrza w rękach
Centaine.
Sanowie byli ludźmi kamienia łupanego. Mimo Ŝe wytwarzanie Ŝelaza znajdowało się poza ich
zasięgiem, O'wa widział wcześniej przedmioty z metalu. Niektóre z nich Sanowie zbierali na polach
bitewnych olbrzymich białych, inne zabierali z obozów i biwaków podróŜników. O'wa pamiętał, Ŝe jeden z członków jego plemienia miał kiedyś przedmiot podobny do tego, który trzymała w ręce ta
dziewczyna.
MęŜczyzna ten nazywał się Xja, jego imię przypominało dźwięk wydawany przez jeźdźca
poganiającego konia. Trzydzieści pięć lat temu Xja wziął starszą siostrę O'wa za Ŝonę. Jako młody człowiek Xja znalazł szkielet białego człowieka przy wyschniętym wodopoju na skraju pustyni
Kalahari. Zwłoki starego myśliwego leŜały przy szkielecie konia i długiej strzelbie uŜywanej do
polowania na słonie.
Xja nie dotykał strzelby, gdyŜ legendy i przykre doświadczenia innych nauczyły go, Ŝe w magicznym kiju mieszka grzmot. Przeszukał jednak na wpół zbutwiałe skórzane sakwy i znalazł tam skarby, o
jakich Buszmen mógł jedynie marzyć.
Na samym wierzchu leŜał skórzany mieszek z miesięcznym zapasem tytoniu. Szczęśliwy Xja schował
szczyptę tytoniu pod górną wargę i wrócił do juków. Szybko wyrzucił ksiąŜkę i kartonowe pudełko
zawierające małe kulki z cięŜkiego, szarego metalu — były brzydkie i do niczego się nie nadawały.
Następnie znalazł piękną flaszkę Ŝółtego metalu przewiązaną rzemieniem. Pojemnik był wypełniony
nieuŜytecznym szarym proszkiem, który Xja wysypał na ziemię, ale sama butelka miała tak lśniącą
powierzchnię, Ŝe Xja był pewien, Ŝe nie oprze się jej Ŝadna kobieta. Xja nie był wielkim myśliwym ani tancerzem czy śpiewakiem. Od dawna pragnął siostry O'wa, której śmiech brzmiał niczym szum wody.
Nigdy nie śmiał zwrócić na siebie jej uwagi, nie odwaŜył się teŜ posłać w jej stronę miniaturowej strzały rytualnego luku zakochanego, ale trzymając metalową butelkę w dłoniach, wiedział juŜ, Ŝe siostra O'wa zostanie jego Ŝoną.
Wreszcie Xja znalazł nóŜ i nabrał pewności, Ŝe teraz znajdzie w plemieniu szacunek, o którym
marzył równie silnie jak o pięknej siostrze O'wa. O'wa widział ostatni raz swoją siostrę i Xja trzydzieści lat temu, gdy znikali wśród suchych pustkowi na wschodzie, wygnani zawiścią, jaką nóŜ wzbudził w
plemieniu.
Teraz O'wa patrzył na podobny nóŜ w rękach białej kobiety, która otwierała muszle małŜy, zjadała
łapczywie delikatne, Ŝółte mięso i wypijała soki.
Do tej chwili czul jedynie odrazę do jej potęŜnego, niezręcznego ciała, większego niŜ jakiegokolwiek męŜczyzny z jego ludu, do jej wielkich nóg i rąk oraz grubych i gęstych, zmierzwionych włosów i
poparzonej przez słońce białej skóry. Kiedy jednak ujrzał ostrze, wróciły dawne pragnienia z
przeszłości i O'wa wiedział, Ŝe tej nocy nie będzie spać, tylko myśleć o noŜu.
Podniósł się z ziemi.
— Dosyć tęgo — powiedział do H'ani. — Czas ruszać w drogę.
— Jeszcze trochę.
— Czy z dzieckiem czy bez, nikt nie ma prawa naraŜać Ŝycia pozostałych. Musimy iść.
