Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- W Wilcannii organizowane sÄ… specjalne grupy postrzygaczy. WyruszajÄ… one w okre­Å›lonym czasie do poszczególnych farm i wykonujÄ… caÅ‚Ä… pracÄ™. U nas robot­nik jest drogi i trudny do zdobycia.
Tak rozmawiajÄ…c, zbliżyli siÄ™ do drucianej siatki odgradzajÄ…cej pastwisko od stepu. Wilmowski oznajmiÅ‚, że tutaj wÅ‚aÅ›nie zaÅ‚ożyli pierwszÄ… puÅ‚apkÄ™. Zatrzymali siÄ™ przed kÄ™pÄ… zaroÅ›li. Na próżno Tomek wypatrywaÅ‚ Å›ladów zamaskowania zapaÅ›ci na dzikie psy. WÅ›ród kÄ™p krzewów nic nie byÅ‚o wi­dać prócz trawy.
- Nie rozumiem, w jaki sposób mamy tutaj schwytać dingo? - odezwał się zawiedzionym głosem.
Wilmowski ostrożnie rozgarnÄ…Å‚ trawÄ™. Tomek ujrzaÅ‚ rusztowanie misternie uplecione z cienkich gaÅ‚Ä™zi, a pod nim wykopany gÅ‚Ä™boki dół o prostopa­dÅ‚ych Å›cianach.
- Już wiem teraz! - zawołał uradowany. - Przy siatce znajduje się zamaskowany dół.
- Tak, powiÄ™kszyliÅ›my otwór w uszkodzonym przez dingo ogrodzeniu i wykopaliÅ›my dużą jamÄ™ po wewnÄ™trznej stronie siatki: Dingo wpadnie w puÅ‚apkÄ™, jeÅ›li bÄ™dzie chciaÅ‚ przedostać siÄ™ na pastwisko - dodaÅ‚ Wil­mowski.
- Czy nie lepiej było wykopać dół po drugiej stronie ogrodzenia? - zatroszczył się bosman Nowicki.
- Nie, ponieważ wtedy pozostawilibyśmy po sobie zbyt wiele śladów, co mogłoby wzmóc ostrożność nawet głodnych dingo - odparł Wilmowski.
- W jaki sposób wydostaniemy psy z pułapki? - dopytywał się Tomek.
- Na dnie doÅ‚u rozÅ‚ożyliÅ›my siatkÄ™, którÄ… nastÄ™pnie przysypaliÅ›my lekko ziemiÄ…. Do kraÅ„ców sieci przywiÄ…zaliÅ›my grube sznury. WydobÄ™dziemy din­go spowite jak niemowlÄ™ w pieluchy - odpowiedziaÅ‚ Wilmowski.
- Pomyślane pierwszorzędnie - pochwalił bosman.
- Przed zapadnięciem nocy położymy w tych zaroślach kawał surowego, świeżego mięsa - wtrącił Clark. - Dla głodnych dingo będzie to najlepsza zachęta do zaniechania ostrożności. Chodźmy dalej!
Przy trzeciej pułapce zastali Bentleya i Lorenca, pracownika Clarka. Bentley kończył maskowanie dołu kępkami trawy, a Lorenc obdzierał ze skóry świeżo zabite jagnię.
- Halo! JeÅ›li dingo bÄ™dÄ… tak gÅ‚odne jak ja, to o Å›wicie zastaniemy na­sze doÅ‚y przeÅ‚adowane nimi - z humorem powitaÅ‚ ich Bentley.
- Zaraz zjemy kolację - pocieszył go Smuga. - Widzę, że pomyślał pan już o przyjęciu dla nieproszonych gości.
- Tak, pan Lorenc przygotowuje smakowite kÄ…ski. Zapach krwi podrażni apetyt dingo i przytÄ™pi ich czujność - odparÅ‚ Bentley.
Lorenc poćwiartowaÅ‚ jagniÄ™. PodaÅ‚ ociekajÄ…cy krwiÄ… kawaÅ‚ miÄ™sa Bentleyowi, który poÅ‚ożyÅ‚ go na rusztowaniu maskujÄ…cym puÅ‚apkÄ™. To samo uczy­niÅ‚ przy dwóch pozostaÅ‚ych doÅ‚ach, po czym Å‚owcy udali siÄ™ do zbudowane­go w pobliżu szaÅ‚asu.
