Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Musiał pew­nie uważać, że dzięki opasce na oczach jest nie tylko ślepa, ale również głucha.
Wymacała sakiewkę przy pasie, wyciągnęła zeń gruszkę i postawiła ją sobie ostrożnie na czubku głowy. Była ślepa. Kompletnie ślepa idiotka! Jeszcze dwie gruszki i ostrożnie roz­krzyżowała ręce między otaczającymi ją nożami, trzymając w każdej po jednym owocu za ogonek. Nastąpiła przerwa. Otworzyła usta, chcąc powiedzieć Thomowi Merrilinowi, że jeśli ją tylko zadraśnie, to ona...
Łup! Łup! Łup! Noże nadlatywały tak szybko, że byłaby zaskowytała, gdyby jej gardło nie zacisnęło się niczym kułak. W lewym ręku trzymała sam ogonek, druga gruszka, przeszyta na wylot nożem, drżała lekko, a z tej trzeciej, na głowie, sączył się sok prosto na włosy.
Zerwała opaskę i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę Thoma i Luki; obaj szczerzyli zęby w uśmiechu jak wariaci. Zanim wypowiedziała któreś z wrzących w niej słów, Luca rzekł z podziwem:
- Jesteś niesamowita, Nano. Twoja odwaga jest niesamo­wita, ale ty jeszcze bardziej. - Skłonił się, zamaszyście wy­machując połami tej idiotycznej peleryny z czerwonego jedwa­biu i przykładając dłoń do serca. - Ten numer będę nazywał "Różą wśród cierni". Choć szczerze mówiąc, ty jesteś o wiele piękniejsza od zwykłej róży.
- Nie trzeba specjalnej odwagi, żeby stać jak pniak. ­Róża? Czyżby? Już ona pokaże mu kolce. Pokaże je obydwóm. - Posłuchaj mnie, Valanie Luca...
- Co za odwaga. Nawet nie drgnęłaś. Powiadam ci, ja bym nie miał nerwów do tego, co ty robisz.
Szczera prawda, powiedziała sobie.
- Nie jestem bardziej odważna niż muszę - odparła ła­godniejszym tonem. Trudno krzyczeć na człowieka, który ci uparcie powtarza, że jesteś odważna. Z pewnością lepiej sły­szeć coś takiego niż ten bełkot o różach. Thom z rozbawieniem pogładził siwego wąsa, jakby dosłyszał w tym coś śmiesznego.
- Ta suknia - powiedział Luca, pokazując w uśmiechu wszystkie zęby. - Wyglądasz cudownie w...
- Nie! - warknęła. Właśnie utracił wszystko, co zyskał przed chwilą, tym, że znowu poruszył ten temat. To Clarine uszyła suknię, którą Luca chciał, by nosiła, z jedwabiu barwy jeszcze głębszej purpury niż jego peleryna. Jej zdaniem ten kolor miał ukryć krew, gdyby Thomowi omsknęła się ręka.
- Ależ, Nano, piękno, któremu zagraża niebezpieczeń­stwo, przyciąga. - W głosie Luki pojawił się śpiewny ton, jakby szeptał jej do ucha pieszczotliwe słowa. - Ściągniesz na siebie wszystkie oczy, wszystkie serca zabiją w obliczu twej urody i odwagi.
- Skoro tak ci się podoba - oświadczyła zdecydowanie - to sam ją sobie noś. - Niezależnie od tego koloru, nie miała zamiaru pokazywać łona publicznie, nawet jeśli Clarine uważała, że to uchodzi. Widziała suknię, w której występowała Latelle, całą pokrytą czarnymi cekinami, z karczkiem, który sięgał do brody. Coś takiego mogłaby włożyć... O czymże ona myśli? W ogóle nie miała zamiaru tego robić. Zgodziła się na te ćwiczenia tylko po to, żeby Luca przestał co noc drapać do drzwi wozu, starając się ją namówić do występu.
Temu mężczyźnie nie brakowało zręczności, gdy zachodzi­ła konieczność zmiany tematu.
- Co ci się tutaj stało? - zapytał, nagle nadzwyczaj tro­skliwy.
Drgnęła, kiedy dotknął spuchniętego oka. Miał tylko pecha, że wybrał ten właśnie temat. Już lepiej by zrobił, gdyby nadal starał się chwalić jej czerwoną suknię.
- Nie spodobało mi się, jak na mnie spojrzało tego ranka z lusterka, więc je ugryzłam.

Podstrony