H'ani wiedziała, Ŝe tym razem mąŜ ma rację. Czekali dłuŜej, niŜ było to rozsądne. Wstała z ziemi i poprawiła skórzaną torbę na ramieniu. Dostrzegła panikę w oczach dziewczyny, gdy ta zorientowała się w ich zamiarach.
— Zaczekajcie na mnie! Attendez!
Centaine podniosła się cięŜko z ziemi przeraŜona myślą, Ŝe mogłaby zostać sama na tym pustkowiu.
O'wa przełoŜył mały łuk do lewej ręki, schował zwisający członek za przepaskę biodrową i poprawił
skórzany pas. Nie oglądając się na kobiety, ruszył przed siebie wzdłuŜ brzegu.
H'ani podąŜyła w jego ślady. Para staruszków poruszała się kołyszącym truchtem. Centaine po raz
pierwszy zobaczyła ich potęŜne pośladki wystające tak bardzo, Ŝe niemal mogłaby usiąść na H'ani i jechać na niej jak na małym kucyku.. Pomysł ten rozśmieszył dziewczynę. H'ani obejrzała się na nią i uśmiechnęła zachęcająco, a potem szybko odwróciła głowę do męŜa. Jej wystające pośladki przesuwały się rytmicznie z jednego boku na drugi, wyschnięte piersi obijały się o brzuch.
Centaine zrobiła pierwszy krok za nimi i nagle zatrzymała się z przeraŜeniem.
— To nie w tę stronę! — zawołała. — Idziecie w złym kierunku! Dwójka Buszmenów kierowała się
na północ, oddalając się od
Kapsztadu, zatoki Walvis i cywilizacji.
— Nie moŜecie iść w tamtą stronę! Wracajcie, nie zostawiajcie mnie tu samej! Nie moŜecie...
Centaine miotała się przeraŜona. Wokół czaiła się pustynia, gotowa pochłonąć ją niczym krwioŜercza bestia. Jeśli jednak podąŜy za tymi ludźmi, to oddali się od swoich i pomocy, jaką, być moŜe, dla niej szykują.
Zrobiła kilka niepewnych kroków za H'ani.
— Proszę, nie odchodźcie!
Stara kobieta doskonale zrozumiała prośbę zawartą w wystraszonym głosie, ale wiedziała, Ŝe jest
tylko jeden sposób, Ŝeby zmusić to dziecko do ruszenia się. Nie odwróciła więcej głowy do tyłu.
— Proszę! Błagam was!
Drobny trucht zdumiewająco szybko oddalał dwójkę małych ludzi od Centaine.
Przez kilka chwil dziewczyna wahała się, odwracając się z rozpaczą na południe, rozdarta pomiędzy lękiem przed samotnością a utratą szansy powrotu do swoich. H'ani przemierzyła juŜ z pół kilometra i nie wyglądało na to, Ŝe zamierza zwolnić.
— Zaczekajcie na mnie! — krzyknęła rozpaczliwie Centaine. Porwała swoją pałkę zrobioną z
gałęzi wyrzuconej przez morze i próbowała z początku biec, ale po stu krokach przeszła do krótkiego, zdecydowanego marszu.
W południe obie figurki zmniejszyły się do rozmiarów małych punkcików i wreszcie znikły na
horyzoncie. Na miedzianym piasku widniały jednak wyraźne odbicia ich dziecięcych stóp. Centaine
skoncentrowała się tylko na tych śladach i nie miała pojęcia, skąd wzięła siły, Ŝeby przetrwać cały dzień marszu.
Wieczorem, kiedy ciągnęła juŜ resztką sił, oderwała na chwilę wzrok od śladów i dostrzegła w oddali bladoniebieski dym unoszący się nad morzem. Dym wydobywał się z grup Ŝółtych głazów piaskowca
za linią wody. Centaine ostatkiem sił dobrnęła do obozu Buszmenów.
Opadła na ziemię kompletnie wyczerpana przy małym ognisku rozpalonym z drzewa wyrzuconego