Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Nie zamierzała siedzieć bezczynnie i przyglądać się, jak ci dwaj niszczą jej rodzinę.

– Dość ukrywania się w kuchni – oznajmiła zdecydowanie. –
Poprawiła włosy i zdjęła fartuch. Nie będzie potulnie schodzić im z drogi. Skoro knują pod jej dachem przeciwko jej krewnym, powinni liczyć się z tym, że nie będzie im tego ułatwiać.

– Pani! Nie wolno ci tam iść! – przeraziła się Eilidh. – Wilk stanowczo zabronił…

– Nie dbam o jego zakazy! Koniec końców, jestem panią tego zamku. Mam prawo przywitać gościa.

Z duszą na ramieniu weszła do przedsionka. Bała się gniewu Aleksandra, ale postanowiła chwycić byka za rogi. Stawka była wysoka. Chodziło o bezpieczeństwo przyjaciółki i kuzynki.

Bruce był równie wysoki i postawny jak MacDonald. Miał
rudobrązowe włosy do ramienia i przyjemne rysy twarzy. Z
pewnością mógł podobać się kobietom.

Kiedy obaj mężczyźni wyczuli jej obecność i spojrzeli w jej stronę, zebrała się na odwagę i podeszła bliżej. Celowo unikała wzroku Aleksandra. Mimo to czuła, że jest bardzo, ale to bardzo
niezadowolony.

Robert podniósł się z miejsca i posłał jej szeroki uśmiech.

– Lady Margaret, jak mniemam.

Skinęła głową i dygnęła.

– Witaj w moich progach, panie.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej i obrzucił ją taksującym
spojrzeniem. Nawet nie próbował się z tym kryć.

– To prawda, co o tobie powiadają, pani. Choć w
rzeczywistości jesteś o wiele piękniejsza niż w opowieściach.
Piękniejsza nawet niż twoja matka.

Peszył ją jego jawny zachwyt, ale nie dała tego po sobie
poznać. Nadal nie patrzyła na Wilka, ale jego gniew był niemal namacalny.

– Znałeś moją matkę, panie? – zwróciła się do Bruce’a.

– Spotkałem ją tylko raz. Cieszy mnie, że do nas wyszłaś, pani. Rad jestem poznać nieustraszoną obrończynię zamku Fyne. –
Wskazał jej ławę obok siebie i poprosił, by usiadła.

Kiedy zajmowała miejsce, zerknęła niepewnie na
Aleksandra. Jego mina nie wróżyła niczego dobrego. Wiedziała, że przyjdzie jej słono zapłacić za nieposłuszeństwo, którego się dopuściła.

– Nie czekają na ciebie żadne obowiązki, pani? – zapytał
lodowatym tonem.

– Zrobiłam, co w mej mocy, aby nakarmić naszych gości. –
Uśmiechnęła się i przeniosła wzrok na Roberta. – Mam nadzieję, panie, że wieczerza ci smakowała.

– Jestem syty i więcej niż zadowolony. Humor dopisuje mi
jak zwykle, gdy mogę nacieszyć oczy widokiem urodziwej
niewiasty.

O dziwo, nie oblała się rumieńcem.

– Skoro tak, rada jestem, że mogę ci służyć, panie.

Roześmiał się i popatrzył na nią badawczo.

– Czyżby, lady Comyn? – zapytał, akcentując jej nazwisko.

– Naturalnie. Za nic nie chciałabym sprawić ci przykrości –
odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Pozwolisz, że o coś zapytam?
Ciekawi mnie, w jakich okolicznościach spotkałeś moją matkę.
MacDougallowie i Bruce’owie nigdy nie żyli ze sobą w przyjaźni.

– Akurat zawarliśmy wówczas rozejm. A poznaliśmy się na
weselu. Byłem wtenczas niewiele starszy od ciebie i gdy ją ujrzałem, z miejsca się zakochałem. Ale ona nawet nie chciała na mnie spojrzeć. Próbowałem zaciągnąć ją do lasu. Skończyło się na tym, że dostałem po twarzy.

Nietrudno jej było w to uwierzyć. Mary słynęła z krewkiego temperamentu. Na szczęście Bruce wspominał zajście z humorem.

– Być może wyda ci się to dziwne, panie, ale matka bardzo kochała ojca.

– Nie wątpię. Była też niezwykle lojalna. Jesteś do niej
podobna, więc zapewne także cenisz sobie tę cnotę.

Zawahała się. Nie wiedziała, jak odpowiedzieć. Czyżby ją
sprawdzał?

– Owszem, jestem równie lojalna jak ona – rzekła w końcu. –
Była dla mnie wzorem.

Robert posłał jej uśmiech i odwrócił się do Aleksandra, który siedział sztywno obok nich, bębniąc palcami w blat stołu. – Musisz być oczarowany swoją branką, przyjacielu. Nie wspomniałeś o niej ani słowem poza tym, że wychwalałeś jej męstwo z czasu
oblężenia. Jest naprawdę urocza.

MacDonald wykrzywił usta w ponurym uśmiechu.

– Lady Margaret ma niewątpliwie wiele przymiotów, ale przy mnie nigdy nie bywa urocza.

– Cóż, odebrałeś jej zamek, który odziedziczyła po
umiłowanej rodzicielce. Nosi w sobie krew zarówno
MacDougallów, jak i Comynów, więc siłą rzeczy zaliczasz się do jej najzagorzalszych wrogów.

– Nie traktuję jej jak wroga – stwierdził zwięźle. –

Podstrony