I po chwili już spokojniej: - Myśmy się domyślali tego na Woli, ale tam były to tylko domysły. Ukuliśmy nawet teorię, iż powstanie, nieudane jako akt ofensywy, przerodziło się w niezwykle skuteczne działania obronne.
- Tak jest! Ta przemiana niemal z dnia na dzień istoty powstania z planowanej, krótkotrwałej akcji zaczepnej na długotrwałą akcję obronną jest jeszcze bardziej zdumiewająca niż fiasko pierwszych dni sierpnia. Tu też miarodajne wyjaśnienia dadzą tylko badania historyczne, ale fakty, które zdołałem zebrać, wykazują, że - jak się zdaje - nowa, obronna postać powstania kształtowała się w chaosie organizacyjnym i raczej oddolnie: wielu dowódców działało w pierwszych paru decydujących dniach spontanicznie, z własnej inicjatywy, na własną rękę i dopiero stopniowo, w miarę nawiązywania łączności, włączały się w tę oddolną bojową samorzutność dowództwa wyższego szczebla.
- U nas było inaczej. Radosław od początku trzymał w ręku wszystkie oddziały i kierował naszą walką.
- Wy stanowiliście wyjątek, byliście jedyną większą, zwartą jednostką wojskową z okupacyjną zaprawą w walce. Ale nawet na was, jak mówił mi Pług, ten chaos pierwszych dni odbił się w postaci przygotowań Radosława do opuszczenia Warszawy. Zresztą oddziałów opuszczających Warszawę w pierwszych dniach powstania było sporo i jeśli wskazać trzeba plusy dowództwa powstania - jednym z nich jest niewątpliwie powstrzymanie tego exodusu.
- Wie pan - powiedział w zamyśleniu Andrzej - nazwanie drugiej fazy walk powstańczych “obronnymi” jest chyba nieścisłe, pomniejsza rzeczywistość. Przecież my otoczyliśmy i izolowaliśmy setki oddziałów i placówek nieprzyjacielskich. Uniemożliwiliśmy im ruchy, oblegaliśmy i niszczyliśmy je. Związaliśmy walkami niemało oddziałów wroga. Niemcy dotychczas nie mają podstaw uważania siebie za zwycięzców. Mimo klęski pierwszych uderzeń jeden z celów powstania został wypełniony: zablokowaliśmy warszawską trasę wschód-zachód, kolej i szosy. Wygląda tak, że dowództwo, które zawiodło w pierwszym decydującym uderzeniu, w dalszych walkach i w organizacji tyłów działa sprawnie.
Jeremi chciał coś powiedzieć, lecz wykrzywiwszy wargi - milczał: Pan Bolesław natomiast dokończył uwagę Andrzeja.
- Cóż... Jest w tym typowo polski rys: niedowład w przewidywaniu i patos improwizacji, patos bohaterskiej realizacji. Nie tylko w oddziałach, ale i w dowództwach. Myślę, że powstanie w swym całokształcie, mimo fiaska celu podstawowego - wyzwolenia stolicy - przejdzie do historii jako przykład szczytowy polskiego bohaterstwa wojennego.
Nikt już teraz nie siedział. Stali lub krążyli po pokoju, nie usiłując ukryć wzburzenia.
- Czy powstanie ma jakąś szansę ratunku? - spytał wreszcie Jeremi.
- Nnno... Powstanie! Powstanie jest tylko fragmentem sprawy polskiej... Aby na pytanie to dać odpowiedź, trzeba wiedzieć, czym jest polityka. Politykę można określić jako umiejętność wyboru w konkretnie istniejących warunkach najlepszego wyjścia. Należy jasno ujrzeć, jakie rozwiązanie jest korzystniejsze, i wybrać to rozwiązanie.
- A wartości moralne?
- Kryteria moralne w polityce służyły dotąd tylko do kształtowania fasady, przy budowaniu gmachu politycznego natomiast stanowiły utrudnienie. Polityk nie liczy się z nimi poważnie.
- Co pan mówi, panie Bolesławie? - Czarne oczy Jasia są za soczewkami okularów ogromne, jego długie, wąskie palce oparte o blat stołu odpychają mimo woli stół.
Teraz zdenerwował się także pan Bolesław. Zmarszczki na jego twarzy zbiegły się i pogłębiły, cala postawa przybrała wygląd zaczepny.
- Traktowałem was jak umysły dojrzałe... Zaraz... Przecież ja nie ustanawiam norm politycznych ani moralnych... Ja nie głoszę, jak być powinno, ja stwierdzam, jak jest... Ja teraz charakteryzuję rzeczywistość, a nie naprawiam świat...
Zapanowało kłopotliwe milczenie.
- Więc co z tego wszystkiego wynika, panie Bolesławie? Jak według pana należy postępować?
- Jak postępować? Nie wiem...
- Można znienawidzić politykę - powiedział Jaś.
Andrzej Morro, który milczał od dłuższego czasu, patrząc niewidzącymi oczyma na wymarłą pustkę alei, odezwał się wreszcie:
- Gdyby nawet, panie Bolesławie, charakterystyka polityki, którą pan wypowiedział, odzwierciedlała wiernie doświadczenia wielu państw i wielu stuleci, nam się z tym pogodzić nie wolno. Bo my nie jesteśmy zdolni do chłodnego kalkulowania. Myśmy zbyt wiele doświadczyli, postawiliśmy zbyt wiele na stawkę moralną i mamy pewne zobowiązania... Pan rozumie, zobowiązania nasze, tych, którzy ocaleli, wobec tych, którzy leżą na Woli, na Starówce i gdzie indziej. I jeszcze jedno: cokolwiek sądzą i kalkulują politycy polscy, sowieccy, anglosascy, nasza podstawowa prawda jest ta, że my walczymy w najlepszych intencjach o wolność. Wolność narodu i narodów.