Na kolacjÄ™ Tony przygotowaÅ‚ prawdziwÄ… ucztÄ™. Nie zabrakÅ‚o na niej nawet dwóch butelek dobrego wina. W jak najlepszych humorach Å‚owcy roz­Å‚ożyli siÄ™ na trawie i palÄ…c fajki, oczekiwali nadejÅ›cia nocy.
OPOWIEŚĆ O PAWLE STRZELECKIM
 
Tomek poÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ na wygodnym posÅ‚aniu w cieniu przewiewnego sza­Å‚asu. DÅ‚ugo bÅ‚Ä…dziÅ‚ wzrokiem po bezchmurnym niebie, rozmyÅ›lajÄ…c jedno­czeÅ›nie o zadzierzgniÄ™tej w tym dniu przyjaźni z tak niezwykÅ‚ymi towarzy­szami wyprawy. PuszyÅ‚ siÄ™ nawet nieco, monologujÄ…c po cichu:
„Nikt z moich kolegów w Warszawie nie może nawet poszczycić siÄ™ znajomoÅ›ciÄ… z prawdziwym podróżnikiem. A tymczasem taki wytrawny Å‚owca dzikich zwierzÄ…t jak pan Smuga, sam zaproponowaÅ‚ mi swojÄ… przy­jaźń! Poza tym pan bosman Nowicki również nie jest pierwszym lepszym marynarzem. A jaki mir ma u zaÅ‚ogi Aligatora! Na wszystkie jego polece­nia majtkowie sÅ‚użbiÅ›cie odpowiadajÄ…: »Ay, ay sir«[51]! i speÅ‚niajÄ… je bez szem­rania. Takich to ja mam przyjaciół! Ponadto przecież jestem synem dowódcy Å‚owieckiej ekspedycji..."
Przyjemne rozmyÅ›lania sprawiÅ‚y, iż w koÅ„cu zmorzony sennoÅ›ciÄ… zasnÄ…Å‚ z bÅ‚ogim uÅ›miechem na ustach. SpaÅ‚ kilka godzin. Gdy siÄ™ przebudziÅ‚, byÅ‚o już ciemno, na niebie migotaÅ‚y gwiazdy. JednoczeÅ›nie dobiegaÅ‚y go gÅ‚osy to­warzyszy gwarzÄ…cych przy ognisku. Zaniepokojony natychmiast podniósÅ‚ siÄ™ i szybko podszedÅ‚ do nich.
- Dlaczego nie zbudziliÅ›cie mnie? - zagadnÄ…Å‚ z wyrzutem. - Niewiele brakowaÅ‚o, a przespaÅ‚bym caÅ‚e polowanie!
Mężczyźni uÅ›miechnÄ™li siÄ™ do niego. Ojciec, robiÄ…c mu miejsce obok sie­bie, uspokoiÅ‚ go:
- Nie obawiaj się! Mamy jeszcze czas. Dopiero co zapadł wieczór. Dingo zwykle wychodzą na łowy koło północy.
Tomek przysiadł przy ojcu.
- Piękne są tutaj noce na stepie, tylko mogłoby być trochę chłodniej - zagaił Smuga przerwaną rozmowę.
- Zgadzam siÄ™ z panem, ale jednoczeÅ›nie zapewniam, że i inne okolice Australii majÄ… wiele swoistego uroku - gorÄ…co stwierdziÅ‚ Bentley. - Gdy­byÅ›cie, panowie, znali ten kraj tak jak ja, może pozostalibyÅ›cie u nas na zawsze.
- Bajki pan opowiadasz, za przeproszeniem! - nieoczekiwanie wy­buchnÄ…Å‚ bosman Nowicki. - Nie mówiÅ‚byÅ› pan takich bzdur, gdybyÅ› chociaż raz w życiu ujrzaÅ‚ naszÄ… rodzinnÄ… ziemiÄ™! Jakie to cudne u nas pola, lasy! A nad naszÄ… rzekÄ… WisÅ‚Ä…, ile to piÄ™knych miast! Kochana Warszawa, gród krakowski, ho, ho! aż żal serce Å›ciska, że ich widzieć nie można. Co mi tam przy naszej Polsce wasza Australia z jej piekielnym upaÅ‚em, suszami, powodziami, stadami owiec i Bóg tam jeszcze wie z czym! PrzemierzyÅ‚em już pra­wie caÅ‚y Å›wiat, ale wierz mi pan, że koÅ›ci moje chciaÅ‚bym zÅ‚ożyć tylko w polskiej ziemi...

Podstrony